Przeprawa podwodnymi korytarzami nie wyrządziła Deanowi najmniejszej krzywdy – miłość Casa uchroniła go przed utonięciem choć zeszli bardzo głęboko i nie wynurzali się przez dłużej niż piętnaście minut. Podwodnym labiryntem przedostali się do groty, cicho wychynęli spod powierzchni.
Grota była wysoka, jej sklepienie zerwało się, odsłaniając las, woda wlewała się do środka, kaskadami spływając po kamiennych ścianach. Porosła mchem i gęstymi pnączami ta świątynia istniała tu od czasów starożytnych, dno groty zostało zalane. Pośrodku tego płytkiego jeziora wznosiła się wysepka, na niej zaś kamienne źródło. Wyjrzawszy zza kamienia Dean ujrzał piratów z Impali, gromadzących się wokół niego, przedostali się do wnętrza jaskini przez tę wyrwę w sklepieniu, schodzili stromym zboczem w dół, zrozumiał to, zobaczywszy Coopera ściągającego Finlay'a z nierównej skalnej ściany. Wysepkę otaczały ruiny wysokich kolumn.
– Do diaska! – usłyszał ojca i wzdrygnął się, opadł niżej za wielki kamień. – Gdzie jest Walker?!
Mimowolnie rozpromienił się na moment w uśmiechu. Walker. Zjedzony.
Cas wspiął się po jego plecach, pomarańczowa płetwa pozostała zanurzona w wodzie.
– Jaki masz plan? – szepnął mu do ucha, Dean zerknął na niego, rad, iż użył drugiej osoby, „ty". Tak, to on, Dean, miał mieć plan, Cas miał się schować i czekać, nie mogli dopuścić, by znów zaszantażowano ich sobą nawzajem, by znów ich przeciwko sobie wykorzystano.
– Zniszczę Źródło – wskazał kolumnę, z której pozostało najwięcej, usytuowaną tak, że gdyby ją zwalić, upadłaby idealnie tam, gdzie potrzebował, żeby upadła. Owszem, w ten sposób zakończy legendę Wody Młodości raz na zawsze i nikt z niej już nigdy nie skorzysta, ale też nikt nie straci tu już życia. Nikt nie stanie się więcej tych przeklętych, pogańskich czarów niewinną ofiarą. Uratuje Sama. Uratuje brata od śmierci, na jaką nie zasługiwał. – Muszę wdrapać się na tamtą ścianę – pokazał mu miejsce. – Ten filar jest stary. Powinno wystarczyć, jak go stamtąd pchnę.
Szarpnięcie za ubranie zatrzymało go, Cas obdarzył go jeszcze jednym cmoknięciem na szczęście, ich wargi zetknęły się ze sobą, w łagodnej, czułej wymianie ciepła.
– Uważaj na siebie.
Dean nigdy Casa nie zapytał, jak długo żyją właściwie syreny – jako mityczne stworzenia dysponowały na pewno dłuższymi od ludzi żywotami, tylko co to oznaczało? Że Cas mógł żyć sto lat, trzysta, tysiąc? A może JUŻ miał ponad tysiąc lat, nie przyszło mu do głowy, by o to zapytać. Powiedział, że syreny łączą się w pary raz na całe życie, czy gdyby był aż tak stary możliwe byłoby, by był sam? Tak czy inaczej, wspinając się po wilgotnej skale, starając się nie robić hałasu Dean zastanawiał się, czy i jemu samemu nie przydałaby się odrobina wody ze Źródła Młodości, by być z ukochanym dłużej. Kogoś musiałby poświęcić. Połowa ze sparszywiałych gnid z pokładu okrętu którym tu przybyli nie stanowiłaby dla tego świata różnicy, Stanhope sugerował obdarcie Casa z łusek. Ponsoby rzucał w niego puszkami. Chwilowa, wtórna złość napełniła go, tylko chwilowa, bo szybko doszedł do wniosku, że gdyby z premedytacją odebrał komuś życie, by samemu żyć, nawet łajzom, których tak nienawidził, nie różniłby się od swojego ojca niczym. A nie chciał być taki jak on.
– Przygotować kielichy! – znów dobiegło od hordy piratów, krew zwolniła mu w żyłach, Boże, miał mało czasu. Nie mógł tak po prostu rzucić się tam i im przerwać, pragnął ratować Sama. Bał się jednak, iż tym razem ojciec zabije go skutecznie. – Mój synu, wypijesz ze mną – John Winchester podał jednego ze srebrnych kielichów Samowi. – A kiedy wreszcie zemrę, po długich latach wojowania, obejmiesz po mnie mój statek.
CZYTASZ
My Jolly Sailor Bold (pirate!Dean&merman!Cas DESTIEL AU) - UKOŃCZONE
FanfictionJohn Winchester wyrusza na poszukiwanie Źródła Wiecznej Młodości - oczywiście do rytuału będzie potrzebna syrena. Ciekawym trafem jedna z nich (a raczej jeden) zostaje złapana któregoś dnia rejsu w sieć. Dlaczego Castiel, prześliczny syren o pięknyc...