Rozdział 5: Wspólna noc

377 19 9
                                    

Od pocałunku minęło kilka minut. Siedzieliśmy w salonie opadając z emocji. Wciąż czułem jego zapach w nosie, tak bardzo nie chciałem żeby znikł. Albo ten smak jego warg i śliny. Chwila, czy ja się zakochałem? Tak, idioto! Zakochałeś się na zabój jesteś z siebie dumny?

Byłem, i to jak. Zdobyłem moją miłość, o ile można było to już nazwać takim uczuciem. W końcu odczułem je dokładnie tego dnia, jakoś siedem godzin przed całym zajściem. Ale to nie było dla mnie ważne, w sumie nawet o tym nie myślałem. Najistotniejsze było to, że to ON siedział tutaj, obok mnie i to ON bawił się frędzelkami od koca i to z NIM przed chwilą się całowałem. Naprawdę ciekawiło mnie czy będzie chciał ze mną teraz rozmawiać. Bałem się, co wydawało mi się niedorzeczne, przecież dopiero co się obściskiwaliśmy.

- Przepraszam - rzekłem cicho, wywierając na nim presję.

- Naprawdę nie musisz - zapewnił. - To było... ah, nie spodziewałem się.

- Ale chyba ci się spodobało, hm? - przeciągnąłem, próbując podniecić go jeszcze bardziej.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo - uśmiechnął się, a następnie spojrzał w dół z zawstydzenia.

Większość wieczoru spędziliśmy śmiejąc się i poznając jeszcze lepiej, niż kiedykolwiek było nam dane. Nie wracaliśmy do tematu uczuć, którymi zostaliśmy związani. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale wydawało mi się, że jakoś w nocy do tego wrócimy.

Nocą zawsze ludzie są bardziej szczerzy, uczuciowi i prawdziwi. Moja głowa znów układała przeróżne scenariusze i to podczas rozmów. Co prawda, nie mogłem skupić się na chłopaku, bo tylko wyobrażałem go sobie bez koszulki. Puknij się w łeb, sieroto!

Tak naprawdę, to że się całowaliśmy jeszcze o niczym nie świadczyło. Stiles mógł po prostu potrzebować dodania otuchy, poczucia bliskości, a podczas złości wmawiać sobie, że zerwie z Malią, gdy ciągle ją kocha. Szczerze modliłem się w myślach, żeby nienawiść do blondynki w nim została. Tak, to było trochę okrutne, ale ze mną przecież też mógł być szczęśliwy, prawda? Prawda.

Gdzieś w środku przekonywała mnie uczciwość bruneta i jego wierność. Z tego co wiedziałem, nigdy nie spojrzał na żadną inną kobietę niż Malia. Ale czy tak samo podchodziłby do mężczyzn? Tego trzeba było się dowiedzieć. Musiałem podjąć ryzyko, bałem się, że w inny sposób nie dopnę swego i nie spełnię swojego marzenia, którym był właśnie ON.

Dochodziła dwunasta w nocy. Oboje robiliśmy się senni i to dosyć porządnie. Widziałem jak zamykały mu się oczy, a głowa co chwilę opadała na oparcie kanapy.

- Stiles, chyba na ciebie pora - powiedziałem miłym tonem, jak do małego dziecka.

- Cooo? - przeciągnął się, ziewając.

Zaśmiałem się delikatnie, tak żeby go nie rozbudzić. Chcąc, nie chcąc musiałem go gdzieś położyć. Chwyciłem bruneta za ramię, przewiesiłem je na barkach i zaprowadziłem go do sypialni. Na miejscu, gdy już wgramoliłem Stiles'a na łóżko, otuliłem go w koce, by nie zmarzł. Wyglądał uroczo. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie pocałować go w czoło 'na dobranoc', ale powstrzymałem się. Będąc szczerym, z trudem.

Naprawdę nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że jedna osoba może tyle dla mnie znaczyć. Wystarczyło mi tylko patrzenie na niego, nie potrzebowałem dotyku, pocałunków czy obściskiwania się. Obraz jego, leżącego tam z otwartą buzią i przymkniętymi oczami uśmierzał i leczył wszystkie skazy powstałe na moim sercu. Mięknąłem coraz bardziej. Na moje usta niespodziewanie wkradł się uśmiech. Taki prawdziwie szczery.

Chciałem już wychodzić z sypialni i zacząć zmierzać w kierunku salonu, by walnąć się na kanapę i zasnąć, jednak coś, a w zasadzie ktoś mnie zatrzymał.

now I can take her man // sterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz