"W tłumie"

45 1 0
                                    

- Paulino! Paulino, Aurora zniknęła! Nie ma jej w pokoju. - zdyszana Skylar wbiegła do jadalni, gdzie aktualnie trwało śniadanie.

Przy stole siedział jak zawsze jej ojciec, natomiast po drugiej stronie, siedział jego brat i żona Paulina. Skylar przeczesała swoje brązowe włosy i poprawiła swoją szkarłatną opaskę, która pozwalała jej włosom nie spadać na twarz. Wszyscy znajdujący się w jadalni, również służba, spojrzeli zszokowani na Skylar, po czym przenieśli spojrzenie na ojca Aurory.

- Jak to zniknęła? Przecież jeszcze rano z nią rozmawiałem. - rzekł poddenerwowany Marc, wstając od stołu i poprawiając swój zielony krawat. Wszyscy wiedzieli, że Aurora lubiła niepostrzeżenie uciekać, jednak w głębi duszy mieli nadzieje, że choć raz posłucha się i będzie trzymać się reguł.

W końcu po tym, jak wczoraj wróciła cała przemoknięta, w dodatku specjalnie łamiąc obcas drogich butów Diora, nikt nie miał ochoty na jej niespodziewane ucieczki. Tym bardziej o tak wczesnej godzinie.

- No dobrze, dobrze. Skylar jakbyś mogła, powiadom proszę służbę i ochronę, żeby zaczęli jej szukać, ja w tym czasie sprawdzę, czy jej szofer jest w domu. -

Marc przetarł spoconą dłonią swoje na żelowane do tyłu włosy, po czym to samo zrobił ze swoją twarzą. Przystanął na prawej nodze i sprawdził godzinę, na jednym ze swoich kolekcjonerskich zegarków. Była dopiero 10, a ona już zdążyła zrobić zamieszanie w całej posiadłości.

Ojciec Skylar nieznacznie pokręcił głową i spojrzał z unoszonymi brwiami na Pauline, która właśnie brała kęs swojego jajka na twardo.

Wyraźnie posyłali sobie spojrzenia pełne zażenowania. W tym wieku Aurora powinna świecić na jakimś z najlepszych uniwersytetach w Londynie, tymczasem ona kończyła swój ostatni rok w internacie, do którego została wysłana, kiedy oddała część ubrań Pauliny na akcję charytatywną, a resztę postrzępiła lub wywaliła do śmieci. Wtedy miała zaledwie 13 lat i nie chciała pogodzić się z wyborem swojego ojca.
Tego samego dnia, jej ojciec postanowił wysłać ją, do jednego z najsroższych internatów w Anglii. Na początku myślał nad Stanami zjednoczonymi ze względu na odległość, ale potem za pomocą Pauliny doszedł do wniosku, że może lepiej by było, żeby Aurora jako nastolatka, trochę się wyżyła i to najlepiej z daleka od nich.

Do jadalni ponownie wbiegła Skylar, tym razem na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Służba powiedziała, że wyszła jeszcze nad ranem i wzięła ze sobą Karlos'a i Adrien'a z ochrony. -

I wszystko było jasne.

Tymczasem

Aurora kroczyła pewnym siebie krokiem, nie zwracając uwagi na resztę przechodni, którzy jedynie w zdziwieniu przyglądali się młodej dziewczynie, za którą kroczyła dwójka mężczyzn w czarnych jak popiół mundurach. Na nosie rudowłosej widniały jaskrawo kolorowe okulary słoneczne, marki Dolce & Gabbana, za to na sobie miała czarny kombinezon, który rozszerzał się w łydkach i odsłaniał jej kostki. Jej stopy zdobiły, szałowe buty na obcasie.

Jej rude włosy były dziś podkręcone przez jej służkę i przy każdym stawianym na przód kroku, wręcz idealnie podskakiwały i opadały na jej odsłonięte ramiona.

Dziewczyna zdecydowanie zwracała na siebie całą uwagę przechodni oraz prowadzących, ale w końcu między innymi oto jej właśnie chodziło.

Ona uwielbiała uczucie, towarzyszące jej kiedy patrzała na ludzi przyglądających się jej, jak na kogoś nie z tego świata i nawet kiedy spotykała ją krytyka, rudowłosa i tak potrafiła udowodnić, że ma całkowitą rację.

Jej zielone oczy wyłapały na końcu ulicy kolejny sklep, do którego planowa wejść, więc przyśpieszyła krok i po raz kolejny zarzuciła włosami, przybierając na twarz lekki uśmiech.

Nie miała w planach powiadomić ojca czy Pauline, ponieważ uważała to za zbędne.

Skoro nikogo nie obchodziło, gdzie się podziewała wczoraj, to dzisiaj także nie powinno ich to obchodzić. Wręczyła jednemu z ochroniarzy swoją beżową torebkę i pokonując jeden niewielki stopień, weszła do drogocennego sklepu, gdzie niemalże od razu podeszła do niej obsługa, oferująca wachlarz napoi, personalnego doradcę oraz miejsce do spoczynku. Na każdą z ofert przystała, po czym poprawiając usta swoją czerwoną szminką, pogrążyła się w zakupach.


Dwie godziny później, Aurora

- Dwie z tuńczykiem i pomidorami oraz podwójnym serem i... - przeciągnęłam samogłoskę - co tam jeszcze chcieliście? - spytałam pośpiesznie ochroniarzy, odwracając się do nich twarzą.

- Majonezem. - skrzywiłam się mizernie, słysząc co, wyląduje na ich kanapkach, po czym odwróciłam się z powrotem do dziewczyny za ladą i powtórzyłam.

- A dla mnie z kurczakiem, serem, sałatą i ogórkami. -  dziewczyna kiwnęła głową i uprzejmie się uśmiechnęła, po czym przyjęła ode mnie odpowiednią kwotę i hojny napiwek.

Powróciłam do mojego stolika rozsiadając się obok Karlos'a, jednego z ochroniarzy. Miałam głęboką nadzieję, że ktoś przyniesie nam nasze zamówienie, ponieważ nie miałam zamiaru wstawać z mojego miejsca.

- To naprawdę miło z pani strony. -

Uniosłam zmęczone oczy i szybko zeskanowałam twarz mężczyzny w podobnym do mnie wieku. Poirytowana przewróciłam oczami i powróciłam do przeglądania moich wiadomości.

- Bo się rozmyślę. - mruknęłam sucho i miałam nadzieje, że żaden z nich już się nie odezwie, jednak grubo się myliłam.

Ochroniarz zwany Karlos'em nadal się na mnie patrzył, tym razem trochę bardziej przygnębiony. Zaczęłam żałować, że w ogóle wpadłam na pomysł, żebyśmy wszyscy coś zjedli. Równie dobrze mogłam kazać im stać przy moim stoliku i trzymać moje torby, kiedy to ja rozkoszowałabym się kanapką.

- Co tym razem? - wpakowałam telefon do torebki i zdjęłam okulary słoneczne z oczu, wkładając je następnie na czubek głowy. Tym razem to Adrien się odezwał.

- Pójdę odebrać nasze zamówienie. - kiwnęłam ręką i wróciłam spojrzeniem do białowłosego. Ten przybrał nieodgadniony wyraz twarzy i otworzył buzię, żeby coś powiedzieć, jednak przerwał mu straszliwy wyk alarmu ewakuacyjnego. Rozejrzałam się po ludziach w centrów handlowym, a wszyscy zaczęli biec w jednym kierunku. Zatkałam uszy i poczułam, jak ktoś złapał mnie w pasie. Był to Adrien, który od razu ruszył w stronę wyjścia ewakuacyjnego, mówiąc Karlos'owi by zabrał moje torby z zakupami, mnie jednak coś zatrzymało.

Na samym środku centrów handlowego stała osoba z maską na twarzy, patrząca się prosto na mnie. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech, skanując sylwetkę osoby. Była dość wysoka, jednak nie wielce muskularna, raczej przeciętna. Zdziwiło mnie, że ja jako jedyna zwracałam na tę osobę uwagę, kiedy reszta ludzi w panice biegała po całym centrum. Obejrzałam się za siebie i ruszyłam dalej, słysząc nawoływanie Adrien'a.

1014 słów

GENERATION 20 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz