Nicole zawsze była dziwna.
Jej błękitne tęczówki zdecydowanie były inne niż reszta niebieskich oczu, jej kroki bardziej chwiejne (choć upadki inne niż mentalne jej się nie zdarzały), myśli - bardziej niestabilne.
I jakby potwierdzając swoją inność, nie lubiła się wyróżniać. Nie lubiła, bo - wbrew głosom innych ludzi - nie była wyjątkowa, tylko dziwna; nie wrażliwa a rozchwiana emocjonalnie; nie introwertyczna a aspołeczna.
Wiedziała to wszystko od zawsze i od zawsze wiedziała, że nikt nie byłby w stanie zaakceptować jej odstępstw od szeroko przyjętej normy.
Wyjątkiem, podobno potwierdzającym regułę, była Claire. Ta dziewczyna zdawała się dawać każdym oddechem tlen, niezbędny do funkcjonowania Nicole. Chciała jej go podawać, razem z siłą i całym szczęściem, który tlił się w jej środku. Przynajmniej do pewnego czasu.
Zakochały się w sobie, co było do przewidzenia, biorąc pod uwagę to, jak Claire się starała. To, jak próbowała uratować swoją miłość, jakby nie zauważyła, że na nią jest już za późno. Jakby nie zauważyła - albo nie chciała zauważyć - jak koniec przybliża się do nich razem z każdym branym wspólnie wdechem.
Aż w końcu nadszedł, a one się skończyły.
CZYTASZ
padał deszcz | gxg
Romancete kilka kropel na twojej skórze, one wyglądały tak cudnie tw; suicide