Budzi mnie krzyk. Zdjęta przeświadczeniem o niebezpieczeństwie, wolę nie uchylać nawet powiek. Ostatecznie we wszystkich bajkach zło czekało tylko na ten jeden nierozważny odruch.
Widzę jedynie jakieś nieokiełznane plamki bombardujące moją podświadomość.
Nie otwieraj, nie otwieraj, nie otwieraj!
Czyjeś małe, zwinne nóżki przemierzają trasę wzdłuż zewnętrznej strony uda aż do kostki.
Jakiś dźwięk na parapecie. I te długie, wychudzone i pomarszczone palce szukające niewielkiej szpary w oknie.
Podwijam kołdrę z każdej możliwej strony i tworzę kokon. Nie poddam się tak łatwo.
Znów ten dotyk, tym razem tak niesamowicie realny, że decyduję się otworzyć oczy.
- Proszę pani, dojechaliśmy na miejsce.