《 ŚWIT 》

993 68 32
                                    

"I could lie, say I like it like that,
Like it like that."

|miesiąc później|

— Zbieraj zadek w troki, Barnes. Za pięć minut w samochodzie.

James omal nie przydzwonił głową w kierownicę motoru, przy którym aktualnie coś majstrował i z wrażenia wypuścił z dłoni klucz francuski, a ten z głośnym łoskotem spadł na kamienną podłogę gigantycznego garażu. Odwrócił się za siebie, marszcząc brwi, gdy zobaczył Natashę, opierającą się plecami o bramę z ponaglającym wyrazem twarzy.

Podniósł się z klęczek, wycierając dłonie w poplamioną smarem szmatkę. Oparł się bokiem o motor, przez co maszyna zachwiała się odrobinę pod naporem metalowego ramienia.

— Co jest tak istotne, że zabrnęłaś aż tutaj? — rzucił z uśmiechem, pamiętając o jej niechęci do wszelkiego rodzaju motoryzacji, a tym bardziej Starkowego garażu, po brzegi wypełnionego kosmicznie drogimi pojazdami, którymi – bez owijania w bawełnę – uwielbiał poruszać się po mieście, wzbudzając zainteresowanie tłumów. I nie ukrywajmy, że to właśnie na zainteresowaniu zależało mu najbardziej. Cały Tony. — Nigdy nie przekraczałaś nawet progu.

Wzruszyła ramionami, mimowolnie odwzajemniając uśmiech. Poprawiła czarną ramoneskę, szukając kluczyków do auta w kieszeni ciemnogranatowych jeansów, a kiedy je znalazła, obracała szczękającą stal przez chwilę w dłoniach, nie mając nic lepszego do roboty. Jedynie niecierpliwy stukot obcasa jej botka świadczył o tym, że nie zamierza odpuścić i nadal czekała, aż zbierze wspomniany wyżej „zadek”. W przeciwieństwie do niego, bo zszedł do parteru, siadając przy maszynie po turecku. Zaczął bez większego sensu trącać przypadkowe kable, próbując odwrócić jej uwagę.

— Szczerze, to wolałbym raczej zostać tutaj — mruknął, widząc, że w najbliższym czasie rudowłosa nie ma zamiaru zostawiać go samego. — Steve narzekał, że sprzęgło ciężko chodzi.

Przewróciła oczami.

— Daj spokój...

— Naprawdę! — Nawet zaśmiał się na dowód, starając się obrócić rozmowę w żart, ale Romanoff nie wydawała się zbytnio przekonana, nadal pozostając przy swoim.
— Gdziekolwiek chcesz jechać, tak uwierz mi, że lepiej będzie jak tu zostanę.

Doskonale wiedziała jak bardzo boi się zewnętrznego świata, zwłaszcza w godzinach szczytu. Tłumy ludzi, ciekawskie spojrzenia lub, co gorsza, te pełne pogardy i obrzydzenia. Podczas conocnych rozmów przy papierosie na balkonie Wieży wiele się dowiedziała, wiele zakamarków duszy poznała. I czuła się z tym trochę głupio, bo on na dobrą sprawę... nie wiedział o niej kompletnie nic. Teoretycznie nie powinno jej to przeszkadzać, w końcu była szpiegiem — im mniej znali o niej faktów tym lepiej, jednak w głębi duszy i pomijając już, że uważała to myślenie za głupotę, czuła się w stosunku do niego nie fair.

Nawet jeśli to on zawsze zaczynał rozmowę, a ona po prostu słuchała.

Jednak teraz nie zamierzała.

— Masz pięć minut.

~***~

James westchnął ciężko chyba po raz tysięczny i oparł metalowe ramię na ramię samochodowego okna, tępo wpatrując się w jezdnię przed sobą. Mijali kolejne budynki, których kompletnie nie znał, chociaż po Nowym Yorku biegał dość często, biorąc pod uwagę coranne przebieżki ulicami miasta.

ɪ'ʟʟ ʙᴇ ɢᴏᴏᴅ. ʷⁱⁿᵗᵉʳʷⁱᵈᵒʷOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz