Rozdział 6. " Długie Powroty"

31 0 0
                                    

Seth wyprowadzał mnie z portu wyjątkowo krętą drogą. Co chwilę zmieniał kierunek w którym zmierzał, wychylał się zza kontenerów, sprawdzał teren, popędzał. Woda ociekała z moich włosów i ubrań. Skrzyżowałam ręce na piersi, żeby się ogrzać, ale mimo to targały mną dreszcze, przez co minimalnie się ociągałam.

W końcu wyszliśmy na ulicę, którą oświetlały jedynie uliczne latarnie. Zrobiło się już ciemno i chłodno. Nie zatrzymywaliśmy się. Szliśmy w ciszy, ani razu nie poruszając tematu sytuacji, która rozegrała się kilka minut temu. Złe samopoczucie, chłód, ubrania przylepiające się do ciała zaczęły bardzo działać mi na nerwy. Wypuściłam powietrze z płuc i stanęłam na środku ulicy. Seth również zwolnił, przez chwilę się nie odwracał. Podniósł głowę do góry, jakby sam starał się nie wybuchnąć negatywnymi emocjami. Co go tak irytowało?

- Co? - powiedział odwracając się w moim kierunku.

- Chyba mamy coś do omówienia, nie sądzisz?

Uśmiechnął się prowokacyjnie i zrobił kilka kroków do przodu, aby zmniejszyć dzielący nas dystans.

- Raczej moje umiejętności nie robią na Tobie wrażenia, co nie?

- Dlaczego miałyby?

- Myślałem, że chociaż chwilę będziesz się wykręcać z tego, czymś jesteś.

- Jesteśmy... Poza tym, gdybym miała zaprzeczać, zrobiłabym to zanim wpadłam do wody. Bardziej mnie interesuje, dlaczego mnie właściwie śledzisz. Coś Ci zrobiłam?

- Jeszcze nic, ale nie pozwolę, żeby byle szczeniak zepsuł mi życie, przez brak samokontroli.

- Nie jestem szczeniakiem!

- Tak? Czyli powiesz mi, że przeprowadziłaś się tutaj tak poprostu? Powiesz mi, że nie odwaliłaś jakiejś spektakularnej, pierwszej przemiany, że nie uciekasz przed konsekwencjami... Tak duże miasto nie było dobrym wyborem.

O co mu chodziło? Dlaczego tak łatwo przyszło mu założyć, że się nie kontroluje, że zrobiłam coś w poprzednim miejscu zamieszkania i musiałam uciekać? To aż takie niespotykane, że Zmiennokształtny przeprowadzą się do zatłoczonego miasta? Zawsze musi być odwrotnie... Hipokryta, sam tu mieszka.

- Zdaje ci się, że wszystko wiesz co? A tak naprawdę, nie wiesz nic... - poszłam przed siebie mijając chłopaka. Nie czułam potrzeby wyprowadzenia go z błędu. Ledwo go znam, nie będę opowiadać mu o swoim prywatnym życiu, tylko dlatego, że uważa Nowy York za swój teren.

Poszedł za mną. Lekkim truchtem zdołał mnie dogonić. Zerknął na mnie, tylko przez krótką chwilę. Czekałam, aż coś powie.

- Nie powinno Cię tu być.

- Dlaczego?

- Tylko Ci się wydaje, że możemy tu żyć tak jak na odludziach.

- Nie uważam, że Wilki mogą żyć tu tak jak na wygnaniu. Nie przyjechałam tutaj po to, żeby żyć jak Zmiennokształtna. Chcę żyć jak każda inna dziewczyna.

- Powodzenia... - zaśmiał się sarkastycznie. Dlaczego tak łatwo przychodzi mu ocenianie ludzi?

Dotarliśmy do metra. Mimo niechęci do nowego znajomego, zdałam się na jego doświadczenie i pozwoliłam mu się odwieźć do domu. Gdy już jechaliśmy w jego kierunku, zaczęłam czuć się bardzo nieswojo. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę. Nic dziwnego. Mokra nastolatka wracająca metrem, o tej godzinie, to zapewne niecodzienny widok. Spięłam włosy w koka i zdjęłam mokrą kurtkę. Wpakowałam ją do torby, gdy mój towarzysz sam zaczął się rozbierać. Podał mi swoją bluzę i czekał na mój ruch. Czy on właśnie wykonał miły gest w moim kierunku?

- Dzięki - powiedziałam odbierając od niego ubranie. Założyłam ją na siebie i poczułam silny zapach perfum. Nie w moim guście.

Po dłuższym czasie, w końcu dotarliśmy do naszej stacji. Spacerem ruszyliśmy pod budynek w którym mieściło się moje mieszkanie.

- Rodzice pewnie się martwią...

- Nie sądzę, mieszkam sama...

- Czemu?

- Nie wiem czy ufam Ci na tyle, żeby zwierzać się z tak osobistych szczegółów.

Zdjęłam z siebie bluzę chłopaka, podałam mu ją i zaczęłam otwierać furtkę.

- Dzięki za bluzę i ratowanie z opresji.. Dwa razy.

- Trzy, jeśli liczymy pomoc w dotarciu do domu. Nie ma za co... Chociaż zdania nadal nie zmieniłem.

- Zdania w czym?

- Najlepiej byłoby, gdybyś się wyniosła.

- Nie uważasz swoich złotych rad za lekką hipokryzje?

Zaśmiał się po czym machnął ręką i odszedł w kierunku, w którym jeździł szkolny autobus. Weszłam na podwórko a potem do budynku, witając się z Harrym.

Ledwo trzymałam się na nogach, mimo to dotarłam jakoś do mieszkania. Rzuciłam torbę na blat w kuchni i oparłam głowę na dłoniach. Co się dzisiaj stało? Miałam zacząć od nowa, jako normalna nastolatka. A pierwszego dnia trafiam na innego wilka, w dodatku nadmiernie dbającego o swoje terytorium. Świetnie.

Zerknęłam w telefon gdzie miałam kilka nie odczytanych wiadomości od Lidii. Pewnie po szkole zajrzała tu, a gdy mnie nie zastała, zaczęła się martwić.

Odpisałam jej, wciskając kit o spotkaniu kolegi i spędzeniu z nim dnia na zwiedzaniu miasta. Napisałam też, że porozmawiamy następnego dnia, bo jestem zmęczona.

Tego wieczoru wzięłam długi prysznic. Zmywałam z siebie stres i smród portu którym zdążyłam przesiąknąć.

Modliłam się w duchu, aby następnego dnia Seth się ode mnie odczepił i pozwolił żyć własnym życiem. Rozumiem że się martwił. Jeśli mi powinie się noga, to on też będzie musiał uciekać. Ale on mnie nie zna, nie wie pewnych rzeczy. Na przykład tego, że od paru dobrych lat nie zmieniłam skóry, bo po pierwszej przemianie praktycznie straciłam moc. Dlatego na samym początku nie wyczułam u Setha wspólnego genu. Chłopak nie miał się o co martwić. Jeśli istniał idealny Zmiennokształtny do przeprowadzki w takie miejsce, to tylko ja.

Po kąpieli padłam na łóżko a moje  oczy same się zamknęły. Nie walczyłam z tym, odpłynęłam.

Tej nocy znowu śnił mi się biały wilk i dziewczyna z dziwnym symbolem na ręce. Nie wiedziałam nadal, co to może oznaczać. Ale zawsze miałam bujną wyobraźnię, więc postanowiłam się nie przejmować. To i tak był wystarczająco dziwny dzień.

Młoda KrewWhere stories live. Discover now