14.

2.3K 148 127
                                    

100 dni później

Śmieję się z żartu, ciężar w mojej piersi na moment traci na sile. Odchylam głowę w tył, pochylam do przodu. Bez zastanowienia kładę dłoń na jego dłoni, czuję przyjemne ciepło. Dociera do ramienia, rozprzestrzenia się na klatkę piersiową, wypełnia mnie całą, szokuje, otrzeźwia. Zerkam na na nasze wciąż złączone dłonie, rumieniec pokrywa moje policzki, odwracam się speszona.

- Przepraszam…

Ukrywam twarz we włosach, nieświadomie trafiam spojrzeniem w gorsze miejsce.

Spięte ciało, zmrużone oczy, nienawiść wypisana w całej sylwetce. Draco siedzi kilka stolików od nas, wpatruje się w mojego towarzysza z jawną chęcią mordu na twarzy. 

Zamieram, na moment zupełnie zapominam, dlaczego byłam speszona. 

Nie potrafię oderwać od niego wzroku, nie widzę innych ludzi, nie słyszę dźwięków. 

Dlaczego, dlaczego, dlaczego patrzy w taki sposób?

Jakim cudem wcześniej nie zauważyłam jego obecności?

A co to zmienia?

Przenosi spojrzenie na mnie, wyraz jego twarzy się zmienia. Widzę ból, widzę strach, widzę beznadzieję, widzę… uczucie. Uczucie, którego nie rozumiem, nie chcę i nie mogę dopuścić do siebie. 

Więzi mnie siłą tego spojrzenia, paraliżuje, odbiera oddech, zdolność logicznego myślenia. 

Jesteśmy tylko my. My i nic więcej. 

- Miona? - dotyk na ramieniu sprowadza mnie z powrotem na ziemię. Przymykam powieki, kręcę głową, próbuję wygonić z myśli Jego obraz, z serca niechciane uczucia. 

Dlaczego jestem taka rozbita?

Nakładam na usta najładniejszy uśmiech na jaki mnie stać, choć dobry humor już dawno mnie opuścił. 

Odwracam się do Teodora, moje serce ściskają wyrzuty sumienia, na widok niepokoju w jego oczach. 

Unosi dłoń z mojego ramienia, zbiera zagubiony kosmyk, zakłada mi za ucho. Przytrzymuje na ułamek sekundy, kładzie dłoń na policzku. Dotyk jest przyjemny, ale nie ten którego pragnę. 

Daje ukojenie, ciepło, ale nie daje spokoju. 

Gdzieś za nami słyszę głośny huk, przekleństwo, drzwi do Trzech Mioteł otwierają się gwałtownie.

- Draco!

Obracam się w stronę stolika, przy którym siedział. Widzę Astorię z wyciągniętą ręką i niezrozumieniem wypisanym na twarzy.

Wpuszczone, zimne powietrze krąży po pomieszczeniu, dociera do nas z opóźnieniem, wywołuje na moim ciele gęsią skórkę.

Drżę. Z przerażenia, zimna, emocji.

Nie rozumiem jego zachowania.

Nie rozumiem własnych uczuć.

Znów czuję dotyk na ramieniu.

- Może zmienimy miejsce? - pyta Teo. Patrzę w jego łagodne oczy, czuję wdzięczność na widok malującej się w nich troski.
Widzi, co się ze mną dzieje, wie co czuję, a jednak wciąż się stara. 

Wychodzimy w ciemność wieczoru, obejmuje mnie ramieniem. Patrzę na niego ukradkiem, jest moim przyjacielem - ma tego świadomość, prawda?

Być może jest lepszą opcją.

Być może powinnam dać mu szansę, otworzyć serce.

Jednak nie chcę, nie potrafię, boję się.

4 a.m.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz