Rozdział II - czas ucieka

8 0 0
                                    

Nowy dzień nie wnosi nic nowego... Nowy jest tylko z nazwy, tak naprawdę to kolejny z wielu będących niemal identycznymi. Drugi dzień na oddziale, ale czy to ma jakieś znaczenie? Nowi ludzie, bo przecież jesteśmy najlepszym oddziałem w okolicy. Wśród tej spore ilości nowych ludzi pojawiła się pewna malutka dziewczynka. Julitka to chyba najmłodsza pacjentka jaką kiedykolwiek tu widziałem. Roczne maleństwo w tym miejscu to chyba najgorsze co może się zdarzyć. Rodzice mimo wszelkich starań nie są w stanie nic poradzić na chorobę, która powoli zabiera życie, które dopiero się rozpoczęło. Gosia, mama Julity, od początku była informowana o tym, jaki może być stan jej dziecka. Wiedziała, co może się stać, ale podjęła się walki. Zagrożona ciąża była dla niej dużym wyzwaniem. Młoda kobieta mająca wsparcie w kochających ją najbliższych przetrwała siedem trudnych miesięcy ciąży. Dziecko urodziło się przedwcześnie, co zwiększyło problemy zdrowotne. Tyle wiem, bo poczta pantoflowa działa u nas bezbłędnie. System komunikacji szybszy od światłowodu, przysięgam!
Jest wielu ludzi, o których chciałbym napisać. Najlepiej wspomniałbym o każdej spotkanej tu osobie, ale nie wiem czy byłbym w stanie. Zobaczymy jak to wyjdzie.
Kacper ma 8 lat, a mimo to też ma już swój „wyrok". Białaczka szpikowa, więc rozpoczęto szukanie dawcy. Grupa krwi? 0 Rh- ... To będą długie poszukiwania, ale mam nadzieję, że znajdzie się jego bliźniak genetyczny. Mam nadzieję, że się nie podda. Patrząc na niego widzę radosne, a zarazem bardzo rozsądne dziecko. Musi się udać!
Nadszedł wieczór, a ja zacząłem zastanawiać się nad sensem tego wszystkiego. Dlaczego ja to robię, czemu to piszę? Przecież nie ma w tym celu, a co dopiero sensu. Co ja chcę tym osiągnąć? Po chwili rozmyślań dotarło do mnie, że tym mogę zmienić spojrzenie innych na to co tu się dzieje. Nie chcę nikogo urazić, tylko pokazać realia panujące tu na co dzień. Wszyscy mamy problemy i to niezmienne zło świata. Nasz świat tu się kończy, a dni możemy wyznaczać patrząc przez okno. Rutyna... To chyba najgorsze z czym się tu zetknąłem. Moja codzienność przed „wprowadzeniem" się do szpitala. Każdy dzień był inny, bo nie tylko w moim życiu była piłka nożna. Po szkole zawsze miałem dużo zajęć, w które starałem się angażować z całej siły. Lekcje języka angielskiego, szkoła muzyczna i wolontariat. Zawsze uwielbiałem się angażować w życie społeczne, przez co mój cały tydzień był przepełniony jakimiś obowiązkami, które wykonywałem z przyjemnością. Czasami brakowało czasu na pracę domową i prosiłem siostrę lub brata o przysługę, albo kończyło się pisaniem na kolanie pięć minut przed dzwonkiem. Kto nie zna takich sytuacji? Teraz za tym tęsknię. Jak już o tym mowa... Strasznie brakuje mi ludzi, z którymi spędzałem wcześniej tyle czasu. Tutaj ciężko o gości, ale nikt nie jest w stanie stwierdzić z jakiego powodu. Nic na to nie poradzę, że moje życie towarzyskie z ludźmi z poza szpitala kończy się na Internetowej rozmowie.
Stwierdziłem, że nie będę wyliczał dni. To depresyjne. Nie mam czasu na wymienianie dni tygodnia, czy dat z kalendarza.
Nie minęło dużo czasu, a wszystko zaczęło się komplikować. Śmierć przeszła przez nasz oddział, a kogo zabrała? Małego, bezbronnego i niewinnego aniołka. Razem z nią zabrała jej ból i cierpienie, wiec jednoznacznie nie mogę określić, czy to było dobre, czy złe. Maleństwo od początku miało bardzo niskie rokowania. Urodziła się z niedorozwiniętymi płucami i chorym sercem. Tu na oddziale operowali ją już pierwszego dnia na „CITO" – to słowo nigdy nie wróży nic dobrego. Po operacji wszystko było pozornie dobrze. Jednak po kilku godzinach okazało się, że sepsa... To właśnie ta choroba wywołała zgon u tego malucha. Nie wiem jak to opisać, nawet mnie to zabolało... Tak małe dziecko straciło swoje życie, które jeszcze się nie rozpoczęło. Patrząc na nią przed oczami miałem swoją siostrzenicę. Pisząc o rodzinie nie wymieniłem swojej starszej siostry – Justyny. To właśnie ona najbardziej mnie wspierała i najczęściej bywała na oddziale. Motywuje mnie do działania. Roxi – moja cudowna, mała siostrzenica – jest promyczkiem słonka na niebie pełnym chmur. Ma już kilka miesięcy i też daje mi masę pozytywnej energii. Cudowne dziecko, marzę o tym by zobaczyć jak rośnie i wkracza w dorosłe życie. Gdy się dowiedziałem o tragedii to łzy same cisnęły mi się do oczu. W pewnym momencie zobaczyłem biegnącą w stronę wyjścia kobietę. Powiedziałem sobie „NIE!". „Nie możesz płakać Kuba, jesteś twardy". Otarłem resztki łez i wybiegłem za kobietą. Wyszedłem ze szpitala i zobaczyłem ją na ławce z pluszakiem w ręku – to była Gosia. Dosiadłem się i zacząłem z nią rozmawiać.
-Cześć. Wiem, że mnie nie znasz. To się przedstawię, ok?
-... - cisza była moją odpowiedzią.
-Jestem Kuba i też jestem pacjentem tego oddziału. Może nigdy nie znalazłem się w Twojej sytuacji i pewnie sądzisz, że nie mam prawa do wypowiedzi. – zacząłem się zastanawiać, co powiedzieć, bo każde słowo musiało być mocno przemyślane. – Ja też straciłem kogoś bliskiego. Jako trzynastoletni chłopak straciłem brata, bliźniaka. Kilka miesięcy później, dowiedziałem się, że też choruję. Mój świat się załamał, jak Twój właśnie teraz.
-Nie rozumiesz – odpowiedziała łkając. – Ja wiedziałam jak to się może skończyć. Razem z Radkiem robiliśmy wszystko, co tylko mogliśmy. Sytuacja byłą ciężka, a leczeni drogie. Zostałam sama, bo Radek musiał wyjechać za pieniędzmi. Wpiera mnie, ale nie jest tu, przy mnie... Straciłam... - w tym momencie wybuchła płaczem.
Objąłem młodą kobietę i starałem się ją chociaż trochę uspokoić.
-Nie płacz. Nie tego teraz chce Twój aniołek, który patrzy na ciebie z nieba. Widziałaś mnóstwo cierpienia tej malutkiej istotki, przez co cierpiałaś Ty i Radek. Ból jak sprawiała jej walka i każdy dzień będący ogromnym wyzwaniem dla małego dziecka - zamilkłem na moment. – Jest ciężko, ale tu nie jesteś sama. Spójrz... Jestem przy Tobie, Pewnie zadajesz sobie pytanie: „ Co mi to da, że jest tu jakiś obcy chłopak?"... No właśnie nie ja, ale my wszyscy. Możesz w każdym z nas – pacjentów – znaleźć wsparcie i pomoc. Pomożemy Ci, bo jesteśmy świadomi tego, jaką oferują pomoc psycholodzy. Oni nie mają takiego doświadczenia jak my, my to znamy z autopsji. Musisz wziąć się w garść i pokazać siłę, tą którą masz w sobie.
-Masz trochę racji... – wyszeptała. Dziękuję, że jesteś bo chyba tego potrzebowałam – powiedziała, a ja napełniłem się dumą.
Nawet nie zauważyłem kiedy wyszli lekarze, którzy szukali mnie po całym szpitalu. Kazali mi wrócić na oddział, a Gosia stwierdziła, że pójdzie pożegnać swoje maleństwo. Zapytała, czy będę jej towarzyszył. Zgodziłem się, nie chciałem, aby pozostała w tych ciężkich chwilach sama.
Gdy weszliśmy do pomieszczenia przypominającego kostnicę kobieta wzięła dziecko na rękę. Wyglądała jak lalka... Płacząc pocałowała ją w czoło, a mi się przypomniało, gdy mam żegnała Maćka... Najgorszy widok w życiu. Podszedłem bliżej, aby mogła czuć wsparcie i obecność. Pocałowałem małą, zimną rączkę dziewczynki i razem z jej mamą wyszedłem. Podałem jej numer telefonu i powtórzyłem, że może na mnie liczyć.
Kilka dni, które tak wiele zmieniło w życiu tej dziewczyny. Najgorszy widok, jaki mogła zobaczyć i brak ukochanego obok – coś, czego nie życzę nikomu.
Na oddziale panuje dość dziwna atmosfera. Nastał czas ciszy i zadumy. To chyba dla nas wszystkich duże przeżycie. Zazwyczaj pełne dzieci korytarze stały się puste, nie było słychać telewizji i śmiechów. Wspominałem, że wszyscy są tu bardzo dojrzali mimo tego, że większość to dzieci? Każdy z nas ma świadomość sytuacji, przez co potrafimy się zachować odpowiednio do sytuacji. Dla wszystkich to był cios, niestety.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 24, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Nie chcę umierać!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz