8

289 35 16
                                    

Na samym początku po prostu obie włóczyłyśmy się po galerii, praktycznie nie odzywając się do siebie. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu, oglądając różne ubrania, ozdoby do pokoju czy kosmetyki. W końcu Sana zatrzymała się przy jednym z fast foodów.
- Chcesz coś? - zapytała, stojąc przy kasie samoobsługowej.
- Nie, nie jestem głodna. - skłamałam. Byłam strasznie głodna. Od poprzedniego dnia nic nie jadłam. Jednak coś nie pozwalało mi nawet spojrzeć na jedzenie. - Jadłam śniadanie w domu.
- Jak chcesz... - patrzyłam jak dziewczyna kończy składać swoje zamówienie. Usiadłyśmy przy stoliku i czekałyśmy, aż blondynka dostanie jedzenie, co nie trwało zbyt długo. Patrzyłam z zaciekawieniem jak pochłania frytki i burgera, jakby nie jadła nic od tygodnia.
- Wiesz co, ja pójdę jeszcze zobaczyć za... - Nie zdążyłam skończyć, bo Sana weszła mi w połowę zdania.
- Idź, idź. Jak coś to będę tutaj. - powiedziała szybko, a ja spojrzałam się na nią dziwnie i powoli wstałam od stolika.

Wróciłam dopiero jakąś godzinę później. W sklepie były straszne kolejki, a w dodatku jeszcze zahaczyłam o dwa inne po drodze... O dziwo blondynka dalej siedziała w tym samym miejscu. Nie wyglądała na złą, wyglądała... właściwie jak zawsze. Prawie bez emocji.
- O, jesteś. - podniosła głowę znad telefonu, kiedy podeszłam do stolika.
- Tak, zeszło mi dłużej niż myślałam. Chcesz iść gdzieś jeszcze? - zapytałam, a dziewczyna pokiwała przecząco głową.
- Na pewno nie w galerii. - odparła, podnosząc się z krzesła.
- W sensie? - spojrzałam na nią lekko zdziwiona, ale ona jedynie zarzuciła swoją torbę na plecy.
- Chodź, to się przekonasz. - blondynka schowała telefon do kieszeni i zaczęła iść, a ja bez słowa podążyłam za nią.

Szybko znalazłyśmy się przed budynkiem. Na zewnątrz ściemniało się powoli. Nawet nie zauważyłam ile czasu zleciało nam na zwykłym chodzeniu po sklepach. Dodatkowo teraz szybko dzień ustępował nocy. Trzymałam się blisko Sany, aby przypadkiem nie zostać sama. Dziewczyna stanęła przy swoim motorze. Wyciągnęła kask i wsiadła na pojazd.
- Jedziesz, czy zostajesz? - zwróciła się do mnie, kiedy stałam jak słup soli i patrzyłam się na nią.
- Tak, już. - powiedziałam, wdrapując się ślamazarnie za blondynkę. Delikatnie położyłam ręce na jej bokach, ale kiedy tylko poczułam, jakiej prędkości nabieramy, natychmiast objęłam cały brzuch Sany, modląc się o to, bym nie spadła.
- Spokojnie nie zlecisz. Daj mi oddychać. - lekko zażartowała, kiedy stanęłyśmy ma światłach. Pomału rozluźniałam uścisk, ale kiedy znów ruszyłyśmy, ponownie przycisnęłam ręce do jej brzucha. Czułam jak wzdycha głęboko. Nie mogłam po prostu inaczej.

Chwilę później minęłyśmy znak, mówiący o tym, że wyjeżdżamy z miasta. Wystraszyłam się. Przestały mi się podobać zamiary dziewczyny. Było ciemno, a my jechałyśmy gdzieś za miasto tylko we dwie. Lekko się spięłam. O ile w galerii czułam się bezpiecznie i praktycznie w ogóle zapomniałam o wszystkim innym, tak teraz wracały do mnie złe myśli i wspomnienia. Dziewczyna od razu zauważyła, że robię się sztywna. Lekko zwolniła, a chwilę później odwróciła głowę do tyłu.
- Wszystko dobrze? - zapytała, a ja chwilę milczałam, zastanawiając się co powiedzieć.
- G-gdzie jedziemy? - mój głos lekko zadrżał. Wiedziałam, że zaniepokoiło to Sanę.
- Jeśli chcesz, to mogę odwieźć Cię do domu. Nie musisz ze mną jechać. - powiedziała spokojnie, co trochę mnie uspokoiło, mimo tego, że nie dostałam odpowiedzi na pytanie. Nie miałam zamiaru wracać do domu. Byłam przekonana, że rodzice zgotują mi prawdziwe piekło jak przyjadę.
- Nie chcę. Jedź. - odparłam zdecydowanie, a blondynka znów w pełni skupiła się na drodze.

Sana skręciła w jakiś las, niecałe 10 minut po naszej krótkiej rozmowie. Tam było jeszcze straszniej. Jednak nie tak strasznie, jak przy zawalającej się ruderze jakiegoś domu, przy której zaparkowała dziewczyna. Przełknęłam głośno ślinę. Budynek był dosyć wysoki, a w dodatku znajdował się na wzgórzu. Jego szczyt przewyższał korony niektórych drzew. Miał płaski dach i sporo powybijanych okien, w których pająki wiły przeróżne pajęczyny. Jedynie drzwi wejściowe były w dobrym stanie. Na dodatek nigdzie pobliżu nie można było znaleźć żywej duszy. Znajdowałyśmy się w środku lasu. Teraz dopiero poczułam moje walące serce. Jedynym źródłem światła była latarka, którą właśnie włączyła Sana.
- Chodź. - powiedziała, zarzucając swój plecak na ramię. Zaczęła iść do przodu, a ja dalej stałam wryta przy motorze. Blondynka odwróciła się do mnie. - Tu jest bezpieczniej niż Ci się wydaje.
- Powiedział każdy porywacz do swojej ofiary. - odparłam, a ona zaśmiała się pod nosem. Ha ha. Bardzo zabawne.
- Gdybym chciała kogoś porwać, to na pewno nie przywiozłabym tej osoby tutaj. - Sana spojrzała na mnie, ale ja średnio jej wierzyłam. Zaczęła podchodzić do mnie, a ja odsuwałam się coraz bardziej, aż w końcu blondynka zatrzymała się.
- Pokaż mi co masz w kieszeniach i w plecaku. - powiedziałam. Nagle traciłam zaufanie do blondynki. Nie wiedziałam nawet dlaczego. Miejsce i pora dnia, nie pozwalały mi się czuć bezpiecznie w towarzystwie dziewczyny, którą znałam zaledwie trzy dni. W sumie to nie czułabym się tutaj bezpiecznie nawet z Jisoo czy Minseokiem. To miejsce miało dziwny klimat.
- Dahyun, przecież... - zaczęła mówić, ale ja nie miałam zamiaru iść na kompromis. Jakaś inna siła rządziła tym, co robiłam i mówiłam.
- Nie. Masz mi pokazać. - rozkazałam, czując, że znów zaczynam się delikatnie trząść. Sana rzuciła mi plecak, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego. Otworzyłam go powoli, patrząc, czy dziewczyna aby na pewno nie podchodzi bliżej. Powoli zaczęłam wyjmować z niego wszystko po kolei. Koc, jedzenie, ładowarka do telefonu, jakieś śmieci... Nie było nawet śladu książek, czy zeszytów. Widocznie blondynka i tak nie miała dzisiaj zamiaru iść na lekcje. Na szczęście nie znalazłam też nic niebezpiecznego.
- Pokaż kieszenie. - powiedziałam, a Sana zrobiła się trochę bardziej nerwowa, ale zaczęła powoli opróżniać kieszenie. Wyciągnęła telefon, portfel, kluczyki do motoru i paczkę papierosów. Zatrzymała się na chwilę. - A reszta?
- Dahyun... to może wyglądać dziwnie. Ale ja nie chcę Ci nic zrobić, naprawdę. - wyjęła z kieszeni zapalniczkę i... nóż. Nie wiem, po co nosiła ze sobą zabezpieczony nóż. Odsunęłam się jeszcze kawałek, a Sana rzuciła wszystko na ziemię i odeszła od wyrzuconych przedmiotów. - Weź to, jeśli chcesz. Jak nie, możemy to po prostu tu zostawić. Nie chcę, żebyś czuła się zagrożona.
- Po co Ci to? - podeszłam do noża i podniosłam go z ziemi.
- Ne musisz wszystkiego wiedzieć. Zabierz go. - powiedziała, patrząc na mnie obojętnie. Obie chwilę stałyśmy w ciszy. Nie miałam pojęcia co zrobić. Nie wiem dlaczego, ale czułam się lepiej. Wiedziałam, że blondynka już nic więcej nie ukrywa.
- Weź to. - podałam jej wszystkie rozrzucone rzeczy i plecak. Zaufałam jej. Czułam, że mnie nie skrzywdzi. Przynajmniej tak podpowiadał mi mój instynkt. Dziewczyna powoli zabrała wszystko z moich dłoni i z powrotem pochowała po kieszeniach.
- Ty zabierz plecak. - powiedziała, a ja delikatnie założyłam torbę na plecy. Chwilę później Sana podeszła do drzwi. Wtedy właśnie latarka zgasła. Podskoczyłam przerażona i natychmiast przysunęłam się do dziewczyny. Blondynka potrząsnęła latarką kilka razy.
- Trzeba wymienić baterie... - westchnęła i delikatnie chwyciła klamkę, po czym weszła do środka.

Od razu przy wejściu był mały przedpokój. Zaraz za nim znajdowało się coś, co kiedyś prawdopodobnie było salonem. Teraz stała tam stara kanapa i zakurzone półki. Tuż za pomieszczeniem były schody. To właśnie tam, bez dłuższego oglądania się, poszła blondynka. Weszłyśmy na górę. Znalazłyśmy się na korytarzu, gdzie widziało pełno drzwi prowadzących zapewne do różnych pomieszczeń. Sana szybko podeszła na sam koniec i otworzyła najbardziej oddalone drzwi.
- Zaczekaj tu. - powiedziała. Zostałam przed wejściem. Ale ciekawość nie pozwoliła mi bezczynnie stać. Zajrzałam przez szparę, przyglądając się pomieczeniu.

Po lewej stronie pokoju znajdował się materac. Zaraz obok było niewielkie drewniane biurko, obok którego leżały różne podręczniki i zeszyty. Z drugiej strony materaca stał niewielki grzejnik, nad którym było okno. Może nie w najlepszym stanie, ale chyba jako jedyne zachowało się w całości. Po przeciwnej stronie pomieszczenia była niewielka komoda. Na niej stała lampka na baterie. Przeszły mnie straszne myśli. Czy ona tu mieszka? Nie miałam odwagi zapytać. Dziewczyna podeszła do komody i wyciągnęła baterie, po czym wymieniła je z tymi starymi i zaczęła iść do wyjścia. Natychmiast odsunęłam się.
- Chodź. - powiedziała, znów włączając latarkę i razem ze mną podeszła do innych drzwi. Tym razem pomieszczenie było wyjątkowo małe. Właściwie w środku znajdowała się jedynie drabina na dach. - Trzymaj. Ja wejdę i rzucisz mi latarkę do góry. I daj ten plecak.
- W porządku... - wykonałam polecenia patrząc, jak Sana w mgnieniu oka znalazła się do góry. Praktycznie wyskoczyła po stopniach na samą górę. Byłam pod wrażeniem jej zwinności, szczególnie, że miała na plecach dosyć ciężki bagaż. Rzuciłam jej latarkę, którą złapała bez najmniejszych problemów.
- Dasz radę? - zapytała, kierując światło w moją stronę. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam moją wspinaczkę. W miarę ślamazarnie wspinałam się na górę. Kiedy tylko zbliżałam się do celu poczułam, jak moja noga osuwa się ze szczebla, a ja lecę w dół. W ostatnim momencie Sana mocno złapała moje przedramię.
- Mam Cię. - powiedziała, wciągając mnie do góry. Starałam się jej lekko pomóc, aby nie musiała robić tego sama. Oparłam łokcie na dachu budynku, a jedną z nóg na drabinie i chwilę później znalazłam się na górze. Westchnęłam głęboko i otrzepałam się lekko. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Zrozumiałam dlaczego Sana chciała mnie tu zabrać.

_________________________________________
I kończymy mini maraton🥰 Dajcie znać co myślicie.💗 Dziękuję za wszystkie głosy, odczyty i komentarze❤ Do następnego💓

I make the rules [] SaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz