Rozdział czwarty

83 29 18
                                    

Florencia:

Wszystkie wspomnienia wracają dzisiejszego dnia jak bumerang. To dziś mielibyśmy czwartą rocznicę bycia w związku. Wszystko poszło się walić. Co on zrobił, że los go tak pokarał? Miał ledwo osiemnaście lat. Gdyby nie ten wypadek, to teraz siedzielibyśmy i śmiali, ale nie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to moja wina. Gdyby nie ja, to nic by się nie stało. Dzień wcześniej umówiliśmy się na spotkanie, mieliśmy iść do restauracji. Wszystko miało być idealnie, gdyby nie ta nieszczęsna katastrofa. Na skrzyżowaniu wjechał na niego jakiś pijany kierowca tira. Wszystko widziałam, dzień w dzień męczą mnie wyrzuty. Byłam tam, przecież mogłam zapobiec, albo nie umawiać się z nim. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to nie był przypadek. Zdrzenie spowodował mójbyły przyjaciel. Powiedział, że się zemści, gdyż wybrałam Marco, a nie jego. Gdybym wzięła jego słowa na poważnie, Marco byłby tutaj.

Próbowali mnie przekonać,że to nie moja wina. Jednak ja wiem jak było naprawdę. Za kilka dni jadę na wymianę. Sama nie wiem, czy chcę tam jechać. Robię to tylko dla mojego chłopaka. Mieliśmy się tam wybrać we dwójkę, ale to będzie niewykonalne. Możliwe, że nie pojechałabym, ale jego ostatnie słowa przed śmiercią mnie do tego przekonały: " Ja umieram, ale nie ty. Kochanie żyj dalej i się nie obwiniaj. Może tak miało być? Poznaj kogoś kogo pokochasz całym sercem, tak samo jak mnie, a może nawet bardziej. Jedź na tę wymianę i się mną nie przejmuj. Pamiętaj, że cię kocham". To były jego ostatnie słowa, a po nich już odszedł.

Moja twarz jest cała zalana łzami, nie kontrolowałam tego. Muszę tam jechać. Dla Marco. Wszystko już spakowane, jutro wyjeżdżam. Mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Gdy tak rozmyślam, słyszę ciche pukanie do drzwi, więc mówię ciche 'proszę". Okazuje się, że jest to mój starszy brat - Augustin. Jako jedyny jak się zmieniałam i przechodziłam przez to, był przy mnie. August patrzy na mnie ze smutkiem i troską w oczach, po czym siada obok mnie na łóżku.

-Na pewno chcesz tam jechać? Będziesz tam całkowicie sama. Jak chcesz zostań. Znajdziemy dobrego psychologa. Będzie jak dawniej.

-Nic nie będzie jak dawniej. On nie żyje i to jest moja wina. Sama nie wiem, czy chcę jechać ale obiecałam mu to. Może tam zapomnę o tym wszystkim. - Powiedziałam ze smutkiem, gdyż zdawałam sobie sprawę, że nigdy tego nie zapomnę. Po kilku sekundach czułam, że August przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w niego i przez chwilę czuję się szczęśliwa, bezpieczna i co najważniejsze kochana.

- Pamiętaj jakby się coś działo to dzwoń i od razu będę przy tobie. Masz mnie o wszystkim informować - mówi, gdy się od siebie odrywamy, a ja tylko kiwam głową. Co jak co, ale on jest bardzo troskliwy.

-Wiesz, że cię kocham braciszku-to akurat jest prawda." Kocham Cię" powiedziałam w życiu tylko dwóm osobom- August'owi i Marco.

- Ja ciebie też. Jutro Cię zawiozę na lotnisko-powiedział a ja sobie uświadomiłam,że to już ostatni dzień w moim rodzinnym miasteczku i przeprowadzam się do innego kraju. Przecież ja muszę się pożegnać z Marco.

-Wiesz...Posiedziałabym jeszcze z tobą ale muszę iść do Marco.

-Jasne. Idź do niego i przestań się obwiniać-stwierdził a ja wiedziałam,że to niewykonalne. Jak chciałam mu odpowiedzieć to go już nie było w pokoju. Lepiej dla mnie. Biorę bluzę Marco i wychodzę z pokoju, kierując się do wyjścia z tego domu.

Gdy już jestem przed cmentarzem, znowu zachciewa mi się płakać. Przecież te wszystkie osoby miały kogoś bliskiego, może drugą połówkę, rodzeństwo, przyjaciela, rodzinę. Ja mam chłopaka, który przez moją bezmyślność tutaj leży. Podeszłam do czarnego nagrobka i opuszkami moich palców dotknęłam wygrawerowanego imienia mojego chłopaka. Tak bardzo go kochałam, kocham i kochać będę.

-Cześć skarbie. Minęły dopiero dwa tygodnie od tego wypadku, a ja czuję się jakby minęła cała wieczność. Codziennie jestem tutaj a jednak tak bardzo mi ciebie brakuje. Niestety nie będę mogła tu przychodzić tak często. Pewnie zapytałbyś dlaczego, ale przez moją bezmyślność nie możesz. Wracając, jadę na wymianę. Chciałeś żebym pojechała i to robię. Chyba dobrze, co nie? Obiecuję ci, że się w nikim nie zakocham. Tylko ty się dla mnie liczysz, nie chcę cię zdradzić więc możesz być pewny, że nic takiego się nie stanie. Kocham Cię i strasznie mi ciebie brakuje. Kocham cię ty mój wariacie.- Gdy kończę mówić czuję, jak cały ciężar ze mnie wychodzi.

Siedzę i patrzę to na zdjęcie mojego chłopaka to na świeczkę, którą zapaliłam, kiedy tu przyszłam. Bardzo mnie to wszystko boli, nie chcę go tutaj zostawiać. Całkiem samego... Muszę wybłagać Augusta, żeby tu przychodził i do niego mówił. Wiem, że to bez sensu, ale mi to ulży, bo nie będzie tu sam. Nawet nie wiem, ile już tu siedzę, ale domyślam się,że długo, gdyż zaczyna się już robić ciemno. Muszę wracać tym bardziej, że jutro z samego rana mam samolot.

-Kochanie ja już muszę iść. Przyjdę przy najbliższej okazji. Pamiętaj że Cię kocham.- Mówię, po czym całuję czubki moich palców a potem przykładam je do biało-czarnej fotografii uśmiechniętego Marco. Niechętnie wstaję z ławeczki, na której siedziałam i ruszam w stronę wyjścia z cmentarza. Teraz czeka mnie prawie pół godzinny spacer do domu. Prawdopodobnie ostatni spacer przez długi czas. Bardzo się boję tego wyjazdu, ale nie chcę tego ukazywać. Muszę być silna. Dla Marco i dla Augusta. Zawsze lubiłam spacery, mogłam wtedy na spokojnie pomyśleć. Teraz nie chcę myśleć, tylko na chwile o wszystkim zapomnieć.

Gdy staję przed domem w którym się wychowałam, zaczyna zastanawiać mnie, kiedy znowu będę przed nim stać. Teraz coraz bardziej zaczynam odczuwać niepokój i strach przed wyjazdem. Wchodząc do domu zastaję błogą ciszę, co wcale nie dziwi. Tu jest zawsze cicho, a to mnie irytuje i wkurza.

-Idź już spać, jutro rano jedziesz- z transu wyrywa mnie mój brat, stojący naprzeciwko mnie. Ja nie chcąc nic odpowiadać tylko kiwam głową i idę w kierunku mojego pokoju.

Biorę ostatnią piżamę jaka mi tu została i udaję się do łazienki, która jakimś cudem jest wolna. Wykonuję moją codzienną wieczorną rutynę i staję przy lustrze patrząc na swoje odbicie. Co się ze mną stało? Nie przypominam dziewczyny sprzed dwóch tygodni. Już nie jestem sobą. Dobra muszę iść spać, w końcu o trzeciej rano mam samolot. Kładąc się do łóżka, zasypiam z myślą, która cały czas mnie dręczy: czy dobrze robię wyjeżdżając?

***

Teraz już nie ma odwrotu. Właśnie siedzę w samolocie, patrząc na brata przez okno. Nie jestem zbytnio zadowolona, ale co poradzić. Muszę tam pojechać i spróbować wyrzucić to wszystko z głowy. Powinnam zacząć nowy rozdział w życiu. Dobry czy zły? Tego sama nie wiem, jednak mam nadzieję, że dobry. Macham ostatni raz mojemu braciszkowi, po czym zauważam, że już startujemy, więc kładę głowę na oparciu fotela. To będzie trudny czas dla mnie, to jest pewne. Nakładam słuchawki na uszy, przy okazji włączając muzykę i patrzę na niebo.

Promienie naszych duszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz