Rozdział 24

195 20 9
                                    

   – Skoro to już koniec treningu, to teraz chcę wypróbować, czy potrafię stworzyć tarczę ochronną – zakomunikowałem.

   Jak zawsze znajdowaliśmy się na naszej polanie do ćwiczeń i właśnie dostałem taki wycisk od Melawi, że nie chciało mi się już ruszać. Wczoraj mówiła, że skończy być miła i tak się oto stało. Jednak używanie mojej mocy nigdy nie było dla mnie czymś męczącym, a tym bardziej, że musiałem też zregenerować siły.

   – Jeśli nie masz jeszcze dość, to proszę bardzo, od razu też przetestujemy – odparła czerwona smoczyca.

   – Przynajmniej wtedy nic mi już nie zrobisz. Będę miał święty spokój – zaśmiałem się.

   Oddaliłem się kawałek od nich i obróciłem tyłem, by nikt mnie nie rozpraszał. Skoncentrowałem się lekko i już czułem buzującą w żyłach silną energię. Od razu też poczułem się mniej zmęczony. Pamiętałem z Księgi Smoków Słońca, że musiałem wykrzesać z siebie słoneczny blask. Niestety dziś nie było słońca i od rana zanosiło się na deszcz. Musiałem zatem bez tej drobnej pomocy skupić się na mocy. Rozluźniłem mięśnie i drogą umysłu przywołałem blask, a następnie pozwoliłem mu ujść na zewnątrz. Podziałało, bo moje ciało oblekło się jakby promieniami. Poszerzyłem je na pół metra.

   Życzył sobie ktoś trochę słońca w pochmurny dzień?

   Pomyślałem, aby przemienił się on w niezniszczalną tarczę, która niczego nie przepuści i usilnie o tym myślałem. Nie czułem jednakże różnicy, więc musiałem się przekonać, czy to coś dało.

   – Melawi, strzel we mnie – powiedziałem poważnie, nawet się nie odwracając.

   – Jak sobie życzysz – odparła.

   Po chwili słyszałem, jak napina łuk, więc mocniej myślałem o tarczy, nawet zamykając oczy w oczekiwaniu na ból. Nagle wystrzeliła, a ja nic nie poczułem na ciele, natomiast moja moc jakby lekko mnie uszczypnęła. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że strzała zatrzymała się na blasku w miejscu, gdzie było moje prawe skrzydło.

   – To działa! – ucieszyłem się.

   Opuściłem tarczę, a przedmiot opadł bezwładnie na ziemię pół metra przede mną.

   – Przynajmniej z własną mocą idzie ci doskonale – pochwaliła mnie Melawi.

   – Bo to pestka, wystarczy tylko się w nią wczuć i mówić, co ma robić. – Wzruszyłem głową.

  – Co jeszcze możesz robić z tą tarczą?

   – Chodź koło mnie, to się przekonasz – odparłem trochę wyzywająco.

   – No dobra, a co mi tam – powiedziała obojętnie i stanęła obok mnie.

   Znów uformowałem tarczę, starając się nią objąć Melawi, co było trochę trudniejsze, bo gdy blask dotknął jej, nie chciał od razu przejść i musiałem o tym pomyśleć.

   – Niech ktoś strzela w nas oboje – odezwałem się.

   Okthan oraz Kamatin wzięli łuki i napięli cięciwy, mierząc w nas.

   – Boisz się? – zagadnąłem, zerkając na nią.

   – Nie – odpowiedziała pewnym tonem.

   Tym razem usilniej pomyślałem o ochronie, gdy chłopaki wypuścili strzały, które po chwili znów utknęły na barierze.

   – To jest niesamowite – wyszeptałem, nie kryjąc zadowolenia. – Teraz wszyscy na raz coś zróbcie, strzelajcie, rzucajcie sztyletami, tnijcie barierę, cokolwiek. Nie przestawajcie, dopóki was nie powstrzymam.

Smok SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz