15

280 33 14
                                    

   - Przepraszam, ale mógłby nam Pan wyjaśnić? - zapytałam, kiedy mężczyźni zakuwali nas w kajdanki. Ta sytuacja była absurdalna. Pół szkoły patrzyło, jak przewodnicząca jest zabierana przez policję jak jakaś kryminalistka razem ze swoją dziewczyną. Podczas gdy ja byłam przejęta, Sana wyglądała bardziej na wściekłą.
- Włamałyście się do wieżowca, a to złamanie prawa. Będziecie się tłumaczyć na komendzie. - skomentował najstarszy, zanim pozostałą dwójka zaczęła prowadzić nas do wyjścia.

   Wsadzili mnie do jednego radiowozu, a Sanę do drugiego. Nawet nie mogłam z nią porozmawiać. Całą drogę patrzyłam przejęta przez okno. Pierwszy raz zrobiłam coś nielegalnego i oczywiście, jak to bywa z moim szczęściem, wyglądało na to, że będę musiała ponieść tego konsekwencje.

   Obie zostałyśmy wyprowadzone z pojazdów i osobno przeprowadzone do odpowiednich pomieszczeń. Policjant posadził mnie na krześle przed biurkiem i zdjął kajdanki, stając przy drzwiach. Czekaliśmy na kogoś, kto miał rozpocząć przesłuchanie.

   Około dziesięciu minut później do pokoju weszła niewysoka kobieta. Przywitałam się z nią, ale ona tylko przeglądała jakieś papiery, zupełnie mnie ignorując. Chwilę później zamknęła teczkę i rzuciła ją na biurko. Westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.
- Kim Dahyun... - popatrzyła na mnie i jeszcze raz spojrzała w papiery.
- Niekarana, wzorowa uczennica, cudowne oceny, sporo działalności charytatywnej, zaangażowana przewodnicząca szkoły... po prostu ideał. Co Cię podkusiło, żeby tam się włamać?
- Nic. - wzruszyłam ramionami.
- Dobra, inaczej. Rozumiem, że przyznajesz się, tak? - zapytała się kobieta.
- Tak. Zrobiłam to. Sama, nikt mnie nie zmusił, nikt mnie nie namówił, nikt mi nie zagroził. I w ogóle nie żałuję. - odpowiedziałam pewnie, a policjantka lekko odchyliła się od stołu.
- Tak? Minatozaki twierdzi co innego. - skomentowała, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. - Według niej weszłaś tam za jej namową.
- Nieprawda. - skrzyżowałam ręce na piersi. - Nie wierzcie jej.
- Może jeszcze mi powiesz, że to Ty wszystko zaplanowałaś? - kobieta spojrzała na mnie, ale nie odpowiedziałam na jej pytanie. - Widzę, że się z wami nie dogadam. Na razie sobie posiedzicie w areszcie aż do momentu, w którym właściciel budynku zdecyduje co dalej.
- Świetnie. - mruknęłam pod nosem, zanim policjant stojący przy drzwiach podszedł i znów zakuł mnie w kajdanki.

   Zaprowadził mnie do tymczasowego aresztu, gdzie w jednej z celi siedziała Sana. Otworzył wejście, wprowadzając mnie do dziewczyny, po czym znów zdjął kajdanki i wyszedł, zakluczając za sobą kraty. Sana podeszła do nich i kopnęła z całej siły, kiedy tylko mężczyzna zaczął odchodzić.
- Cholera! Nie macie co robić, tylko latać za niewinnymi młodymi ludźmi? - krzyknęła za nim, a policjant odwrócił się w naszym kierunku.
- Nie wiem czy jesteście takie ,,niewinne". - odparł spokojnie, a ja czułam, że blondynka zaraz nie wytrzyma.
- Czyli zamiast łapać morderców i gwałcicieli wolicie zajmować się dwoma dziewczynami, które weszły do jakiegoś budynku? Przecież nic nie ukradłyśmy, nikogo nie pobiłyśmy ani nie skrzywdziłyśmy. Chyba naprawdę nie nadajecie się do pilnowania porządku. Nie pozwoliłabym wam nawet pilnować mojego podwórka, a co dopiero całej dzielnicy czy całego miasta. - dziewczyna spojrzała na policjanta z pogardą.
- Zobaczymy czy będziesz tak śpiewać jak Cię zamknę w więzieniu. - mężczyzna popatrzył na nią zwycięsko, podchodząc bliżej krat, ale Sana tylko zaśmiała się ironicznie, po czym odeszła i pokazała mu oba środkowe palce. Funkcjonariusz spojrzał na nią zdenerwowany, zanim odszedł od naszej celi.

  Widziałam, jak bardzo zdenerwowana była blondynka. Zastanawiałam się tylko dlaczego.
- Spokojnie, jakoś z tego wyjdziemy. - podeszłam do niej i delikatnie położyłam rękę na jej ramieniu. Sana westchnęła ciężko, zanim odwróciła się do mnie.
- Dlaczego nie próbowałaś z tego wyjść? Skłamałam, żeby Cię wypuścili. - spojrzała na mnie rozdrażniona.
- A Ty dlaczego próbowałaś mnie kryć? Nie prosiłam Cię o to. - powiedziałam surowo, a wtedy twarz dziewczyny złagodniała.
- Nie chciałam Cię w to mieszać. Wiesz, że to był mój pomysł. Może nie powinnam Cię tam zabierać. Po prostu jestem wściekła, bo nie wiem co się nagle odwidziało właścicielom, żeby zgłaszać coś takiego na policję. - Sana spojrzała na mnie zrezygnowana. Złapała moją twarz w swoje ręce, a w jej oczach pojawiła się troska. - Musisz się jakoś stąd wymigać, najszybciej jak będziesz mogła.
- Obie się stąd wydostaniemy. - odpowiedziałam, zanim wtuliłam się w ramię blondynki. Sana objęła moją głowę i powoli pogładziła ją.
- Mam nadzieję... - odparła cicho, zanim usłyszałyśmy kroki z głębi holu.

I make the rules [] SaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz