Francuski minął mi bardzo spokojnie, dostałam nawet piątkę za dobrze wykonane zadanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ocena jest wynikiem sympatii jaką darzył mnie nauczyciel, a nie trudnością zadania. Nie skomentowałam jego zachowania w żaden sposób oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że rozumiałam francuski i ta jedna piątka, nic nie zmieni w mojej średniej końcowej, która w tej chwili wynosiła równe pięć zero. Muszę, jednak przyznać, że był to naprawdę miły gest z jego strony i poprawił mi odrobinę humor po spotkaniu za szkołą. Chcąc nie chcąc takie konfrontacje bardzo mnie stresowały i nic nie mogłam na to poradzić. Kiedy byłam mniejsza, a moja matka jeszcze żyła związała się z mężczyzną, a właściwie namiastką mężczyzny, ponieważ człowieka, wyładowuje swoją złość na innych nie można nazwać mężczyzną. Bił mnie i mamę, wykorzystywał nas i nie pozwalał mamie odejść od niego, pracował w policji więc nie mogłyśmy tego nigdzie zgłosić. W tamtym okresie codziennością były dla mnie wyzwiska i przemoc. Mama w końcu nie wytrzymała i popełniła samobójstwo, a ja trafiłam do sierocińca. Odkąd tam jestem, czyli już jakieś dwa lata żyje mi się łatwiej, dzieciaki czasem bywają wredne, ale mimo wszystko, kiedy ktoś z nas ma jakiś problem staną za mną murem. Naprawdę się ze sobą zżyliśmy, odkąd tam trafiłam. Najlepsze relację utrzymuje z Nasirem jest to o trzy lata straszy chłopak, który muszę przyznać, jest całkiem przystojny. Jego ojciec, na temat którego wie niewiele był z pochodzenia Arabem, matka natomiast była pochodzenia nordyckiego, mieszanka cech jaką obdarzyli go rodzice była naprawdę imponująca. Nasir miał oliwkową skórę i piękne ciemno brązowe włosy, których zazdrościła mu niejedna dziewczyna, po matce z kolei odziedziczył szare oczy i pełne usta, których kąciki zawsze były lekko zakrzywione w górę. Był raczej średniego wzrostu nie jestem pewna, ile dokładnie mierzy, ale ja mając metr sześćdziesiąt wzrostu jestem od niego o dobrą głowę niższa. Podejrzewam, że ma około metr osiemdziesiąt. To właśnie Nasir jako pierwszy zaakceptował mnie w domu dziecka i tak naprawdę, dzięki niemu tak szybko się zaaklimatyzowałam. Ostatnio martwię się tym, że za niedługo musi wyprowadzić z naszego sierocińca skończył osiemnaście lat już kilka miesięcy temu, na razie nasi opiekunowie przymykają na to oko, niestety zdaje sobie sprawę z tego, że nie będzie to trwało wiecznie. Moje zmartwienia zeszły na dalszy tor, kiedy wchodząc na szkolną stołówkę w moją stronę ruszyli Graham i Maurice, którzy wyglądali na zdenerwowanych. Do tego nie było z nimi Martina, przy którym czułam się jeszcze w miarę spokojnie, on jako jedyny zachowywał się wobec mnie uprzejmie i nie stresował samą swoją obecnością. Podjęłam decyzje w ułamku sekundy i postanowiłam się schować w tłumie młodszych uczniów licząc, że sobie odpuszczą. Dobrze wiedziałam, że nie znoszą, gdy młodsze roczniki plątają się im pod nogami.
- Maya czekaj! - zawołał Maurice. Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w ich stronę z lekkim uśmiechem na ustach starając się ukryć własne zdenerwowanie, przełknęłam gule w gardle, która postała na myśl tego co takiego mogą chcieć ode mnie baseballiści i ruszyłam powolnym krokiem w ich stronę.
- Tak? Był jakiś problem z zadaniami? - wiedziałam, że ich pierwszą lekcją była matematyka, na której z pewnością pan Clark sprawdził ich prace domowe. Zachodziłam w głowę co takiego zrobiłam źle, sprawdzałam ich zadania dwukrotnie, by nie narazić się na ich gniew. Miałam pewność, że wszystko jest poprawne więc, dlaczego ta dwójka jest taka poddenerwowana.
- Nie wszystko w porządku, obaj dostaliśmy piątki, Clark pozwolił nam zagrać w następnym meczu... - Graham urwał na chwilę - dziękuję.
- Już mówiłam robię to tylko dla pieniędzy, nie po to by wam pomagać. - odpowiedziałam już uspokojona, że wszystko jest dobrze i nie mają do mnie pretensji w związku z zakupionymi pracami. - o co chodzi w takim razie?
- Musisz nam pomóc, okazało się, że nasz rozpoczynający miotacz również ma problemy z matematyką i nie był w stanie sam sobie poradzić z zadaniami, chociaż wczoraj do późna siedział przy książkach. - Wtrącił się Maurice. Teraz już nie spoglądał na mnie podejrzliwie, ale bardziej jakby z prośbą. To wydało mi się tak absurdalne, że przez dobre kilka sekund gapiłam się na niego jak idiotka. Maurice był najbardziej oschłym człowiekiem jakiego znałam to było naprawdę dziwne widząc, prośbę wymalowaną na jego twarzy. Szybko się, jednak ogarnęłam, by go nie zdenerwować.
- Jasne dajcie mi te zdania będą gotowe, w ciągu tygodnia. - Zawsze, jeśli przyjmowałam czyjąś pracę domową, na jej odbiór czekało się równy tydzień wyjątki stanowiły prace krótko terminowe, które nauczyciele zadawali z dnia na dzień jednak rzadko kiedy takie przyjmowałam, dostawałam za nie mniej pieniędzy, a często trzeba było na nie poświęcić chwile czasu.
- Tu właśnie pojawia się problem - zaczął niepewnie Graham, a widząc mój pytający wzrok kontynuował - chodzi o to, że Caden nasz rozpoczynający miotacz. Musi oddać te zadania zaraz po nadchodzącej lekcji, czyli wliczając przerwę za dokładnie godzinę i pięć minut. Mogłabyś ten jeden raz wykonać dla nas ekspresowe zamówienie? - Graham spojrzał na mnie błagalnie a widząc moje wahanie zaraz dodał - Proszę.
- Jeśli dostał podobny zestaw zadań do waszego, gdzie były dwadzieścia trzy zadania to będę miała nie całe... - urwałam szybko licząc w głowie średnią - trzy minuty na jedno zadania i dodatkowo musiałabym uciec z mojej następnej lekcji, a i tak nie miałabym pewności, że wyrobię się na czas, dlatego muszę odmówić. - powiedziałam i odwróciłam się do nich plecami z zamiarem odejścia, jednak Maurice złapał mnie za ramię i stanowczo, ale co zaskakujące delikatnie, odwrócił mnie w swoim kierunku.
- Potrzebujemy Cadena w następnym meczu, jeśli teraz przegramy nie będziemy mogli reprezentować naszego stanu na krajowym turnieju baseballu. Opuścisz tylko jedną lekcje, możemy powiedzieć, że pomagałaś w tym czasie drużynie, nauczyciele nie będą źli wiesz, że nasza drużyna jest widziana w innym światle przez nauczycieli. Dodatkowo ty masz opinię świetnej uczennicy, więc z pewnością nie będą robić ci problemów z opuszczonej lekcji. - Maurice widząc, że nadal się waham dodał zaraz – Maila proszę.
Nie udało mi się ukryć zaskoczenia, kiedy usłyszałam swoje imię z jego ust, czyli on wiedział, jak mam naprawdę na imię. Dlaczego, więc wcześniej, gdy mnie wołał użył imienia Maya? Zastanawiałam się.
- To jak zgadzasz się? - dopytywał Graham. - zapłacimy podwójnie.
- Dobra, pomogę wam - uległam im i pozwoliłam zaprowadzić się w stronę stolika tego całego Cadena, przy którym jak zdążyłam zauważyć z daleka zebrała się chyba cała drużyna. Wszyscy próbowali pomóc blondynowi przy zadaniach, byli widocznie wzburzeni zaistniałą sytuacją. Musiałam przyznać, że widziałam Cadena w akcji podczas meczu, ponieważ chodzenie na nie było obowiązkiem w tej szkole i sama przed sobą niejednokrotnie przyznałam, że jego rzuty robiły na mnie wrażenie. Domyślałam się, że chłopak ma rzeczywiście spory wkład w drużynę i reszcie, mogłoby być ciężko dalej zwyciężać bez jego wsparcia.
Jeśli ktokolwiek czyta to opowiadanie, byłabym wdzięczna za komentarze, bądź pozostawienie jakiegoś znaku po sobie. Nie jestem pewna, czy powinnam dalej pisać tę powieść...
Zduszona.

CZYTASZ
Nieprawdziwa
AksiDrogi pamiętniku! Ostatnio zaczęłam dostrzegać, że brakuje mi niefrasobliwości, to dziwne uczucie, od dłuższego czasu zastanawiam się co takiego się ze mną dzieje. Zadaje sobie pytania. Dlaczego jestem tak odmienna od moich rówieśników? Dlaczego on...