Rozdział 26

290 26 26
                                    

   Ja, Enuika i Hagan byliśmy właśnie na zwiadach. Wcześniej krążyliśmy niedaleko muru, rozpoczynającego terytorium smoków, a teraz siedzieliśmy dłużej w kryjówce, obserwując kamienną budowlę i czekając aż coś się wydarzy. Tymczasowo nic ciekawego się nie działo. Widzieliśmy jedynie moich przyjaciół, którzy lecieli w stronę gór. Chciałem wtedy do nich dołączyć. Wolałem być z nimi, bo mogłem się wtedy pośmiać z żartów Kamatina lub podroczyć z Melawi.

   Po wczorajszym dniu mocniej zżyłem się ze smokami, przez co znacznie bardziej mnie do nich ciągnęło. Ciekawe, co słychać u Ravelina. Polubiłem tego blondynka. Ciekawe, czy zmierzył się już z tamtymi dzieciakami. Oby mu lepiej poszło, chociaż wiadomo, że po jednej lekcji niewiele mogło się zmienić. Jeśli by tylko chciał, chętnie bym go uczył. To byłoby satysfakcjonujące, gdyby dzięki mnie stałby się lepszy oraz że moja wiedza może przekładać się też na innych.

   – Mógłby się tak Smok Słońca pojawić – powiedział cicho Hagan.

   – Ciekawe, jak by się z nim walczyło – odparłem z zadumą.

   – Czemu większości łowców tak bardzo zależy na starciu z nim? – zdziwiła się Enuika.

   – Skrzywienie zawodowe. – Wzruszył ramionami brunet. – Ja już też za długo w tym siedzę, a również jestem ciekaw, jaki ten Smok Słońca będzie w porównywaniu z poprzednim, który był bezlitosny dla łowców przez chęć zemsty za zamordowanie jego żony.

   Smok spojrzał mnie kątem oka, jakby badając moją reakcję, ale mnie to nie ruszało, gdyż nie zdążyłem poznać mej matki. Ojca i tak nigdy nie byłoby mi dane zobaczyć, ponieważ umarł, gdy ja się wyklułem. Cóż, taki był krąg życia Smoków Słońca.

   – To w takim razie nikt nie może go rozjuszyć – odrzekła Enuika.

   – Tenebris się do tego nada – powiedziałem w myślach do Hagana.

   Zauważyłem, że na jego ustach pojawił się chwilowy cień uśmiechu.

   – Ty go widziałaś i jakoś ci nic nie zrobił – odparłem.

   – Miałam szczęście, inni mogą już go nie mieć.

   – Jak w ogóle doszło do tego, że się spotkaliście? – Usłyszałem jego głos w głowie.

   – Zupełnym przypadkiem, ja nagle wylądowałem na polanie, a ona na niej pojawiła.

   – I niestety pogorszyło to twoją reputację.

   – Niestety – odpowiedziałem z lekką złością.

   – Dobra, dzieciaki, chodźmy w inne miejsce – zarządził Hagan.

   Siedzenie w dole między krzakami, nie należało do ciekawych czynności, więc możliwość wyjścia ożywiła mnie. Ruszyliśmy na zachód w kierunku gór. Droga upływała wolno, a i też żaden smok się nie napatoczył, więc było nudno.

   Po kilku minutach natrafiliśmy na sidła, wiszące na grubej gałęzi, a w nich tkwił duży dzik. Kwiczał, wiercił się we wszystkie strony, lecz w ogóle mu to nie pomagało w oswobodzeniu się z pułapki. Stanęliśmy przed zwierzęciem.

  – Hagan! – odezwał się nagle gdzieś z lewej strony jakiś mężczyzna.

   Wszyscy spojrzeliśmy w tamtym kierunku i zauważyliśmy, że z kryjówki w krzakach wyszedł łowca w podobnym wieku co Hagan. Nasz opiekun zaczął iść w jego stronę, więc ja i Enuika również się ruszyliśmy. Ze schronienia wyszli też pozostali dwaj mężczyźni. Zauważyłem, że z pomiędzy gałązek wystawała lufa armatki do wyrzucania siatki na smoki. Czyli to była zasadzka. Dzik idealnie robił za przynętę. Oby tylko nikt się nie pojawił. Nie dopuściłbym do złapania, a potem pewnie zabicia. Będę musiał się jakoś wykręcić z dalszych zwiadów.

Smok SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz