Rozdział 11: Przepraszam...

123 4 1
                                    

Uczy, zapomnij o złych osobach, Zwłaszcza o tych fałszywych. Warto uwolnić się i żyć.

Nadchodzą momenty w życiu, gdy musisz podjąć trudną decyzję czy nawet rozmowę. Jednak nie zawsze idzie to po naszej myśli. 
Możesz zranić kogoś, lub ktoś może zranić Ciebie, ale to nie znaczy, że będzie tak albo tak.
Wszytko też może potoczyć się dobrze, skończyć nawet śmiechem a nie ostrymi rzuconymi sobie słowami. Jednak w moim przypadku to była chyba ta druga opcja w dwóch poprzednich zdaniach.
U mnie nigdy, nic nie układało się po myśli, były czasem wyjątki.

– Lea! Posłuchaj mnie! – krzyknęła blondynka patrząc się w moje oczy.

– Ja Cię bez przerwy słucham, Diana – rzekłam oschle.

Nie chciałam, by emocje wzięły nade mną kontrolę, musiałam się kontrolować. Nie chciałam jej zranić, mimo, że to ona mnie zraniła.

– Dasz mi to wytłumaczyć? – zapytała siadając na łóżku.

– Bez przerwy mi coś tłumaczysz – mruknęłam podchodząc do okna.

– Lea... Nie bądź na mnie zła...

– Nie jestem zła, tylko, mam żal do Ciebie.

– J-Ja nie wiedziałam, że się...

– Tnę? – dokończyłam za dziewczynę

– Tak... I ja chciałam, żeby one.. Się od Ciebie odczepiły... Myślałam, że jak im powiem, że się... Okaleczasz to, że dadzą Ci spokój... Że pomyślą, że masz trudno w życiu i, że...nie powinny Ci uprzykrzać życia... – mówiła patrząc się w dół. – Przepraszam...

– Nie wierzę Ci, Diana – odparłam patrząc się prosto w jej oczy. Nie wierzyłam jej. Nie potrafiłam. Wiem, robiłam źle. Jednak... To nie brzmiało zbytnio prawdziwie. Zgadzasz się ze mną?
Szarooka dziewczyna popatrzyła na mnie z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.
Odwróciłam swój wzrok i patrzyłam na ludzi, przechodzących pod moim domem.

– Dlaczego? Dlaczego mi nie wierzysz?
– Diana... To nie brzmiało jakby miało być prawdą. Zresztą, czego mam się spodziewać od osoby, która powiedziała nieznajomym dziewczynom, że się tnę?! – zapytałam retorycznie.

– Ja... Przepraszam, jeżeli Cię zraniłam... Ja... Nie powinnam...

– Łał, dopiero teraz to zrozumiałaś, gdy jest już po wszystkim? – zapytałam z sarkazmem w głosie.

– Lea... Ja...

– Co ty? Zniszczyłaś mi życie Diana, każdy Wie, że się okaleczam! Teraz będą wytykali mnie na ulicy, a i tak nikt nie wyciągnie tej głupiej pomocnej dłoni! Nikt! Bo ludzie są okrutni, nigdy nikomu nie pomogą – krzyknęłam z rozpaczą w głosie.

– Ale... Są wyjątki, prawda?

Spojrzałam na nią z frustracją i zdenerwowaniem. Były wyjątki, było ich trochę dużo. Jednak... Była to mniejszość.

Westchnęłam ciężko przecierając dłońmi twarz. Oparłam swoje czoło o szybę. Czułam wzrok Diany na swojej osobie.
Usłyszałam ciche szczeknięcie, na co nie zareagowałam. Blue skoczył na "parapet" i wpatrywał się w moją twarz, spojrzałam na niego lekko uśmiechając się.

– Dlaczego im to powiedziałaś? Skąd wiedziałaś o tym, że się cięłam...? – spytałam ze zmęczeniem w głosie.

– J-Ja... Um... – usłyszałam głośne westchnięcie dziewczyny – Dowiedziałam się o tym, że się okaleczasz gdy byłaś u mnie ostatnio... Na kafelkach zobaczyłam ślady krwi, tak jak i na klamce od szafki.

Przecież... Zmyłam ślady krwi... – pomyślałam.
Patrzyłam na nią z zapytaniem. Spojrzałam w jej oczy, a one mówiły coś innego.

– Kłamiesz – odparłam odwracając wzrok. – Znowu to robisz. Powiedz mi w końcu prawdę! – krzyknęłam patrząc się na nią.

– Ja... Lea... Przepraszam... Nie chciałam... To... Nie kłamałam za pierwszym razem.

– Tak? To czemu zaczęłaś kłamać? Po tym jak niby powiedziałaś prawdę?

– Bo chciałam, żebyś mi uwierzyła... Ja
.. Nie chcę, byś była przeze mnie smutna... Nie chciałam...

Zamilkłam. Postanowiłam zamilczeć. Nie chciałam kontynuować już tamtej durnej rozmowy. Może wcześniej mówiła prawdę, jednak Ja się pogubiłam. Na każdym kroku życie mnie krzywdziło.
Wszystko było tak dla mnie przykre i raniące... Wszystko było dla mnie mylące.

Przymknęłam oczy i zacisnęłam zęby, przyłożyłam swoje dłonie do szyby. Po chwili złożyłam dłonie w pięść i uderzyłam w szybę, wywołując przy tym lekki ból ręki.
Nikt nie chciał się odezwać, żadna z nas. Nawet mój towarzysz nie chciał szczeknąć, czy nawet ruszyć się z miejsca i gdzieś pobiec.
Nagle usłyszałam cichy szept.

– Czemu... Czemu się cięłaś?

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam przed siebie. Nabrałam łapczywie powietrza, zastanawiając się co odpowiedzieć.
Odpowiedź była jasna, byłam za słaba. Dlatego się cięłam. Każdy upadek o tym świadczył. Każda łza spadająca na ranę...

Kreska po kresce, kropla krwi po kropli krwi, łza po łzie, upadek po upadku, powstanie po upadku.

Ile razy upadłeś, tyle razy wstań.

Uśmiechnij się!

-Lea, jesteś mądrym dzieckiem. Nie muszę tłumaczyć Ci co się stało, prawda?

-Będę... Będę z-za nią tęskniła.

Po policzku popłynęła samotna łza. Gorycz, która rozdzierała moje serce była tak silna i niewyobrażalna.

– Diana... Ja... Byłam słaba... Za każdym razem... Gdy... – w tamtym momencie przerwałam. Czułam jak zaciska mi się gardło. Schyliłam głowę w dół, dotknęłam dłonią czoła, po czym przetarłam łzy cieknące po policzkach.

Usłyszałam jak dziewczyna wstaje z łóżka i zgrzyt klamki.

– Ja.. Przepraszam, Lea. Naprawdę nie kłamałam... Chciałam po prostu, żeby było dobrze, nie chciałam pogorszyć sytuacji... – rzekła po czym wyszła z pokoju, a później zapewne z domu.

Siadłam na parapecie, czekając wcześniej, aż Blue stamtąd zejdzie. Schowałam twarz w dłoniach łkając.
Po chwili poczułam jak coś, a raczej ktoś próbuje wcisnąć głowę między moje kolana.

Spojrzałam przed siebie i ujrzałam mojego przyjaciela, który po chwili siadł na moim brzuchu liżąc moją zapłakaną twarz, na co lekko się uśmiechnęłam.

– Przepraszam... – wyszpetałam wtulając się w sierść psa.


***
Chcecie maratonik? Hm? Hm? Dajcie znać! :D

Uśmiechnij Się |D.K|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz