Atak

1.7K 73 7
                                    

~Alex

Leciałam w przestworzach ledwie parę minut, a zrobiło się już ciemno. Był środek nocy. Wiedziałam jak poruszać się na gryfie, ponieważ mieliśmy wieczorem swój lot próbny. Teraz zacznie się prawdziwa zabawa.

Zaczęliśmy krążyć nad zamkiem Miraza. W jednym z okien dostrzegłam Zuzę i Zuchona. Po chwili zniknęli mi z pola widzenia wchodząc głębiej w mury. A na jednej z wież dostrzegłam Edmunda.

Kazałam gryfowi by zostawił mnie na jednym z parapetów niedaleko gabinetu profesora. Tak przynajmniej mi się zdawało.

Będąc już w środku cicho przemierzałam korytarze. Parę razy musiałam uciszać jakichś strażników ale nie było źle. Zza jednym z drzwi usłyszałam głos siostry.

-Sami odwiedzimy Miraza.

-A ja i tak dotrę na czas do bramy - chwila co? Jakaś zmiana planów?

Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Kaspian, a za nim reszta. Ale coś mi nie pasuję. Rozdzielili się, a jak tak patrzę to szatyn poszedł w inną stronę niż wyjście. Naturalnie poszłam za nim. Po paru minutach doszliśmy do lochów. I w tym momencie zrozumiałam co mi nie pasowało. Nie było profesora.

Kas pokonał szybko strażników i podbiegł z kluczami do jednej z cel, gdzie leżał jakiś staruszek, którego zaraz obudził.

-Jeszcze pięć minut? - omal się nie zaśmiałam z przytyku. Czyli nie tylko w kryjówce ma kłopoty ze wstawaniem.

-A ty skąd się tu wziąłeś? - zaczął mu rozkuwać kajdany - Nie po to pomagałem ci uciec żebyś teraz wracał - wstali - Uciekaj lepiej, zanim Miraz się dowie że tu jesteś.

-Sam mu o tym powiem za chwilę. Zamierzam dać mu twoją celę - i już chciał odbiec, ale profesor mu przeszkodził łapiąc go za ramię.

-Nie lekceważ Miraza jak zrobił to twój ojciec - chwila, co?

-Nie rozumiem, o czym mówisz - a ja chyba rozumiem, ale mam nadzieję że się mylę.

-Przykro mi - o nie.

Chłopak wyrwał się staruszkowi i pobiegł po na górę. Od razu ruszyłam za nim nawet nie myśląc o tym, że profesorek mnie widział. Liczył się tylko Kaspian.

Biegliśmy korytarzami do komnaty Miraza. Tego akurat byłam pewna na sto procent. W końcu szatyn zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Podeszłam do niego tak by mnie nie zauważył kiedy otwierał je. Wślizgnęłam się zanim zostały zamknięte i ukryłam się za gobelinem wiszącym na ścianie. Kas wyjął miecz i czubek przyłożył do gardła mężczyzny, który od razu się obudził.

-A więc jesteś - zaśmiał się. Ja mając miecz na gardle nie robiłabym tego - Cały i zdrów.

-Wstawaj - warknął chłopak. Tamten wypełnił jego polecenie przy okazji budząc żonę.

-Kaspian? - nie. Piotr Wspaniały. Oj obaj by się na mnie obrazili.

-Nie wychodź z łóżka - miał roztrzęsiony głos.

-Co chcesz zrobić? - zatańczyć lambadę z wujaszkiem.

-To chyba oczywiste kochana - coś ty taki spokojny, Miraz? - Wiesz w pewnych kręgach takie postępowanie uchodzi za niestosowne.

-To cię nie powstrzymało, co? - mocniej zacisnął dłoń na rękojeści.

-Tym się właśnie różnimy, prawda? - zobaczyłam, że jego żona wzięła kusze ze ściany i zaczęła celować w chłopaka. Od razu wyjęłam jeden z noży i w nią wymierzyłam - Tragiczne. Raz pokazałeś trochę charakteru i wszystko na marne.

Disobedient ✔ Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz