17.

8.1K 353 21
                                    

Michael

Po wyjawieniu Olivii całej prawdy o sobie czułem się lepiej, zacząłem oddychać pełną piersią bez obaw, że mogłaby się czegoś o mnie dowiedzieć, a później odejść za to, że cały czas ją oszukiwałem. Wolałem powiedzieć prawdę i budować nasz związek na szczerości i wzajemnym zaufaniu, niż na kłamstwie, które zawsze w zastraszającym tempie wypływa na wierzch. Przyjęła wszystko lepiej niż sądziłem, z każdym dniem stawała się mi jeszcze bliższa i byłoby wszystko dobrze, gdyby nie fakt, że nadal nie miałem informacji na temat Mendozy. Z każdym kolejnym dniem czułem, że wszystko wymyka mi się z rąk, a brak kontroli nad sytuacją nie wróżył nic dobrego.
Pukanie do drzwi oderwało mnie od rozmyśleń.
– Wejść. – rozkazałem.
– Pan Anderson już się zjawił. – oznajmiła sekretarka.
– Wpuść go. – powiedziałem od niechcenia, zaciskając dłonie w pieści.
Musiałem się spotkać z nim, po tym jak Olivia wyjawiła mi jakim jest skurwysynem, postanowiłem, że nie będę mu pomagać, pragnąłem by ginął w męczarniach. Co prawda sam wolałbym mu wymierzyć karę, ale wiedziałem, że Berg zrobi to w okrutniejszy sposób.
Po chwili Chloe wprowadziła do mojego gabinetu starca, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak menel. Sińce pod oczami świadczyły o tym, że nie sypiał za dobrze. Od ostatniego spotkania zrzucił kilkanaście kilogramów i niegdyś dopasowany garnitur, wisiał na nim teraz jakby pożyczył go od starszego brata. Zmęczenie wymalowane na twarzy dodało mu kilku lat i gdyby nie ta parszywa gęba, którą zapamiętałem zbyt dobrze, pomyślałbym, że przyszedł zupełnie ktoś inny.
– Siadaj. – powiedziałem szorstko.
Jak na rozkaz mężczyzna powolnym krokiem podszedł do fotela, opadając na niego. I może powinno być mi go żal, ale kurwa nie jest. Jestem wręcz zadowolony widząc go w takim stanie. Napawa mnie jego nędzny widok, a jak zaraz usłyszy, że nie będę mu już pomagać to podejrzewam, że załamie się, a ja będę mógł cieszyć się tą chwilą.
– Coś nowego? Odpuści mi spłaty? – zadawał tak śmieszne pytania, że o mały włos, a wybuchnąłbym śmiechem.
– Kazałem Ci tu przybyć, bo muszę Ci coś powiedzieć. – zacząłem, urywając w pół zdaniu.
Patrzył na mnie z nadzieją w oczach, jednak zaraz tą iskrę zgaszę i wydam na niego wyrok.
– Niestety ale jestem zmuszony odmówić dalszego prowadzenia tej sprawy. – oznajmiłem, patrząc jak mina Andersona wykrzywia się, gdy do jego uszu dociera to co właśnie powiedziałem.
– Nie możesz! – wrzasnął, podnosząc się z miejsca.
– Obiecałeś! – zaczął nerwowo krążyć po moim gabinecie, przykładając co chwilę rękę do swoich siwych włosów.
– Nic nie obiecałem. – odparłem.
– Myślę, że nasze spotkanie dobiegło właśnie końca. – podniosłem się z fotela, zapinając marynarkę.
Gestem dłoni pokazałem mu drzwi, dając dosadnie znać, że ma opuścić mój gabinet. Ten jednak stał niewzruszony i patrzył się na mnie, piorunując mnie wzrokiem. Podejrzewam, że gdyby to spojrzenie mogło zabijać, to teraz leżałbym martwy. Zaśmiałem się w duchu i podszedłem pewnym krokiem do starca.
– Wynocha! – ryknąłem, łapiąc go za ramię.
Szarpnął się, wyrywając się tym samym z mojego uścisku.
– Pożałujesz! – krzyknął prosto w moją twarz.
– Nie bardziej niż Ty. – uśmiechnąłem się do niego.
Trzasnął drzwiami, opuszczając mój gabinet. Wyjąłem telefon z kieszeni, wybierając numer do Ethan'a. Po pierwszym sygnale, usłyszałem jego głos.
– Tak? – zapytał.
– Zawołaj wszystkich ludzi, najlepiej na dzisiejszy wieczór. – rozkazałem.
– Postaram się. – oznajmił.
– Ty nie masz się starać, tylko masz to załatwić! – ryknąłem.
– Zrozumiałem. Czy spotkanie ma się odbyć w domu? – zapytał.
– Oczywiście, że nie! Niech wszyscy się stawią w kancelarii. – odparłem.
Nie mogłem zabrać ich tym razem do siebie do domu, bo była tam Olivia, a wolałem ukryć ją przed tymi ludźmi. Co prawda chciałem od nich pomocy, jednak nie mogłem w tym świecie nikomu ufać, bo nigdy się nie wie, kiedy Twój sprzymierzeńca zechce wbić Ci nóż w plecy.

Uciekając z ciemności Tom l - | ZAKOŃCZONA | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz