{4}

245 10 24
                                    

Minęło już pół godziny. Chromedome siedział i obserwował Rewinda, który z najwyraźniej wielkim zainteresowaniem przyglądał się samolotom na zewnątrz. Nos miał przytknięty do szyby, a oczy utkwione w jakimś punkcie za nią.

Chromedome miał nadzieję, że jego ukochany nie poczuje się jakoś bardzo źle w samolocie. Blondynek w samolocie zwykle czuł się troszkę źle z powodu swojej choroby lokomocyjnej, jednak mdłości spowodowane ciążą mogły pogorszyć sprawę. Przed wyjazdem zdążył on jeszcze zwymiotować dwa razy. Źle się poczuł i naprawdę nie chciał jechać. Ale potem się zgodził.

Jego mąż zwyczajnie się martwił. Czuł, że ta ciąża też na niego wpływa. Był bardziej nerwowy, nadopiekuńczy i bał się o zdrowie ukochanego i ich dziecka.

Przyglądał się Rewindowi i wyobrażał sobie, jak ten będzie wyglądał z okrągłym brzuszkiem. Zdał sobie sprawę z tego, że już nie może się doczekać, aż blondynkowi urośnie brzuch. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł go po nim gładzić i całować. Nie mógł się doczekać, aż Rewind powie mu, że czuje kopnięcia ich ukochanego maleństwa. Nie mógł się doczekać, aż dowie się, czy ma syna czy córkę.

-Skarbie... Chodź, siadaj.- poprosił.

Rewind odszedł od okna i potarł zmarznięty nos. Usiadł swojemu partnerowi na kolanach a potem złapał go za rękę. Czuł się zmęczony i było mu trochę niedobrze. Ta ciąża już go wykańczała, a co będzie, gdy przyjdzie mu męczyć się z tym brzuchem, wielkim jak balon.

-Martwisz się tym dzieckiem..?- szepnął do niego Chromedome.

-Troszkę...- przyznał blondynek. -Znowu jestem taki umęczony, jakbym rowy kopał.- mruknął, a jego partner zaśmiał się pod nosem.

-Nie mam ci tego za złe. Pamiętaj, że to przez ciążę. Zdrzemniesz się jeszcze w samolocie.- pocieszał go.

-Jak się nie zrzygam na podłogę.- burknął Rewind.

-Nic się takiego nie stanie. Bądźmy dobrej myśli.- uśmiechnął się Chromedome, gładząc go po aksamitnym policzku.

Siedzieli tak jeszcze dwadzieścia minut, ku wielkiemu obrzydzeniu pewnej grupy nastolatków. Nie obchodziło ich jednak zdanie jakichś nietolerancyjnych dzieciaków. Ważne było to, że się kochali i byli ze sobą szczęśliwi.

Po jakimś czasie mogli już iść do samolotu. Rewind tylko czekał, aż bedzie mógł sie zdrzemnąć. Nie to, żeby jakoś wykorzystywał swoją sławę i pieniądze, które dzięki niej miał, ale nie przepadał już za lataniem samolotami z innymi ludźmi, a do klasy ekonomicznej nawet nie wtykał nosa, jeżeli takowym zdarzyło mu się lecieć. Wolał prywatne samoloty. Chromedome dobrze o tym wiedział i takim samolotem wracali do domu, do Kalifornii. A raczej mieli wracać...

-Nosz cholera jasna..! Nie za to im płacę..!!- warknął nagle Chromedome, prawie rzucając swoim złotym I phone'em o podłogę.

----------------------------------

No Zgredek nie odpuści złotego srajfona. 😂😂😂 Musiałam. No po prostu musiałam. Jak już spać na forsie, to po całości!

----------------------------------

-Co się stało, Domey..?- zmartwił się Rewind.

-Mam dwa prywatne samoloty, jeden jest w naprawie, a drugiemu akurat teraz musiał się zepsuć silnik..!!- zeźlił się jego ukochany, a potem zaczął kląć we wszystkich językach, jakie znał (czyli po angielsku, francusku, hiszpańsku i włosku). -Szlag by to wszystko trafił!!- denerwował się.

Dwie kreski..?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz