1

159 11 20
                                    

- aksl - usłyszałem.

otworzyłem swoje przepiękne oczy. znajdowałem się w jakimś pekaesie. przypomniało mi się, jak w stanie upojenia alkoholowego kupiłem z izim bilety do seattle.

- czego - zapytałem grzecznie.

- gówna psiego jesteśmy już.

wyszliśmy z autobusu. dziwnym trafem, na ulicach była zatrważająco niska liczba ćpunów. zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy na pewno jesteśmy w seattle. postanowiliśmy zapytać o to jakiegoś menela.

- może tego - wskazałem na bezdomnego mężczyznę w fajnej czapce.

- e nie, to mój tata - odpowiedział brunet, odwracając wzrok. - o, ten jest fajny.

poszliśmy do żula w dziurawych spodniach.

- dzień dobry, nie wie pan może, gdzie się znajdujemy? - zapytał izi starstableonline.

- jur in de dżangul bejbe, jur goin dajjjjjjj - bezczelnie zaskrzeczał moim głosem.

izi pobladł. spojrzał mi w oczy, kładąc ręce na moich barkach.

- aksl, jesteśmy w el ej.

- :(

guns n' roses - trve storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz