Pocałunek syreny

1.5K 107 78
                                    

My heart is pierced by Cupid, I disdain all glittering gold, there is nothing can console me but my jolly sailor bold./Serce me przeszył Kupidyn, pogardzam całym tym błyszczącym złotem, radości nic innego nie może mi już sprawić poza moim śmiałym żeglarzem.

My Jolly Sailor Bold" from „Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides"

Piraci się nie modlą, i Deanowi też się to nie zdarzało – z wyjątkiem tych wszystkich razów, kiedy przemykając chyłkiem przez pokład w kierunku rufy pod osłoną nocy modlił się, by na nikogo po drodze nie wpaść.

Serce biło mu szybciej w takie noce jak ta, bezchmurne, jasne od pełnego księżyca. Impala sunęła gładko przez niewzruszony ocean, tnąc taflę jak nożyce, pozostawiając za sobą kilwater, było cicho, zbyt cicho, jeden nieostrożny krok i zdradziłby się tak łatwo! Ten statek skrzypiał, niemiłosiernie, jeśli nie wiedziało się, gdzie stanąć, dzięki tej gładzi słyszał przynajmniej wachtowników – Cooper i Finlay rechotali z czegoś głośno, wyglądając przez burtę po drugiej stronie.

Grzbiety fal wzburzonych przez statek migotały w srebrnym księżycowym blasku. Wychylił się przez rufę, by spojrzeć na ciemną, niemalże czarną wodę.

– Cas – syknął, na tyle głośno, by było go słychać, jednocześnie pozostając przy szepcie. Nie mógł krzyknąć, jeśli nie chciał wszystkich na tej łajbie pobudzić, ze swoim ojcem włącznie. – Cas!

Natychmiastowo umilkł, smukła sylwetka wyrosła przed nim, wsparłszy się na barierce. Castiel potrafił wspinać się po rufie i robił to praktycznie bezszelestnie... Zadziwiająco zręcznie jak na kogoś, kto posiadał zamiast nóg rybi ogon.

– Cześć, Dean – wymruczał kusząco, z półuśmiechem, patrząc blondynowi na usta. Jego mokra dłoń spoczęła Winchesterowi na karku i przyciągnęła go do pocałunku, namiętnego, gorącego w chłodnym, nocnym powietrzu, Dean zaśmiał się miękko pod jego wargami, mokrymi i słonymi od morskiej wody. Westchnął zaskoczony, bo Castiel złapał niespodziewanie jego dolną wargę między swoje zęby.

– Niech cię, Cas – sapnął, odrywając się od niego. – Uczysz się pierońsko szybko.

I tyle z ich konwersacji. Naparł na niego, językiem, a Cas nie zaprotestował, otworzył usta wpuszczając go, głęboko, i zamruczawszy z zadowoleniem, uśmiechając się – teraz już szeroko – zarzucił ramiona ukochanemu na szyję. Objąwszy go w talii, bardzo mocno, Dean przeciągnął go przez barierę, biorąc go na ręce.

Tak naprawdę droga z jego kajuty oficera na rufę stanowiła tę łatwiejszą część. O wiele trudniej było wrócić, zostanie złapanym tak po prostu, samemu... Coś by wymyślił. Ale gdyby ktoś przyłapał go z syreną na rękach – o tym nie chciał nawet myśleć.

Kajuta była spora, miała wąskie okna, w nocy jednakże jedyne źródło światła stanowiła świeca na stoliku przy łóżku. W kącie stały przyrzucone zwojami pergaminu skrzynie, najwięcej miejsca zajmowało samo łóżko – duże dwuosobowe łoże, zwykle przykryte haftowaną w zielono-złoto-brązowy wzór narzutą, z drewnianą ramą i czerwonymi zasłonami. Zamknąwszy za sobą drzwi Dean rzucił Casa wprost na nie, delikatnie acz stanowczo; ściągnął przez głowę szeroką białą koszulę z szerokimi luźnymi rękawami i cisnął nią na podłogę.

Chryste, kolana chyba nigdy nie przestaną mu na ten widok mięknąć.

Długi, smukły, pokryty pomarańczowymi łuskami ogon zakończony kształtną płetwą w bladopomarańczowym kolorze – Cas był olśniewający, a sposób, w jaki patrzył na niego, tak wyczekująco na tym łóżku wyciągnięty, wsparty na łokciach, ze wstrzymanym oddechem...

Widział w życiu wiele skarbów, całe jaskinie nimi wypełnione, ale z tą istotą, tak w jego pościeli bezbronną, tak zachwycającą... nie mogło się równać nic. Zakochany był w tym do szaleństwa.

My Jolly Sailor Bold (pirate!Dean&merman!Cas DESTIEL AU) - UKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz