| rozdział I |

151 19 6
                                    



— Harry! Ron! Wstawajcie! — w pokoju, niczym za pstryknięciem ręką znalazła się Hermiona. Włosy, które rozkładały się na każda ze stron świata, jeszcze bardziej niż w ciągu dnia, wskazywały na to, że sama ledwo wstawała z łóżka. Zaraz za nią, o równie roztrzepanym porannym wyglądzie stawiła się Ginny, wlokąc się energicznie, a przynajmniej tak uważał Harry. Widok Hermiony, która ukazała się im od razu po wstaniu, wyraźnie wskazywał na to, że pora jest okropnie wczesna, a z pewnością za wczesna, by już pokładać się do pobudki. — Wstawajcie!

— Hmh? — mruknął nieprzytomnie Harry, i z widoczną, ale półprzytomną niechęcią spojrzał na papier który przytrzymywała w drugiej ręce.

Potter jednak szybko się poddał z dalszymi próbami dedukowania co na owym pergaminie było zawarte. Ospałość, i cały poprzedni dzień ciężej pracy nad jednym z pokojów na Grimmauld Place 12 dały górą. Rzucił ledwo otwartymi oczami w papier, co i tak wydawało się nadaremnie, gdyż brak okularów dający się we znaki był nie do zignorowania. Niezaostrzony widok jedynie oznajmił mu, że na papierze poruszają się ludzie. Wydawało mi się to nieco dziwne.

Chwile odczekał, aż obraz, jak i on sam zacznie się przyswajać. Hermiona szybko zauważyła zdziwienie rudowłosego, bo w drugiej z jej dłoni już podawała mu okulary. Harry mógłby przysiąc, że robi to już od kiedy tylko tu weszła. Złapał swoje okrągłe oprawki i wciągając je na nos zrozumiał idee poruszających się zdjęć.

Oczywiste, że nie było się nad czym głowić. Prorok Codzienny mimo iż jest jedną z najbardziej denerwujących istnień w całym świecie magii, nie mógł zostać przypisany pod coś nadzwyczajnego. A przynajmniej w porównaniu do reszty wszystkich uprzednich przeżyć i wydarzeń jakie dane im było doświadczyć.

Zanim Harry zabrał się za czytanie gazety — mimo iż wcale nie robił tego z własnej woli — spojrzał się na Rona. Ginny próbowała go wybudzić w czego odpowiedzi tylko zakrywał się poduszką, udając, że wcale się nie rozbudził pod wpływem malutkich pieści siostry. Zaśmiał się pod nosem, jednak dziewczyna siedząca na skraju jego materaca wcale nie była z tego powodu ucieszona. Potter do ostatniej sekundy mając nadzieje, że odpuści spojrzał na nią pobłażliwie.

— Nie będę tego czytać. — mruknął buntowniczo Harry. — Myślałem, że odpuściłaś sobie ten szajs od kiedy zaczęli wypisywać plotki i wciągać mnie w każdą ówczesną sprawę. A poza tym, jak na Merlina wciągnęłaś tą gazetę na Grim—

— Mama Rona mi to dała. Była dzisiaj na Pokątnej. A teraz Harry, po prostu czytaj! Nie zamierzam się z tobą wykłócać. — dziewczyna przewróciła oczami. Potter zaczął wertować wzrokiem gazetę, pozostając bez żadnego wyboru. — Chyba potrafisz.

— Ale na głos. Ron też chętnie to usłyszy, jeżeli raczy otworzyć umysł. I nie musisz się nigdzie doszukiwać! Na która ty stronę popędziłeś!? Wróć do pierwszej. Do okładki. — przełożyła stronę gazety. Od razu w oczy bruneta rzucił się napisany grubą czcionką tekst i zdjęcie znanej mu osoby. Bez zbędnych ceregieli, i ze znacznie większa ciekawością niż pierwotnie zaczął czytać.

Petter Pettigrew, jedna z domniemanych ofiar Syriusza Black'a — Ron, który jeszcze ułamek sekundy wcześniej siłował się z siostrą, natychmiast podniósł się w półsiadzie. Wydźwięk imienia jego teoretycznego szczura odbijał się po jego głowie niczym echo w Hogwardzkich murach. — żyje.

— Co?! — wrzasnęli jednocześnie Ron z Harry'm. Ze wszyskich możliwych wiadomości, jakie mogliby dzisiaj usłyszeć, nie spodziewali się, że ta będzie tą najlepszą. Harry oczekiwał co najwięcej na to, że Pani Weasley odpuści im dzisiaj sprzątanie kurzów z książek w bibliotece. Wciąż nie potrafił zrozumieć czemu Stworek tego nie robi, w kocu książki były własnością Black'ów.

 mysterious letter | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz