16

262 36 11
                                    

   W końcu dotarłyśmy pod budynek w lesie. Słońce akurat powoli zachodziło, więc nad drzewami widniało czerwono-żółte niebo. Powoli zeszłam z motoru patrząc do góry.
- Ładna dziś pogoda... - obserwowałam spokojnie przyrodę. Usłyszałam lekki chichot Sany.
- Chcesz iść na dach? - zapytała się, zabierając nasze plecaki. Przytaknęłam głową na jej propozycje. - To odłożymy wszystko i pójdziemy. Mam nadzieję, że tym razem lepiej pójdzie Ci wchodzenie po drabinie. - blondynka przeszła obok mnie i zarzuciła plecak na ramię. Wytknęłam jej język kiedy była odwrócona do mnie plecami, zanim poszłam za nią do środka.

  Szybko zostawiłyśmy rzeczy w pokoju. Sana zabrała z komody dwa kocyki. Wyglądały na bardzo ciepłe i bardzo duże.
- Chyba nie chcemy zmarznąć. - wytłumaczyła, gdy spojrzałam na nią. Uśmiechnęłam się delikatnie, zanim skierowałyśmy się na dach.

   Sana weszła pierwsza, biorąc ze sobą koce. Patrzyła na mnie uważnie, kiedy powoli wczłapywałam na górę. Tym razem udało mi się wejść nie spadając. Blondynka złapała mnie za rękę i odsunęła nas od dziury i od krawędzi. Chciała mieć pewność, że tym razem też nie zrobię sobie krzywdy. Puściła delikatnie moją dłoń, żeby rozłożyć koc na zimnym dachu. Znów spojrzałam w dół i uśmiechnęłam się. Ostatnie kilka dni niebo było wyjątkowo bezchmurne, ale dopiero teraz znalazłyśmy czas, by obejrzeć zachód słońca.

   Sana usiadła na kocu i poklepała miejsce obok siebie. Dołączyłam do niej, kładąc głowę na jej ramieniu. Dziewczyna spokojnie objęła mnie jedną ręką, lekko przejeżdżając nią po moich plecach. Delikatnie pocałowała moją głowę, zanim spojrzała na mnie.
- Co Cię gryzie? - zapytała, jakby wyczuła napięcie, które cały czas mi towarzyszyło.
- Po prostu nie rozumiem. - westchnęłam głęboko. - Zniknęłam z domu bez słowa. Mogłam zrobić sobie krzywdę, mogłam zostać porwana, albo nawet mogłam nie żyć, ale moi rodzice ani trochę się nie przejęli. Ojciec tylko myślał o tym, jak mnie odnaleźć i sprowadzić do domu, by to, nad czym pracował tyle lat, nie poszło na marne. Kim trzeba być, żeby tak traktować swoje dziecko? Żeby było dla ciebie realizacją twoich planów? Albo marionetką w twoich dłoniach? Kim?
- Trzeba być bogatym prezesem, któremu kasa i władza uderzyły do głowy. Nic tak nie robi z Ciebie potwora jak poczucie wyższości nad innymi. - dziewczyna lekko podniosła dłoń. Błądziła palcami w moich włosach, od czasu do czasu zahaczacząc o szyję.
- Nie każdy tak wykorzystuję władzę. - odpowiedziałam spokojnie, wpatrując się w dal.
- Wiem. Ale ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo ranią innych, nie znając wartości tego co robią. Tego co mają. - dziewczyna też spojrzała na horyzont. Obie zamyśliłyśmy się, wpatrzone w widok przed nami.
- Chyba masz rację. Ja też trochę o tym zapomniałam. W końcu jak uciekłam Jisoo i Minseok musieli się bardzo przejąć. Powinni wiedzieć co robię. Myślę, że źle zrobiłam znikając od tak. Możliwe, że bardzo ich zraniłam, choć miałam ich pełne zaufanie. - powiedziałam cicho.

  Odbiegłam myślami do moich bliskich. Nigdy nie byłam idealną przyjaciółką, czy siostrą, mimo tego, że się starałam. Ale oni zawsze byli blisko. Nigdy mi nawet nie przeszło przez myśl, że mogłoby ich zabraknąć. Byli tym elementem mojego życia, którego nie doceniałam na codzień, ale który pojawiał się w moich wszystkich planach na przyszłość. Był niezbędny, bo bez niego wszystko się zawalało. Jakby piękny pałac obracał się w ruinę, bo zabrakło jednej, małej cegiełki.
- Ważne, że wyciągasz wnioski. - Sana spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Odwzajemniłam jej gest, mocniej wtulając się w ramię dziewczyny. Poczułam, jak znów delikatnie całuje czubek mojej głowy i uśmiechnęłam się pod nosem.

   Uwielbiałam to uczucie. Kiedy czułam się chroniona i byłam tak blisko Sany, że mogłam usłyszeć jej spokojne bicie serca. Cisza. A w wokół nas czerwone niebo. Wiatr lekko targał nasze włosy. Usłyszałyśmy szelest z lewej strony, więc odwróciłyśmy wzrok w tamtą stronę. Z gałęzi, dotykającej delikatnie dachu, zbiegła do nas wiewiórka. Jak się okazało był to przyjaciel Sany, który dzień wcześniej próbował się po mnie wspiąć, by dostać jedzenie. Sana wyciągnęła do niego rękę, kładąc ją na kocu.
- Chodź do nas, Tom. - zaśmiałam się pod nosem przypominając sobie o tym, że blondynka dała imię wiewiórce. Zwierzak podbiegł do niej i wspiął się po jej ręce na bark. Wzięłam głowę z drugiego ramienia dziewczyny w obawie, że jej przyjaciel postanowi wejść na mnie. Sana zaśmiała się, kiedy odskoczyłam od niej. - Spokojnie, nie zrobi Ci krzywdy. Chce Ci coś dać.
- Co? - spojrzałam na nią zdziwiona. Dziewczyna delikatnie pogłaskała wiewiórkę i wzięła z jej malutkich łapek żołędzia.
- Widzisz? - pokazała mi zdobycz, po czym spojrzała na Toma, który zatoczył kółko na jej ramieniu i wrócił na drzewo, chwilę później znikając gdzieś pomiędzy gałęziami.
- Dalej nie wierzę, że wyszkoliłaś wiewiórkę. - obie zaśmiałyśmy się, patrząc na żołędzia. - Dużo ich masz?
- Troszkę. Tom przynosi je za każdym razem, gdy tu przychodzę. Trochę poprawia mi humor. - Sana podała mi swój mały skarb. - Weź go. Tak na pamiątkę.
- Jesteś pewna? - delikatnie położyłam palce na jej uniesionej ręce, a ona pokiwała twierdząco głową i uśmiechnęła się. Włożyła zdobycz do mojej dłoni, powoli ją zamykając.
- To tylko żołądź. - powiedziała, przenosząc wzrok na moją twarz.
- Od teraz to aż żołądź. - lekko schowałam prezent do kieszeni, nie przerywając kontaktu wzrokowego z blondynką. Nawet nie zauważyłam kiedy tak zbliżyłyśmy się do siebie. Mój wzrok szybko zjechał na jej usta i nie czekając dłużej pocałowałam ją mocno, przewracając nas na koc. Uśmiechnęła się, ale nie przerwała pocałunku. Czułam dreszcze na całym ciele, jakby ktoś dał mi zastrzyk szczęścia prosto w serce. Przeniosłam moje dłonie na talię dziewczyny, odsuwając nasze usta od siebie. Oparłam swoje czoło, o czoło blondynki. Chciałam spojrzeć na jej uśmiech. Znów przeszły mnie ciarki.
- Masz najpiękniejszy uśmiech na świecie. - powiedziałam cicho, chowając kosmyk włosów za jej ucho.
- Nieprawda. - dziewczyna uśmiechnęła się, kładąc dłoń na mój policzek. - Twój jest piękniejszy.
- Nie. - upierałam się przy swoim, ale widziałam, że Sana też nie zamierza odpuścić. Nie pozwoliłam jej odpowiedzieć, znów łącząc nasze usta. Tym razem pozwoliłam Sanie przejąć kontrolę, czując, jak powoli mnie całuje, by chwilę później wsunąć swój język pomiędzy nasze wargi. Delikatnie przejechała nim w środku mojej buzi, zanim oderwała się ode mnie powoli, patrząc w moje oczy.
- Niezły sposób na odciąnięcie mojej uwagi. - blondynka zaśmiała się, kładąc swoje ręce wokół mojej szyji. Pochyliłam się nad nią delikatnie.
- Ten sposób jest zarezerwowany tylko do odciągania twojej uwagi. - szepnęłam do jej ucha, zanim położyłam się obok dziewczyny.
- Cieszę się. - Sana spojrzała na mnie zadowolona, obejmując moje ramię. Położyłam głowę na klatce piersiowej dziewczyny, wtulając się w nią.

   Leżałyśmy w ciszy, patrząc na zachodzące słońce. Zaczęło robić się zimno, więc Sana przykryła nas drugim z kocyków, choć mi wystarczało to, że leżałyśmy tak blisko siebie.
- W ogóle... - blondynka spojrzała na mnie, przerywając milczenie. - ...ładne dzisiaj rano było jezioro, co nie?
- Co masz na myśli? - spotkałam swój wzrok z tym dziewczyny.
- Nie wiem, Ty mi powiedz, co było takiego ładnego, że nie mogłaś się powstrzymać od wpatrywania się w widok za oknem, kiedy się myłam. - natychmiast odwróciłam swój wzrok i uderzyłam się mocno ręką w czoło. Czułam, jak się czerwienie.
- O nie... czyli mnie widziałaś? - lekko wyjrzałam zza dłoni, by zobaczyć odpowiedź Sany. Blondynka kiwnęła twierdząco głową i zaśmiała się patrząc na moją reakcję. - Przepraszam...
- Nic się nie stało. - zachichotała dziewczyna i przybliżyła swoje usta do mojego ucha. - Po prostu następnym razem mi powiedz, to dam Ci pooglądać z bliska... - szepnęła, przyprawiając mnie o ciarki na całym ciele.
- O-okej. - lekko zacięłam się. Przez cały czas, który ze sobą spędziłyśmy, prawie zapomniałam, jak zadziorna i prowokująca potrafi być blondynka. W każdym tego znaczeniu. Wtuliłam się w nią, a dziewczyna lekko poczochrała moje włosy. Obie zaśmiałyśmy się, zanim wróciłyśmy do spokojnego obserwowania nieba. Mój wzrok był skupiony na widoku, ale cały czas myślałam tylko o delikatnym dotyku Sany. O równym rytmie jej serca i o cieple jej ciała. Tylko to dawało mi poczucie spokoju, którego brakowało mi przez tyle czasu.

_________________________________________
Hejo! Dziś oczywiście kolejny rozdział😁 Mam nadzieję, że wszyscy żyją i się nie nudzą w tej kwarantannie😓 Dziękuję za wszystkie głosy, odczyty i komentarze!❤ Miłego dnia/wieczoru!💗🥰

I make the rules [] SaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz