Kłamstwo Siódme

1.1K 123 66
                                    

~|||‡UWAGA‡|||~
Rozdział zawiera sceny drastyczne i brutalne, czytasz na własną odpowiedzialność.
Zostałeś uprzedzony.
***

Mordercy nie chodzą w deszczu, a Bill'a nie obchodzi co stanie się z Dipper'em.

.......

     Pogoda tego dnia była odpowiednio szara i choć niebo nie płakało, wydawało się z trudem powstrzymywać łzy. Wiatr zatrzymał się na parę minut, gdzieś między gałęziami wielkiej wierzby, chowającej w swoim cieniu świeżo wykopany dół, gdzie za chwilę miała zniknąć mahoniowa trumna z ciałem Stanleya Pines'a. 

     Pierwsze łzy padły pod nogi Forda, już na samym początku ceremonii. Wszyscy zgromadzeni, których właściwie nie było za wielu, stali wyprostowani, ubrani w czarne, eleganckie kreacje i patrzyli na trumnę oczyma pełnymi tęsknoty i smutku. Była tam cała rodzina Stanley'a i chociaż ze spokrewnionych osób, był jedynie jego brat i siostrzeńcy, to przecież rodzina to nie tylko więzy krwi. Były tu osoby z Gtavity Falss, chociażby Soos z Melody, czy Wendy, którzy czuli się silnie związani ze zmarłym i, mimo że w ostatnich latach nieco mniej się widywali, już okropnie za nim tęsknili. 

     Mabel wtuliła się w ramię wuja, cicho szlochając, nie potrafiąc patrzyć, na to, jak trumna znikała w wykopanym dole, a stary grabarz w przetartych szelkach powoli zasypuje ją ziemią. Dipper otulił ich obojga, starając się nie uronić żadnej łzy, być tym silnym, który zajmie się pozostałymi i doda im otuchy w tym trudnym czasie. Nikt mu nie kazał tego robić. Powstrzymywać emocji, być podporą. Ale on czuł, że musi, był to dla niego swego rodzaju obowiązek, bo nikt inny nawet nie próbował... 

     I kiedy było już po wszystkim, kiedy wysłuchali kondolencji każdego z obecnych i wrócili do Chaty, by przez resztę dnia nie potrafić wypowiedzieć do siebie nawzajem chociaż jednego składnego zdania, nawet niebo nie wytrzymało i zalało się wodospadem łez. 

     Dipper zrobił kolacje i zjedli ją w ciszy, patrząc w talerze i, mimo że przygotowana jajecznica była smaczna, przeżuwali ją bez zaangażowania. Moment, kiedy trumna znikała pod kolejnymi warstwami ziemi, wciąż majaczyli im przed oczyma, doszczętnie miażdżąc ich dusze. 

   Nim jednak położyli się do snu, swoją drogą dość wcześnie, młody Student wraz z bliźniaczką przytulili wujka mocno. 

- Dobranoc Wujku... - szepnęła Mabel ze łzami w oczach, cały dzień szlochała, robiąc jedynie co jakiś czas małą przerwę przez bóle głowy. 

- Wyśpij się, jutro... - Zaczął Dipper, ale w połowie zdania odjęło mu mowę, bo co niby "jutro"? "Będzie lepiej"? Przecież wiedział, że nie będzie. Wiedział, że wie to też Mabel i Ford. I nim powrócił myślami do rzeczywistości, staruszek położył mu dłoń na ramieniu. 

- Wiem , Dipper. Jutro pójdziemy na wspólny spacer. - zaproponował ze słabym uśmiechem, bez krzty radości. Otarł łzy i poprawił okulary. Dipper odwzajemnił niepewnie słaby uśmiech i nim stary Pines zniknął w swojej sypialni, jeszcze raz go przytulili. Później udał się z Mabel do ich pokoju i położyli się do swoich łóżek, wymieniając się cichym "Dobranoc".

°

   Z początku słyszał jeszcze stłumiony poduszką szloch Mabel z drugiego końca pokoju, ale nie trwało to długo, bo dziewczyna wycieńczona psychicznie, z bolącą od ciągłego płaczu głową, dość szybko usnęła.

     Dipper z kolei nie miał tyle szczęścia i nie mógł zasnąć tej nocy. Chciał płakać. Chciał dać upust emocjom, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Przecież Mabel mogła się w każdej chwili obudzić. Nawet jakby zszedł na dół, mógł się natknąć na wujka, który czasem w nocy szedł do kuchni się czegoś napić.

"Blood Pact" [BillDip]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz