Wspomnienie #5#

270 24 10
                                    

-Brawo mój drogi, idzie ci co raz lepiej, minął za ledwie tydzień, a ty opanowałeś oba utwory... Jestem dumny. - powiedział Pan Kołodziejko do młodego Sowieta, który właśnie kończył grać utwór na skrzypcach na pamięć.

Chłopiec gdy skończył to odsunął skrzypce od ramienia i wyprostował głowę patrząc na nauczyciela. - Dziękuję Panu... Bardzo mi się one spodobały, szkoda jedynie, że takie łatwe. - uśmiechnął się lekko, a nauczyciel cicho się zaśmiał, dawał mu ostatnio utwory dużo trudniejsze niż powinien mieć. Był dopiero w drugiej klasie, a już grał utwory jak jego koledzy z czwartych, a nawet i piątych klas. Miał po prostu talent, bez wątpienia.

Dlatego też jego mama wcale nie whała się co do tego, czy dobrze wybrała posyłając go na lekcje skrzypiec. Była dumna z syna i szczęśliwa, że może się on realizować. A dziewięciolatek kochał to co robił oraz swój instrument całym sercem. Dodatkowo szczęściem napełniało go to, że dzięki jego pasji jego mama jest z niego dumna.

Usiadł na ławce pod szkołą i czekał aż jego mama po niego przyjedzie. Był zadowolony, że umie grać na skrzypcach, bo naprawdę sprawiało mu to ogromną satysfakcję, a przy okazji zajmowało mu myśli... I rzeczywiście chłopiec oddał się cały swojej pasji, oddał swój czas, swoje zaangażowanie, swoją pracę i duszę również poświęcił dla tego instrumentu. Dlatego też skrzypce były bardzo wdzięczne i odwdzięczały mu się za cały trud jaki w nie wkładał.

Siedział już pół godziny... Mamy dalej nie było, podejrzane... Może miała coś do zrobienia. Wzruszył ramionami, otworzył futerał i wyjął skrzypce. Nastroił je odpowiednio i po chwili zaczął grać. Nie bał się ludzi, których w parku było sporo. Nie bał się nikogo, kto przechodził, po prostu robił to, co wychodziło mu najlepiej. Czyli wyrażał siebie poprzez grę na skrzypcach.

I chłopiec tego nie widział, bo najczęściej zamykał oczy jak grał, ale wielu ludzi zatrzymywało się i słuchało jego pięknej gry na skrzypcach... Niektórzy nawet wrzucali pieniądze do jego futerału... Gra była naprawdę piękna i profesjonalna... Zero pomyłek, zero potknięć... Jakby mówił przez skrzypce...

I gdy skończył to otworzył oczy i rozejrzał się. Ludzie zaczęli bić brawo, a on lekko się zarumienił i ukłonił. Ludzie go bardzo chwalili, a on tylko dziękował... Było to bardzo miłe dla niego. Usiadł znowu na ławce, a ludzie zaczęli się rozchodzić. Spojrzał do futerału i dopiero wtedy zorientował się, że ma tam pieniądze... Dziwne... Nie chciał od nikogo pieniędzy za swoje granie... Ale wszyscy się już rozeszli...

Westchnął i zaczął liczyć pieniążki przy okazji chowając je do kieszeni. Uzbierał prawie 50 złotych... To było dla niego bardzo, bardzo dużo... Uśmiechnął się do siebie, mama będzie z niego dumna.

Właśnie, mama... Gdzie ona jest... Powinna być, już dawno... Co najmniej godzinę temu... Westchnął, chyba nie mogła po niego przyjechać, więc schował skrzypce i wstał z ławki biorąc je do prawej ręki. Zaczął iść w stronę swojego domu. Był zadowolony.

Po może 25 minutach spacerku był na miejscu wszedł do środka. - Mamooo, wróciłem! - powiedział zdejmując buty.

Ale mama mu nie odpowiedziała, zamiast tego w przedpokoju pojawił się jego tato.

-Mamy nie ma. - powiedział patrząc na syna z pogardą. Od zawsze nie dogadywali się dobrze, rzadko rozmawiali. Nie mieli o czym, ojciec w ogóle nie popierał pasji syna...

-A kiedy wróci? Czemu jej nie ma? - zaczął pytać chłopiec, a mężczyzna zacisnął tylko pięści.

-Bo zginęła w wypadku samochodowym jadąc po ciebie. To wszystko twoja wina gnoju! Twoja i tych twoich zasranych skrzypiec! - uniósł się mężczyzna i złapał go za koszulkę. Chłopiec się przestraszył... Nie wiedział co robić...

Po chwili mężczyzna go puścił, obieta nie wybaczyłaby mu, gdyby zrobił mu krzywdę. - Po prostu idź do siebie i nie pokazuj mi się na oczy. - powiedział przez zęby, więc chłopiec tak też zrobił...

Kiedy był w pokoju to zamknął się w nim i położył skrzypce na biurku. Zaczął krzyczeć, płakać, rzucać rzeczami... Był wściekły... I smutny na raz, sam nie wiedział co czuje. Po chwili wziął skrzypce, ręce mu się trzęsły. Zaczął grać, to co grał było smutne, ale wyrażali też złość i rozgoryczenie... Ale również i żal... Jego gra wyrażała wszystko to, czego słowa nie potrafiły... To z jego winy mama zmarła, mógł jej wcześniej nie prosić, żeby po niego przyjechała...

"I got U buddy..." ‡CountryHunans‡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz