***
Mężczyzna spojrzał na budzącego się chłopca, którego znalazł kilka godzin temu w lesie.
***
Blond włosy właśnie odbywał kolejną kłótnię z prawą ręką szefa.
-Nie będziesz mi rozkazywał idioto! Sam se wyszoruj te jebane buty!
-Lepiej uważaj co mówisz, jestem wyżej od ciebie postawiony i musisz się mnie słuchać, w przeciwnym razie wylecisz! I jak mówię byś wyszorował mi buty to bierzesz te buty i je szorujesz!
-Chciałbyś cholerna lizydupo!- Zagrzmiał- Jesteś na tej pozycji tylko dlatego, że podlizywałeś się szefowi!
-Przynajmniej jestem od ciebie ważniejszy, ty byś mógł zdechnąć tu i teraz i nikt by się nie zorientował, że ciebie nie ma- Zakpił.
-To dawaj! Pokaż na co cię stać! Zabij mnie- Podszedł do niego- Tu i teraz- Zniżył głos.
-Dość!- Wysoki czarnowłosy mężczyzna wszedł do pomieszczenia- W całym budynku was słychać!
-Basti idź natychmiast na obchód okolicy, słyszałem, że żołnierze niedawno wyruszyli na stolicę Tanbarun, dopilnuj by tu nie dotarli. A jak wrócisz to od razu do mojego gabinetu.
-Sam?- Zapytał, wiedział, że w pojedynkę nie da rady powstrzymać całej armii przed dotarciem do ich kryjówki.
-Tak.
-Dobrze- I ruszył na zewnątrz, przed wyjściem rzucając groźne spojrzenie Derbowi, prawej ręce szefa, który musiał w tej chwili przygotować się na opieprz od czarnowłosego. Zapewne Bastiego też czekał opieprz, ale w późniejszym terminie, o ile wróci z tej małej wyprawy.
***
Po paru minutach był już w sporej odległości od gildii. Zatrzymał się na jednym z drzew, gdy usłyszał jakieś głosy, zauważył dwójkę mężczyzn, po zbroi zorientował się, że byli to żołnierze z królestwa, które zaatakowało stolicę Tanbarun. Najprawdopodobniej mięli iść we dwójkę sprawdzić okolicę,na ich nieszczęście trafili na blondyna, który zdecydowanie nie miał zamiaru ucinać sobie z nimi pogawędki przy herbatce. Basti sprawdził czy aby na pewno ma przy sobie broń, z ulgą odetchnął gdy spojrzał na miecz zwisający u jego boku, chłopak był na tyle roztargniony, że wcześniej nie zauważył, że go ma, a co dopiero mówić o samym sprawdzeniu czy ma wszystko czego mu trzeba przed wyjściem do lasu.
Skoczył zwinnie z drzewa za mężczyzn, jednemu zwinnym ruchem odciął głowę, jego towarzysz szybko podjął miecza i ruszył na blondyna, który odskoczył w ostatniej chwili, następnie ruszył na niego z szarżą, żołnierz odbił jego atak po czym sam zaatakował. Blond włosy chłopak znudził się po chwili tym starciem i ze zwinnością zabił żołnierza tak jak jego towarzysza. Zwłoki zrzucił do rzeki, która była nieopodal, miał nadzieję, że jego koledzy pomyślą, że zginęli wpadając do rzeki a głowy zostały odcięte przez ostre kamienie. Brzmi absurdalnie ale to jedyne co mógł wtedy wymyślić. Nie zawracając już sobie tym głowy, ruszył dalej przed siebie.
***
Minęło sporo czasu, a już nie spotkał żadnego żołnierza wrogiej armii, ani żadnej żywej duszy,nawet ptaki się gdzieś pochowały. Mimo wszystko, wolał jeszcze nie wracać, biorąc pod uwagę, że od razu musiałby się udać na dywanik do szefa. Szedł przed siebie pogwizdując, w tym samym czasie tnąc gałęzie i krzaki przed sobą, robiąc sobie drogę. Chwilę potem dostrzegł coś w trawie przy zboczu, podszedł do tego niemal od razu, chcąc wiedzieć co to.
-Dziecko?- Przykucnął- Bocian robi sobie chyba ze mnie jaja. Ale czy w tym wypadku nie powinien leżeć w kapuście?- Szturchnął chłopca patykiem, który po chwili trochę się poruszył i cicho mruknął.
-O cholera! To żyje!- Blondyn przewrócił się na plecy. Po chwili wstał na równe nogi i miał już odchodzić, ale coś go powstrzymało, odwrócił głowę w stronę chłopca- Chyba powinienem go zabrać ze sobą- Podrapał się z tył głowy wahając się i myśląc co powie szef, który już i tak dziś się na niego zdenerwował- A olać to- Podniósł dziecko i ruszył w kierunku gildii.
***
-A kto to?- Zaśmiał się Derb- Nie mów, że zrobiłeś jakiejś lasce dziecko i teraz ona ci go podrzuciła.
-Zamknij się lizydupo- Prychnął i ruszył w stronę gabinetu szefa ignorując wkurzającego mężczyznę. Zapukał w drzwi i wszedł do środka pomieszczenia.
-Bastardzie, co to za dziecko?- Mężczyzna lekko się zdziwił.
-Znalazłem go w lesie nieprzytomnego i poobijanego... przepraszam, ale nie mogłem go tak zostawić.
-Nie szkodzi, dobrze zrobiłeś, sam bym tak postąpił.
-Już kiedyś szef tak postąpił. 18 lat temu.
-I nie żałuję- Uśmiechnął się lekko- Bez ciebie byłoby wtedy tu bardzo cicho i pusto. Mam tylko jeden warunek, chłopiec będzie pod twoim okiem dopóki nie wydobrzeje, a potem poszukamy jego rodziców.
-A co jeśli ich nie ma? Za przeproszeniem, ale takie małe dziecko nie byłoby samo w lesie bez opieki, myślę, że jakimś cudem uciekło ze stolicy Tanbarun.
-Wtedy tu zostanie, a ty będziesz sprawował nad nim opiekę.
-Dobrze, w takim razie mogę już iść?
-Tak, ale zanim wyjdziesz, wiedz że rozmowa w związku z kłótnią z Derbem cię nie ominie.
-Tak wiem.
Blondyn pożegnał się z szefem i ruszył do swojego pokoju gdzie opatrzył rany chłopca, gdy skończył usiadł przy łóżku.
***
-Kim jesteś?- Usłyszał. Uśmiechnął się lekko do chłopca.
-Jestem Bastard, ale możesz mi mówić Basti, a ty jak masz na imię?
-Obi.
-A więc, powiedz Obi, co robiłeś w lesie?
-Uciekałem- Chłopak spoważniał na słowa chłopca.
-Uciekałeś? Przed czym?
-Przed żołnierzami.
-A co z twoją rodziną?- Chłopiec na to pytanie spuścił główkę, a do jego oczu naleciały łzy. Mimo, że nic nie odpowiedział, blondyn domyślał co się stało. Pogłaskał chłopca po głowie- Jak chcesz mogę być twoim starszym bratem- Uśmiechnął się do niego od ucha do ucha. Chłopiec podniósł wzrok, dalej miał łzy w oczach, poczuł jednak miłe ciepło bijące od chłopaka siedzącego przed nim. Skinął lekko głową i przytulił blondyna.
***
Hej ^^
Rozdzialik w ramach nie wychodzenia z domu. Mam nadzieję, że dobrze się trzymacie w tych czasach, bo ja już szaleję XD
Do zobaczenia następnym razem <3
CZYTASZ
Początek Końca~Obi
FanfictionNie ma początku bez końca i końca bez początku. W tym opowiadaniu przedstawię wam moją wersję historii Obi'ego. Zapraszam do czytania ❤