1. Początek

36 1 0
                                    


-Do jutra- krzyknęłam Mali.

Ze skórzanej torebki wyciągnęłam kluczyki od Range Rovera. Odpaliłam i pojechałam prosto do domu. Jak zwykle nikt tam na mnie nie czekał, sama musiałam zrobić sobie obiadokolacje. Postawiłam na spaghetti. Pyszny makaron z sosem był wyśmienity po całym dniu ciężkiej pracy. Było dosyć wcześnie a że nie miałam żadnych lekcji, stwierdziłam, że czemu by nie pójść na spacer. Dosyć ciekawa forma rozrywki jak na ten czas. Ubrałam się ciepło i powędrowałam w stronę pobliskiego lasku. Natura mnie uspokajała, sprawiała że przestawałam myśleć o problemach jakie czekały na mnie w domu, szkole. Była to dla mnie miła odskocznia, chociaż rzadko zdarzały mi się takie spontaniczne wypady. Moja mama jest uznanym psychiatrą, natomiast tato to szanowany prawnik. Zarabiają duże pieniądze i oczekują ode mnie, że w przyszłości będę taka sama oraz będą ze mnie dumni z powodu moich osiągnięć w karierze. Mnie to nie kręci. Ja wolałabym coś bardziej ryzykownego a nie tylko słuchanie o czyiś problemach i rozwiązywanie ich. Czuję, że stać mnie na więcej. Doszłam prawie do skraju lasu, więc spojrzałam na zegarek. Okazało się, że jest już grubo po północy, moi rodzice pewnie są już w domu. Wątpię żeby w ogóle wiedzieli ze mnie nie ma, pewnie już śpią i nie maja pojęcia o tym że nie leżę w łóżku na końcu korytarza. Przyśpieszyłam tempa, nie chciałabym aby moi rodzice jednak się martwili gdyby jakimś cudem zaglądnęli do mojego pokoju. Kiedy byłam przed posiadłością zauważyłam, że w pomieszczeniu, w którym powinni odpoczywać moi rodziciele, świeci się światło. To się zdarzało o tak późnej porze tylko kiedy się kłócili. Świetnie, jeszcze brakowało mi tego, żeby mnie do tego włączyli. Pewnie przyczepią się gdzie to ja byłam bez ich wiedzy i zgody o tak późnej godzinie. Podeszłam do drzwi i chciałam przekręcić klucz, ale te same ustąpiły i moim oczom ukazał się biało-szary salon. Nie był oświetlony, tylko blado żółta struga światła wydobywała się ze strony schodów. Nie słyszałam żadnych krzyków, tłuczenia szkła czy choćby rozmowy. To mnie zdziwiło, wystraszyło ale i zaciekawiło. Chciałam sprawdzić dlaczego światło jest zapalone. Miałam przed oczami różne wizje, złodzieja rabującego nasz dom, moich przyjaciół, który chcieli mnie przestraszyć. Powoli zaczęłam wspinać się po schodach trzymając w rękach wazon, który wcześniej zabrałam ze stolika. Zawsze się przyda jakaś ochrona. Drzwi były uchylone. Na czerwonym już dywanie leżał mój ojciec, cały we krwi z organami wewnętrznymi na klatce piersiowej. Moja matka była przygwożdżona do ściany obok przez jakiegoś mężczyznę. Wydałam z siebie stłumiony krzyk, po czym upadłam na kolana. Obcy mnie usłyszał, syknął na mnie i już chciał się na mnie rzucić, lecz strzał prosto w głowę go powstrzymał. Podniosłam wzrok na mojego wybawcę. Był to mężczyzna około 40 lat, siwiejąca już broda i włosy dodawały mu charakteru a stara, brązowa, skórzana kurtka i broń w ręku mówiły ja jestem tu szefem. Na początku nie wiedziałam jak na niego zareagować. Uratował mnie, lecz jednak możliwe, że też chce mnie skrzywdzić.

-Proszę, zostaw mnie w spokoju. Ja nikomu nic nie zrobiłam- łkałam.

-Spokojnie. Nic Ci nie zrobię, jesteś już bezpieczna. Musisz mi teraz zaufać.- podał mi rękę aby pomóc mi wstać.

Złapałam jego dłoń i nie wiedzieć dlaczego ufałam mu, chciałam tylko mieć pewność, że nic mi nie grozi. Nieznajomy ściągnął z siebie kurtkę i nałożył na moje ramiona, kiedy wychodziliśmy z mojego domu. Podeszliśmy do jego samochodu, pięknej Impali z 67'. Od zawsze taką chciałam, ale nie narzekam na moje dotychczasowe cacko. Pomimo, że troszkę się uspokoiłam, łzy z moich oczu dalej spływały po policzkach. Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Spojrzałam na niego a on tylko skinął głową.

-Nazywam się John Winchester. Jestem łowcą potworów. Wiem że to dla Ciebie trudny okres. Straciłaś właśnie rodziców przez wampira. Obiecuje Ci, że go dopadnę i pomszczę twoją rodzinę.

-Skąd w ogóle wiedziałeś że ten stwór jest w moim domu? Dlaczego nie przyszedłeś kilka minut wcześniej? Moi rodzice by żyli, ty byś go upolował a ja byłabym dalej zwykłą nastolatką.- zapytałam z wyrzutem.

-Przykro mi. Śledziłem go, lecz w pewnej chwili mi umknął. Nim znowu natrafiłem na jego trop, było już za późno. Prześpij się, na pewno jesteś zmęczona.- odparł ze spokojem.

-Jak mam zasnąć, moi rodzice zginęli?!- złość we mnie buzowała.

Po chwili ciszy, mój zapał się obniżył i dało się wyczuć moje zmęczenie. Oczy same się zamykały, jazda samochodem tylko to ułatwiała. Niedługo po wyjechaniu z miasta zapadłam w głęboki sen.


To będzie książka opowiadająca jak Lydia została łowcą.
Rozdziały będą co tydzień w sobotę.
Pozdrawiam, WolfShadow

Huntress [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz