Magnus kręcił się po kuchni, robiąc obiad. Dzisiaj był piątek i mieli pierwszy wolny weekend od dawna. W końcu udało mu się zatrudnić w swojej kwiaciarni kogoś do pomocy, więc będzie miał więcej czasu dla swojego chłopaka. Przemieszał zupę w garnku i zaczął kroić warzywa na sałatkę jarzynową, którą obiecał niedawno czarnowłosemu. Zaczął nucić piosenkę, która akurat leciała w radiu. Kochał takie dni, kiedy mógł po prostu cieszyć się czasem spędzonym na uszczęśliwieniu swojego chłopaka. Pewnie wróci wykończony po kolejnym ciężkim treningu. Martwił się trochę o niego, ponieważ ostatnio ćwiczyli dużo ciężej niż zwykle. Ostatnie tygodnie musiał jeździć na poligon, nawet w soboty, a czasem i w niedzielę. Wiedział, że to jego praca i zawsze marzył, aby być żołnierzem, co nie zmieniało jednak faktu, że strasznie się o niego bał. Nie chciał myśleć co się stanie, jeśli Alec będzie musiał wyjechać gdzieś na misję. Magnus nie umiał sobie tego wyobrazić. Przerażało go to. Wiedział, że to było nieuniknione, ale błagał, aby stało się to jak najpóźniej. Potrząsnął głową. Nie chciał już o tym myśleć. Skupił się znów na krojeniu.
W tym samym czasie Alec właśnie skończył tor przeszkód. Był cały spocony i ubrudzony błotem. Złapał swoją butelkę i wziął parę większych łyków. Spojrzał na swoich towarzyszy z oddziału. Ostatni właśnie przebiegał przez metę. Miał już dość na dzisiaj. Nie mógł już doczekać się weekendu ze swoim chłopakiem. Naprawdę od dawna nie mieli paru dni wolnego. Kiedy odetchnęli chwilę, podszedł do nich ich dowódca.
- Chłopaki, no to jeszcze dziesięć kilometrów biegu i pod prysznic - powiedział.
- Nieeee... - wszyscy jęknęli.
- Wykonać rozkaz! - krzyknął.
- Tak jest, ser! - odkrzyknęli.
Wszyscy ustawili się w szyku i zaczęli biec. Nie byli w przedszkolu, tylko w wojsku. Utrzymywali stały rytm. Biegli w ciszy. W końcu nadszedł koniec. Przed budynkiem stał wysokiej rangi generał. Cały oddział stanął na baczność i zasalutował. Generał także to zrobił.
- Po prysznicu wstawić się w sali konferencyjnej - powiedział głośno.
- Tak jest, ser!
- Rozejść się. - wszedł do środka.
Alec wraz z kolegami wszedł do szatni, a później pod prysznic. Miał naprawdę dość tego tygodnia. Jedyne o czym marzył to ciepłe ramiona Magnusa. Wszyscy zastanawiali się o co chodzi generałowi. Każdemu z nich zapaliła się czerwona lampka, ale czy nie na tym polegał ich zawód?
Weszli do pustej sali i usiedli na krzesłach. Kiedy do sali wszedł wysoki siwy mężczyzna, wszyscy wstali i zasalutowali.
- Spocznij - oznajmił mężczyzna.
Wszyscy stanęli normalnie, wpatrując się w mężczyznę.
- Usiądźcie - zakomunikował, po czym zaczął. - Jesteście potrzebni swojemu państwu poza jego granicami. Jedziecie na misję. Macie stawić się na lotnisku wojskowym w poniedziałek o dwudziestej.
Alec znieruchomiał. Miał zostawić swoje słoneczko? Ale musiał, nie mógł zostawić drużyny. W końcu jest żołnierzem, walczy o swój kraj.
- Zrozumiano? - zapytał.
- Tak jest, ser!
- Odmaszerować - powiedział i wyszedł z sali.
Chłopcy siedzieli jeszcze chwilę w ciszy. Oddychali powoli. Wiedzieli, że wybierając taki zawód, ryzykują życiem. W końcu wstali i każdy poszedł do swoich domów nacieszyć się może ich ostatnimi chwilami w rodzinnym domu.
CZYTASZ
Wróć do mnie || Malec
FanfictionListy pisane z miłości Listy pisane z tęsknoty Listy pisane do ukochanego Listy pisane ze strachu Kawałek papieru pomagający żyć Żyć i nie zginąć