Percy
Percy już od momentu swojej pierwszej misji wyrobił sobie opinię o bogach i jak wiadomo nie stawiała ich w zbyt dobrym świetle. Zresztą czemu się dziwić, skoro już od ponad pięciu lat nie chcą mu dać spokoju i uparcie dają mu kolejne absurdalnie niebezpieczne zadania, z których cudem uchodzi z życiem. Tak właściwie to do tej pory zastanawiał się, jakim sposobem dożył siedemnastych urodzin. Po wojnie z Gają miał nadzieję, że nareszcie odpuszczą i dadzą mu egzystować jak normalny nastolatek, z normalnymi problemami.
No, ale jak za chwilę miał się przekonać, znowu się pomylił.- Valdez! - Wściekły krzyk, którego autorem była prawdopodobnie Piper, przerwał sen Jacksona.
Syn Posejdona skrzywił się; miał dziwne wrażenie, że Leo podpalił domek Afrodyty, w zemście za to, że Drew nazwała go brzydkim. Parsknął śmiechem, przypominając sobie tamtą sytuację i podniósł się do pionu po czym spojrzał na podłogę, zastanawiając się, czy bardziej opłaca mu się wrócić do snu, który o dziwo nie był koszmarem, czy ubrać się i zejść na śniadanie. Po krótkiej, wewnętrznej bitwie zwyciężył głód. Percy przeklnął swój wiecznie nienasycony żołądek i podszedł do szafy, aby wybrać jakieś znośne ubranie. Pomimo usilnej chęci bycia kreatywnym, jak zwykle skończył mając na sobie obozową koszulkę i szorty. Spojrzał w lustro i zobaczył w nim odbicie uśmiechniętego, czarnowłosego siedemnastolatka z roztrzepanymi włosami. To ostatnie zdecydował się zmienić i już po chwili jego fryzura była zdecydowanie bardziej estetyczna.
Zadowolony z siebie wyszedł z domku. Rozejrzał się i zobaczył swoją dziewczynę rozmawiającą o czymś z Piper, która najwyraźniej już zdążyła zamordować Leona.
- Cześć skarbie - podszedł i przytulił ją, a ona odwzajemniła uścisk. Niestety w okazywaniu uczuć przeszkodziła im McLean.
- Awww - zaczęła rozczulać się nad parą - Zdajecie sobie sprawę z tego, jak bardzo uroczy jesteście? - Annabeth spaliła buraka, a Percy wyszczerzył się, co królowa piękności uznała za potwierdzenie.Dziesięć minut później cała wielka siódemka siedziała przy stole Posejdona, śmiejąc się i jedząc. No, ale pierwsza sprawa: dlaczego wszyscy byli przy stole boga mórz, skoro każdy heros ma siedzieć przy tym należącym do jego boskiego rodzica? Na to pytanie odpowiedź jest prosta; cała "drużyna" obrała sobie denerwowanie Pana D, w zemście za utrudnianie im życia.
Druga sprawa: jak to cała wielka siódemka? Czy Frank i Hazel nie powinni znajdować się w Obozie Jupiter? Otóż nie! Gdy rzymianie postanowili wrócić do Nowego Rzymu, ta dwójka stwierdziła, że potrzebuje odpoczynku po tak niebezpiecznej misji i (ku niezadowoleniu Reyny, która była wściekła za to, że Frank zamiast pomóc jej w zajmowaniu się obozem zostawi ją samą ze wszystkimi obowiązkami) postanowili zostać na Long Island do końca wakacji.
W pewnym momencie Percy pomyślał sobie, że to wszystko jest zbyt piękne, aby było prawdziwe i coś zaraz się stanie. No cóż. Wykrakał.
Przed pawilonem błysnęło jasne światło, zwracając przy tym uwagę wszystkich obecnych. Gdy wygasło oczom herosów ukazała się białowłosa kobieta w granatowej sukni. Syn Posejdona przeklnął pod nosem, po raz kolejny tego dnia. Wprawdzie jej nie rozpoznał, ale wiedział, że na pewno jest boginią, a to oznaczało kłopoty, naprawdę ogromne kłopoty.***
Elpis uśmiechnęła się kończąc wypowiedź, jednak jej optymizm nijak pasował do emocji odczuwanych przez resztę obecnych.
- Czegoś nie zrozumieliście? - spytała.
- Wszystkiego - odparli herosi, z wyjątkiem di Angelo, który wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
-A szczególnie tego fragmentu o czarodziejach, szkole magii i czarnoksiężniku - dodał Percy.
Bogini spojrzała na nich z politowaniem i westchnęła. Właśnie domyśliła się, dlaczego olimpijczycy wysyłają herosów na misje bez żadnych podpowiedzi. No cóż, chciała dobrze, ale najwyraźniej pora zmienić podejście do tematu.
-Wyruszamy jutro, więc radze się wam przygotować - oznajmiła wesołym tonem i opuściła Wielki Dom niemal podskakując.
Jackson zamrugał kilkukrotnie, usiłując zrozumieć czy ta cała sytuacja nie była przypadkiem wytworem jego wyobraźni.
-Czy wy też myślicie, że ten cały czarnoksiężnik to jedna wielka bzdura? - spytał Leo, na co reszta wielkiej siódemki nieznacznie pokiwała głowami. Żadnemu z nich nie chciało się wierzyć w to, co przed chwilą powiedziała im bogini magii. Zresztą, wieść o zdradzie jej poprzedniczki była wystarczająco niepokojąca, tym bardziej, że każde z nich było przekonane o tym, iż to właśnie ona pomogła im podczas wojny z Gają, a teraz dowiedzieli się o tym, że była to Elpis, która za pomocą mocy zmieniła swój wygląd.
-Mówiła prawdę - tym razem odezwał się milczący do tej pory, Nico. Wszyscy spojrzeli na niego niego szokowani, jednak król upiorów nie zwrócił na to większej uwagi. - Gdzieś w czerwcu słyszałem jak ojciec wściekł się, bo jakiś śmiertelnik uciekł z Hadesu - przerwał na chwilę, marszcząc brwi - i z tego co pamiętam nazwał go Riddlem.
-Może nie będzie tak źle - zabrał głos Jason. - W końcu jesteśmy w starym składzie, prawda?
Tak, miał rację, jednak miała do nich dołączyć pewna osoba, pewna narcystyczna i wyjątkowo irytująca osoba.
CZYTASZ
Herosi Olimpu, bitwa dwóch światów
FanfictionKiedy Olimpijczycy odkrywają zdradę Heckate, jej rolę przejmuje inna Bogini, która musi poradzić sobie nie tylko z nowymi zadaniami, ale także bałaganem, który narobiła jej poprzedniczka, w świecie magii. W tym celu zabiera ze sobą wielką siódemkę...