"Zaczęło się w niedzielę"

118 3 3
                                    

- Jest okropna. Nie ma mowy, że to założę.- parsknęłam pod nosem, odstawiając szklankę z szampanem, na sporej wielkości kryształowy stół. Spojrzałam z pogardą i obrzydzeniem na szaro niebieską, przed kolano sukienkę bez rękawków. Była ona również zabudowana przy szyi, za to plecy miała odkryte.

I gdyby nie to, że Skylar siedziała niecałe 50 centymetrów ode mnie, pewnie bym się zgodziła ją założyć. Jednak wolałam robić kuzynce na złość, tak długo jak tylko potrafiłam. W końcu nie mogła odejść od stołu do momentu, kiedy wybiorę kreacje na piątkowe przyjęcie.

- Co powiesz na tę? -

Na slajdzie pojawiła się kolejna fotografia sukienki przed kolano. Tym razem była to puszysta, pomidorowa sukienka bez ramiączek z dekoltem w kształcie serca.

Przewróciłam oczami i spojrzałam znudzona na moje paznokcie, rozmyślając kiedy miałam termin u manikiurzystki.

- Pomidor. Nie będę zakładać sukienki, która porównuje mnie do warzywa. - mój charakter jak prawie zawsze, był nieugięty i arogancki wobec Pauliny i Skylar. Zresztą nie tylko wobec nich taka byłam. Każdy, kto mnie znał, wiedział, że byłam niemalże w każdej sytuacji zimna i obojętna. Ale cóż, właśnie tak wychował mnie ojciec oraz Paulina. Albo po prostu Pedincton.

- To sukienka za 6 tysięcy dolarów! - Uniosła się zdruzgotana Skylar i spojrzała na mnie, jak na chorą psychicznie osobę.

- Nie obchodzi mnie czy sukienka będzie kosztować 60 dolarów, czy 6 tysięcy. Nie zmienię tego, że jest szpetna i przypomina pomidora! Ja tego nie założę. - Wstałam od stołu i nie zwracając uwagi na Paulinę (moją macochę) oraz Skylar moją kuzynkę, wyszłam szybkim krokiem z salonu. Gdybym tylko mogła, to pobiegłabym do swojego pokoju, ale tutaj nie mogłam tego zrobić. U wujka Kenta moim jedynym wyjściem był pokój gościnny, w którym zapewne bym się zamknęła, zrobiła zakupy,  lub totalnie opuściła posiadłość Neilów. Żadna z tych opcji nie wydawała mi się do spełnienia, oprócz ta ostatnia. Dlatego postanowiłam ubrać mój czarny płaszczyk i mimo fatalnej pogody, ruszyłam w stronę miasta.

W tym samym czasie

Paulina siedziała nad kolejnym katalogiem pełnym drogich sukienek, starając się dogodzić wymaganiom jej przybranej córki Aurory. Paulina wiedziała, jak nieznośna potrafiła być Aurora, jednak nigdy wcześniej, aż takiego spięcia pomiędzy nimi nie było. Kobieta wahała się za każdym razem, czy podjąć się tak wrażliwego tematu i spróbować porozmawiać z Aurorą, ale nastolatka nigdy nie wydawała się, na to gotowa.

Nie chcąc więc naciskać, Paulina zaprzestała martwić się o już prawie dorosłą dziewczynę i stała się jej zdaniem „prawdziwą macochą". Dwa metry obok Pauliny, na ozdobionym kryształami krzesełku siedziała Skylar, o rok starsza od Aurory kuzynka. To jej ojciec był gospodarzem tego ogromnego domu. Co prawda nie rozpieszczał on Skylar, mimo to nastolatka wychowała się na obrośniętą w pióra porcelanową lalkę, czyli kompletne przeciwieństwo Aurory. Z kolei ojciec Aurory, Marc Neil był równie bardzo zamożny co Kent Neil, wujek Aurory. Jednak Marc wolał przebywać w skromniejszych warunkach i nie korzystać ze służby 24/7.

Porównując te rodziny, wcale tak od siebie się nie różniły, lecz kiedy przyjrzymy się temu wszystkiemu bliżej, można było zauważyć, że różnica jest kolosalna. To rodzina Kenta otrzymywała całą uwagę mediów i reszty rodziny, a to był właśnie najistotniejszy punkt dla Aurory.

Rudowłosa zawsze zazdrościła Skylar całej uwagi, którą przez tyle lat zawsze skupiała się na niej. Nigdy nie rozumiała jaka różnica jest między nimi i dlaczego to ona, musiała żyć w cieniu swojej kuzynki. Nikt tego tak naprawdę nie wiedział i nigdy nie miał wiedzieć, dziewczyna nie chciała, żeby ludzie postrzegali ją, jako tę zazdrosną kuzynkę, dlatego nigdy nikomu o tym nie mówiła. Nawet już dawno zmarłej mamie.

- Mama Aurory lubiła zielony, może ten kolor spodoba się Aurorze? - spytała Skylar, wstając od stołu i drapiąc się po brodzie, podsunęła otworzony katalog, na którym można było ujrzeć szmaragdowo zieloną sukienkę przed kolano, której dekolt zdobiły szmaragdy.

- Ojciec Aurory nie chciał, żebyśmy rozmawiały na temat zmarłej matki Aurory, więc nie sądzę, by się zgodził, żebyśmy robiły to i teraz. A co do sukienki to może masz racje. Jak tylko znajdę Aurorę, to przedstawię jej kilka propozycji, w tym twoją Skylar. -

Brunetka skinęła głową i szybkim krokiem odeszła od stołu, po czym wyszła z salonu, po którym rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk obcasów. Paulina nabrała dużo powietrza w płuca, po czym gwałtownie je wypuściła, podpierając dłońmi swoją głowę pełną ciężkich myśli oraz wspomnień.

Aurora

Nie mal biegłam, zakrywając się swoim czarnym płaszczykiem, który teraz służył mi jako schron przed zmoknięciem. Mniej więcej 15 minut po moim wyjściu nadeszła straszna ulewa, co spowodowało, że musiałam zadzwonić po jednego z moich szoferów, by po mnie przyjechał. Oczywiście mogłabym wrócić na pieszo, ale myśl chodzenia w szpilkach w takiej ulewie, nie za bardzo mi się podobała. Stanęłam pod zadaszeniem jednej z najlepszych piekarni w mieście i zaczęłam wypatrywać charakterystycznej, czarnej limuzyny. Dzisiejszego dnia miasto było niesamowicie zachmurzone, jednak nie myślałam, że złapie mnie aż taka ulewa.

Gdyby nie wesołe i kolorowe lampki oraz plakaty pobliskich sklepów, zapewne wyglądałoby to wszystko jak scena wyjęta prosto z filmu grozy. Jednak ja i tak bym się nie bała. Dość często zdarzało mi się chodzić nocami po różnych dzielnicach, czy z przyjaciółmi, czy bez. Prawdę mówiąc, wcale nie miałam albo nie liczyłam ich do tego grona. 

Synowie i córki przyjaciół mojego ojca.

Niby miałam już te 17 lat, ale to i tak nikogo nie obchodziło. Najważniejszy był dla nich status i kasa, lub kasa i status... Zresztą jak miałam mieć przyjaciół, skoro zostałam nauczana w domu przez srogą guwernantkę, wynajętą przez Paulinę.

Jedyne osoby, które znałam i czasami zdarzało mi się porozmawiać to Jester i Justin. Rodzeństwo z dość interesującym poczuciem humoru, Jester miała krótkie ścięte na boba, brązowe włosy z wysypką piegów na nosie, Justin z kolei miał również brązowe włosy, jednak on uwielbiał eksperymentować, więc właśnie w ten sposób na jego włosach gościła jaskrawa zieleń, połączona z przebłyskami jego pierwotnego koloru. Tak naprawdę to prawie ich nie znałam. Spotkałam ich dwa razy na przyjęciach urodzinowych jakiś starych gburów, nic więcej.

Czasem wydawało mi się, że byłam niewidzialna. Nikt nigdy nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, czy to na przyjęciach, czy w domu. Oczywiście gdzieś w tym była także moja wina, jednak wolałam wszystko zganiać na innych, tak było o wiele prościej.

Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu, znajdującego się gdzieś w mojej torebce. Warknęłam pod nosem i zaczęłam przerzucać wszystkie pierdołki z mojej torebki do kieszeni. Kiedy w końcu odnalazłam mój telefon, zmrużyłam brwi i przyjrzałam się obecnemu numerowi. Przewróciłam po chwili oczami i odebrałam połączenie, nie mając pojęcia, kto znajduje się po drugiej stronie linii.

- Tak? - Mój zbyt arogancki ton zaszczycił obcą osobę, która śmiała zakłócić mi moją niedzielę.

- Czy wiesz może, co łączy literę A przeplataną przez A? -

Po moim ciele rozeszły się ciarki, a ja się wzdrygnęłam. Głos, który rozbrzmiał po drugiej stronie, miał w sobie władzę i tajemniczość w jednym, co sprawiło, że poczułam się nim zaintrygowana, mimo to nie odpowiadałam.

W mojej głowie układały się scenariusze dalszego toku rozmowy, przez co totalnie mnie wcięło. Nie miałam pojęcia, ile tak jeszcze czekałam w ciszy, ale musiało trochę to trwać, ponieważ już chwile później usłyszałam odpowiedź na zadane pytanie.

- Dwa imiona. 

Po tym zdaniu połączenie zostało urwane, a ja jak wryta stałam podparta na jednej nodze i starałam się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogła to być najzwyczajniejsza pomyłka, jednak to nadal było dziwne. Myśląc nad tym, nie zorientowałam się, że limuzyna stała pod piekarnią, czekając, aż do niej w końcu wsiądę. Potrząsnęłam lekko głową i przeczesałam palcami moje mokre rude włosy, pokazując szoferowi, żeby poczekał jeszcze chwile, po czym odwróciłam się o 180 stopni i niczym głodny wilk, wtargnęłam do piekarni, podążając od razu w stronę pączków, których zdecydowanie potrzebowałam w tamtym momencie.

1282 słów

GENERATION 20 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz