Recenzja filmu "Zaklinacz koni"

146 17 3
                                    

Niewiele jest takich produkcji o koniach, które zyskałyby tak szeroką popularność jak "Zaklinacz koni". Szczerze mówiąc, oglądając go, nie miałam powodów do zdziwienia, bo pod względem technicznym nie mam się za bardzo do czego przyczepić. 

Czy jednak ten film ma w ogóle coś wspólnego z jeździectwem naturalnym?

Czy jednak ten film ma w ogóle coś wspólnego z jeździectwem naturalnym?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

"Zaklinacz koni" (ang. "The Horse whisperer") został nakręcony w 1998 r. przez Roberta Redforda, który wcielił się także w tytułową rolę. Z polskim lektorem można go zobaczyć na cda.pl. Muszę na wstępie zaznaczyć, że na początku pojawiają się dość drastyczne sceny. Nie tyle ukazują one jakieś makabryczne widoki, co po prostu mają mocny wydźwięk – wrażliwsi widzowie mogą się więc czuć niekomfortowo. Film opowiada bowiem historię kilkunastoletniej Grace, która ulega ze swoim koniem poważnemu wypadkowi. Powrót do normalności jest trudny nie tylko dla niej, lecz także dla jej wierzchowca. Ostatnią nadzieją, aby pomóc im obojgu, jest interwencja pewnego ranczera, zwanego zaklinaczem koni.

 Ostatnią nadzieją, aby pomóc im obojgu, jest interwencja pewnego ranczera, zwanego zaklinaczem koni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Muszę powiedzieć, że to miłe obejrzeć w końcu film, który po prostu jest porządnie zrobiony. Mimo stereotypowych postaci, aktorzy dają radę przedstawić je wiarygodnie. Poza tym fajnie ogląda się młodą Scarlett Johannson w innej roli (i ciuchach) niż wybierała później. Śliczne są też plenery, a sceny z udziałem koni nakręcone dynamicznie. Mimo widocznego posmaku lat 90., dzieło ogląda się dobrze. Trwa ono co prawda prawie trzy godziny, wolno się rozkręca i czasami nieco nuży, jednak mimo to nie pozostawia widza z poczuciem zmarnowanego czasu.

 Trwa ono co prawda prawie trzy godziny, wolno się rozkręca i czasami nieco nuży, jednak mimo to nie pozostawia widza z poczuciem zmarnowanego czasu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Osobno można by rozważyć prawdziwy główny wątek filmu i nie zamierzam zdradzać jaki – powiem tylko, że ma niewiele wspólnego z końmi. Jest to jednak gazetka poświęcona właśnie kopytnym, więc to tym wątkom chciałabym poświęcić sporo uwagi. A jest o czym mówić.
Warto zaznaczyć, że polski tytuł jest wyjątkowo niezgrabny i naprawdę kiepsko oddaje istotę naturala. Oryginalny tytuł oznacza mniej więcej "szepczący do koni", ale też średnio oddaje istotę przedstawionych w filmie działań. Parafrazując inny tytuł, moim zdaniem pasowałoby tutaj "Człowiek, który gapił się na konie". To wzrok jest bowiem główną metodą działania tytułowego "zaklinacza". Och, no i jeszcze łamanie konia za pomocą siły fizycznej. Fajnie, co nie?

Bez wchodzenia w spoilery – są w tym filmie dwie sceny, gdzie bohater zmusza konia do działania wbrew swojej naturze, powodując u niego duży dyskomfort

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bez wchodzenia w spoilery – są w tym filmie dwie sceny, gdzie bohater zmusza konia do działania wbrew swojej naturze, powodując u niego duży dyskomfort. Przypomnę – to zwierzę zmagające się z traumą po ciężkim wypadku. Ono naprawdę nie potrzebuje kolejnych okropnych doświadczeń, tym razem zadanych przez kogoś, kto miał pomóc. Jako że nasz zaklinacz jest przedstawiony jako autorytet w tej dziedzinie, wszystko jest rzecz jasna przedstawione jako normalna metoda pracy z "trudnym" koniem. Zgaduję, że czytaliście tekst o naturalu w teorii, który pojawił się w tym numerze, i chyba domyślacie się już, że to zdecydowanie nie jest dobra metoda. To wszystko boli tym bardziej, że wcześniej pojawia się jedna sekwencja, która jest wręcz kwintesencją naturalu i pięknie pokazuje, na czym powinien on polegać. Taki potencjał, tak boleśnie (dosłownie i w przenośni) zmarnowany.

Mam jeszcze jeden zarzut, a dotyczy on nakłaniania do jazdy osób, które nie są tego pewne, a nawet tego nie chcą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mam jeszcze jeden zarzut, a dotyczy on nakłaniania do jazdy osób, które nie są tego pewne, a nawet tego nie chcą. Ja wiem, że są tacy, których trzeba wręcz siłą wrzucić na konia, żeby się przejechały, ale... jaki jest sens? Jeździectwo wymaga odwagi – absolutnie nie brawury – i to jasne, że nie każdy musi jej dostatecznie dużo posiadać. Dlaczego więc mamy zmuszać takie osoby do jazdy, mówiąc "no przekonasz się jakie to fajne" albo "no spróbuj, co ci szkodzi"? Oj, może zaszkodzić wiele, w ekstremalnym przypadku skręceniem karku. Jeżeli ktoś naprawdę będzie chcieć jeździć, to pojeździ. A życie to nie film – nie zawsze wszystko kończy się, notabene, jak w bajce.

Posmęciłam trochę (jak w każdej recenzji), ale wypadałoby powiedzieć na koniec, czy film warto obejrzeć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Posmęciłam trochę (jak w każdej recenzji), ale wypadałoby powiedzieć na koniec, czy film warto obejrzeć. Moim zdaniem tak, ale nie dla warstwy związanej z końmi, tylko dla samej historii i ładnych ujęć. Jeśli zaś chcielibyście się z niego uczyć naturala, uciekajcie czym prędzej. To nie ten adres.

Puchaty Rosomak

Przedstawione w recenzji zdjęcia to kadry z filmu, których źródłem jest filmweb.pl

KONIEcznik - kwiecień 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz