Olivia
Przez okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca, które ogrzewały moją twarz. Uchyliłam nieznacznie powieki, dostrzegając zarys postaci, skulonej blisko moich nóg. Bezszelestnie podniosłam się do pozycji siedzącej, by sprawdzić kto to jest. W pokoju panował półmrok, a jedynym źródłem światła było słońce. Dostrzegłam sylwetkę, którą znałam, był to Michael, skulony w kłębek. Serce tłukło się w mojej piersi, uderzając w żebra, tępy ból głowy przypomniał mi o wczorajszych wydarzeniach, które najchętniej wyrzuciłabym z pamięci. Jednak moment, w którym Michael mnie uratował, narażając swoje życie był czymś, czego bym się po nim nie spodziewała. Nie rozumiem swoich zachowań, z jeden strony chciałabym być daleko, a z drugiej chcę być jak najbliżej niego. Popadam z skrajności w skrajność. Chciałabym go znienawidzić ze wszystkich sił jakie posiadam, a zdrugiej strony moje serce przyspiesza rytmu, gdy jest blisko. Może jest to spowodowane tym, że widzę w tym człowieku swoją bratnią duszę? Boję się go, a zarazem odnajduję spokój duszy, gdy tuli mnie w swych silnych ramionach. Przez tego człowieka czuję się jak desperatka, która zamiast zła, dostrzega dobro, którego tak na prawdę nie ma. Czuję się jakbym miała brak jakiejkolwiek racjonalności, gdy on jest w pobliżu.
Delikatnie wyślizguję się spod pościeli i na palcach przemierzam pokój. Gdy znajduję się przy nim, zastanawiam się nad każdym ruchem, by nie zrobić nic gwałtownego. Biorę pościel, spod której właśnie wyszłam i otulam jego ciało najdelikatniej jak to możliwe. Na trzęsących nogach kieruję się w stronę drzwi. Zauważam, że wszystko zostało posprzątane, a jedynie co to bałagan dostrzegam w swojej głowie. Maszeruję w stronę kuchni, by jak najszybciej wypić kawę, która pobudzi moje zmysły. Wchodząc do kuchni, zauważam przygnębioną Madison, która pogrążyła się do takiego stopnia w swoich myślach, że nawet mnie nie dostrzega.
– Madison. – wyszeptałam, by nie wystraszyć kobiety.
Odwróciła się w moją stronę, na dźwięk swojego imienia. W jej oczach dostrzegłam ból, który rozrywał mi serce. Podeszłam do kobiety i wtuliłam się w jej ciało. Sama nie wiem czy chciałam dodać jej otuchy, czy sama próbowałam znaleźć ukojenie w jej ramionach.
– Olivio.– załkała cicho.
– Już dobrze, wszystko będzie dobrze. – pogładziłam jej ramię.
Nie byłam pewna swoich słów, ale cierpiałam widząc ją taką kruchą. Z resztą, wypowiedzenie tych słów na głos dało mi do myślenia. Potrzebowałam sama usłyszeć chyba, że może być lepiej.
– Wybacz mu, wybacz każdą złą sekundę, którą uczynił. To dobry człowiek, tylko bardzo zagubiony. – próbowała mnie przekonać, że Michael ma w sobie coś z człowieczeństwa i na prawdę chciałam w to wierzyć, jednak każdym jego złym zachowaniem, przysłania dobro, które powinno wziąć górę, a nie stanowić namiastki.
– Czasem są rzeczy, których się nie wybacza, mimo pękającego serca. Czasem trzeba spojrzeć w lustro i zawalczyć o samą siebie. I ja potrzebuję właśnie walki o własne szczęście. – oznajmiłam, odsuwając kobietę nieznacznie od siebie, by móc spojrzeć w jej zapłakane oczy.
– Widziaz Madison, nawet jakbyś góry przeniosła, to nie pomożesz komuś, kto tej pomocy nie chcę. – kontynuowałam.
Już miałam głosić dalej swój wywód, jednak usłyszałam tak dobrze znaną mi już barwę głosu.
– Ja zrozumiałem, już wiem, że potrzebuję pomocy. – oznajmił Michael.
Biłam się z myślami, czy odwrócić się w stronę mężczyzny, czy stać cały czas plecami do niego i udawać, że go nie słyszę. Jednak zdradzieckie ciało nie chciało współpracować z umysłem. Niepewnie odwróciłam swoją głowę, a nasz wzrok od razu się skrzyżował. Patrzyłam intensywnie w jego ciemne oczy, szukając w nich odrobiny jasności. Byłam tam, gdzieś w głębi jego źrenic, dostrzegłam malutki płomyk nadziei na lepsze jutro.Michael
Przebudziłem się i zerwałem swoje ciało na równe nogi, gdy dostrzegłem puste łóżko. W moim umyśle pojawiła się myśl, że uciekła. Przeszukałem piętro domu, jednak nie było jest. Dopiero usłyszałem jej cichy, zraniony głos, który dobiegał z kuchni. Najciszej jak było to możliwe podszedłem bliżej pomieszczenia, w którym stała Olivia, wtulona w ciało Madison. Gdy usłyszałem o czym rozmawiają, poczułem kolejny raz ścisk w klatce, gdy kobieta stwierdziła, że nie można pomóc komuś, kto tej pomocy nie chcę. Musiałem się odezwać, bo słowa same zaczęły ciskać mi się na język.
– Ja zrozumiałem, już wiem, że potrzebuję pomocy. – powiedziałem zgodnie z prawdą.
Większą cześć nocy poświęciłem nad rozmyślaniem o swoim życiu. Patrzyłem na Olivie, która niepewnie odwróciła swoją twarz w moją stronę. A jej wzrok od razu powędrował do moich oczu, na które patrzyła się z taką intensywnością, jakby szukała potwierdzenia na to co przed chwilą powiedziałem.
– Porozmawiaj ze mną, chcę Ci wszystko wyjaśnić. – oznajmiłem.
– Czy mogę wypić najpierw kawę? – zapytała niepewnie.
– Madison zrobi nam kawę i wypijemy ją razem. – uśmiechnąłem się do kobiety, a ona nieznacznie uniosła swój kącik ust i skinęła tylko głową.
– Madison, zrób dwie kawy i przynieś nam proszę do ogrodu.
Olivia ucałowała kobietę w policzek i wyswobodziła się z jej objęć, podążając za mną w stronę ogrodu. Poranek był zaskakująco ciepły, zważając na wczorajszy deszcz. Odsunąłem krzesło i gestem dłoni wskazałem je Olivii. Usiadła na nim, choć widać było, że im bliżej znajdowała się przy mnie, tym bardziej jej ciało spinało się. Zasiadłem na przeciwko niej, by poszerzyć dystans, aby poczuła się lepiej i oddychała pełną piersią. Patrzyłem się pustym wzrokiem na swoje dłonie, zastanawiając się od czego zacząć. Wiedziałem, że przyszedł najwyższy czas by powiedzieć Olivii o swoim życiu, skoro chciałem by pomogła mi się zmienić. Madison w mignieniu oka, znalazła się przy stole, kładąc na niego dzbanek z kawą i dwie filiżanki. Od razu zauważyłem, że przytargała tu jeszcze kanapki. Przewróciłem oczami, bo ta kobieta czasem mnie rozbrajała. Szybkim krokiem pomaszerowała do środka, zostawiając nas samych z ciszą, którą tylko zakłócał śpiew ptaków. Mój wzrok spoczął na Olivi, która trzęsącymi dłońmi przykładała filiżankę do ust.
– Zimno? – zapytałem, nie odrywając wzroku od niej.
– Umm, nie. – szybko odpowiedziała i zerknęła na swoje dłonie, które zapewne chciała uspokoić.
– Czy możemy już porozmawiać? – spojrzałem na nią wyczekująco, bo chciałem mieć to już za sobą, chciałem zacząć nowy rozdział w swoim życiu.
– Jasne, proszę. – rzekła.
Poprawiłem się na krześle, chwyciłem filiżankę z kawą, biorąc spory jej łyk, by zwilżyć sobie przy okazji gardło, w którym grzęzły słowa.
– Kochałem kogoś tak bardzo, że nawet najkrótsza tęsknota rozgrywała mi serce. – pozwoliłem zawisnąć tym słową w powietrzu.
Widziałem jak Olivia skupia całą uwagę na mojej osobie i na tym co zamierzam jej wyznać. Gdy doszedłem do wniosku, że mogę kontynuować, przeniosłem się do wspomnieć, by móc lepiej wyjaśnić co dzieję się we mnie i jaką codziennie przechodzę walkę.
– Ta kobieta była wszystkim, całym moim życiem, moją teraźniejszością i przyszłością. Wypełniała każdą minutę mojego dnia sobą. Byłem wstanie zrobić dla niej wszystko, przejść przez góry, by odnaleźć ją na samym szczycie. Rzucić się w przepaść, skoczyć w ogień. Byłem gotów spalić kilka mostów, byleby była obok. – przerwałem na chwilę, by dać sobie odrobinę czasu na uspokojenie emocji.
– Rozrywa mnie od środka czas, który minął odkąd jej nie ma. Czas, przez który do dziś nie zdołałem znaleźć ludzi, którzy mi ją odebrali. I nawet jeżeli bardzo bym tego pragnął, nie mam takiej siły, która mogłaby cofnąć to wszystko co się wydarzyło. – przeczesałem nerwowo włosy swoją dłonią, upiłem kolejny łyk kawy i kontynuowałem swój monolog.
– I nagle w całej tej beznadziejności jaka mnie otacza, pojawiłaś się Ty. Zaburzając dotychczasowy mój świat, który pogrążony był w ciemnościach. Samym swoim byciem, zaczęłaś rozpraszać ciemne chmury na moim niebie. Każdym wypowiedzianym słowem, sprawiłaś, że zacząłem dostrzegać jaki popieprzony się stałem. Nasze pierwsze spotkanie nie mogło być zwykłym przypadkiem, mam wrażenie jakby los zesłał mi Ciebie na moją drogę, w najgorszym momencie mojego życia. Jednak przez cały ten czas nie doceniałem rzeczywistości, bo przeszłość przysłaniała mój rozum. Każde jedno zbliżenie powodowało, że zaczynałem coś czuć. Obwiniałem Cię o to, o fakt, że moje popękane serce zaczęło powoli wracać do normalności. Miałem wrażenie, że swoimi uczuciami do Ciebie zdradzam swoją zmarłą żonę. I gdyby nie wczorajszy wieczór, gdy nie ten ułamek sekundy, w którym mógłbym Cię stracić, nie zrozumiałbym, że stałaś się dla mnie kimś więcej. – spojrzałem na twarz Olivi, która nie spuszczała wzroku z mojej osoby.
Na jej nieskazitelnej buzi, pojawiły się zbłąkane łzy, które strumieniami popłynęły z jej oczu. To tak jakby patrzeć na bezchmurny błękit nieba, z które spadają krople deszczu. Milczała, a ja nie byłem wstanie stwierdzić czy to milczenie jest dobre.
– Olivio, chciałbym Cię bardzo przeprosić za wszystko. Za każdy zły moment, za to, że Cię tu przetrzymuję, za każde wrogie spojrzenie, za ból, który Ci sprawiłem. Wybacz mi. – zamilkłem.
Pozwoliłem jej oswoić się z informacjami, które jej właśnie przekazałem. Chcę dać jej czas do przemyślenia za i przeciw. Wiedziałem, że od teraz będę walczyć o jej serce. Czułem, że tylko ona może sprawić bym na nowo poczuł pełnie szczęścia. Wiedziałem tylko, że nawet jak mi nie wybaczy, nie pozwolę jej odejść. Nie teraz kiedy upominają się o nią ludzie, z którymi nie powinna mieć nic wspólnego.
CZYTASZ
Uciekając z ciemności Tom l - | ZAKOŃCZONA |
RomanceOlivia po śmierci swojej matki stała się zamknięta na cały świat. Jedyny członek rodziny, który jej pozostał to ojciec - mający dziewczynę od zawsze za nic. W rodzinnej firmie pojawiły się problemy finansowe, zmuszając tym samym jej ojca do zapożycz...