-Hej... - Odezwała się dziewczyna jako pierwsza. Jaskier odwrócił się w jej stronę.
-Tak?
-Dzięki... że mnie zabraliście..., że Ty zabrałeś mnie z tamtąd.
Julian uśmiechnął się do niej i podrapał się po karku.
-Nie ma sprawy księżniczko. - Powiedział, siadając obok niej.
-Proszę, nie mów do mnie księżniczko. Bardzo tego nie lubię.
-Dobrze. Jak sobie życzysz. - Odparł miło.
-A jak Cię zwą? - Zapytała zaintrygowana.
-Julian Alfred Pankratz, wicehrabia de Lettenhove, ale wszyscy mówią mi Jaskier. Bard i przewodnik słynnego Wiedźmina, Geralta z Rivii. - Powiedział dumnie. Dziewczyna miło i bardzo leciutko zaśmiała się pod nosem.
-Nie jesteś moim przewodnikiem. Prędzej kulą u nogi. - Powiedział dość głośno Geralt.
Dziewczyna śmiała się coraz bardziej, a bard opuścił zrezygnowanie głowę.
10 minut później, ponownie usłyszeli poważny głos wiedźmina, który zbliżał się w ich stronę.
-Żeby była jasność. Kiedy dotrzemy do najbliższego królestwa, rozstajemy się normalnie. Nie po to podróżuje po całym świecie w poszukiwaniu zarobku, żeby dodatkowo opiekować się jakimiś zabłąkanymi śmiertelnikami. I tak mam tego oto „pieroga bez farszu" na swojej głowie. - Wyjaśnił. Jaskier poczuł się dotknięty, ale potem szybko mu przeszło.
-Dobrze. Rozumiem. - Powiedziała Lilia, a następnie zaczęła szukać czegoś w worku. -W ramach wdzięczności, chciałabym Wam podarować butelkę z winem, którą udało mi się zabrać w ostatniej chwili z domu. - Odparła, podając ją białemu wilkowi.
Było już dość późno. Dookoła podróżników był czarny las i jezioro. Jaskier poszedł po drewno, Geralt rozpalił ogień, a Lilia przygotowała rybę, którą udało się białemu wilkowi, zdobyć. Siedzieli w ciszy. Podczas kolacji, było cicho i od razu po niej.
Dziewczyna podziwiała gwiazdy na gołym niebie, Geralt leżał na trawie, powoli zasypiając, a Jaskier był wgapiony w ogień i myślał nad kolejną balladą.
W pewnej chwili, zawiał wiatr. Gwizd był inny niż zawsze. By na tyle charakterystyczny, że dziewczyna, przypomniała sobie o melodii, którą jej kiedyś ojciec gwizdał przed snem, jak była mała. Próbowała ją powtórzyć, ale nie za bardzo potrafiła. Gwizdanie nie było jej mocną stroną.
Lilia zaczęła ją nucić, co nagle sprawiło, że w głowie Jaskra, pojawił się przebłysk geniuszu. Szybko wyciągnął swój notatnik, pióro i atrament i zaczął coś tam pisać.
Gdy skończył, zauważył śpiącą Lilię. Postanowił ją okryć swoją narzutą, bo widział jak dygotała. Chwilę potem, również położył się spać. Podczas snu, Jaskier nie zdając sobie sprawy, złapał połowę dłoni Lilli, swoją ręką. Oboje myśleli, że dotykają liści.
Następnego dnia rano, jako pierwszy obudził się Geralt. Zdążył się wykąpać i znaleść jakieś owoce na śniadanie, a jego kompani nadal spali. Wiedźmin nie zamierzał czekać, aż oni się obudzą. Podszedł do Jaskra i mocno pacnął go w głowę.
-Wstawaj Jaskier! - Powiedział groźnie biały wilk.
-Co jest? - Niezorientowany bard, popatrzył na kompana z lekkim wyrzutem. - Co to miało być?!
-Szybka pobudka. Musimy iść dalej. Obudź Lilię, a ja schowam rzeczy. - Odparł jak gdyby nigdy nic.
Jaskier szybko się przeciągną, popatrzył chwilkę na zgaszone ognisko i odwrócił się w stronę dziewczyny. Dotknął ją delikatnie za policzek i powoli pocierał kciukiem o różowe miejsce na twarzy Lilii.
CZYTASZ
„Tak piękna jak moje sny". ~Jaskier || Wiedźmin
FanfictionTancerka żyjąca w ubóstwie, poznaje pewnych wędrowców, którzy zmieniają jej życie.