Zachodziło słońce, kolejny dzień milknął. Śpiew ptaków cichł, a morze spokojnie się kołysząc zapadało w sen. Fale cicho rozbijały się o otaczające wyspę koszyki, kołysząc ich mieszkańców do snu. Wyspę powoli spowijała ciemność zastępująca ostatnie promienie światła nadające jej czerwono-fioletową barwę. Ręce spokojnie zbierały poidełka, aby napełnić je przez noc górską wodą i gasiły podwisające pod dachami koszyków lampy. Koszykarze napoiwszy się przed snem, teraz oddawali się chętnie w jego objęcia. Ręce w tym czasie wyłapywały pojedyncze hałasujące mewy. Gdy wszystko zamilkło, ucichły i one, aby pozwolić podopiecznym spokojnie zasnąć. Zapadła noc, mroczna jak śmierć, a wszyscy czekali na narodziny nowego dnia.
Wszyscy oprócz góry, jak zawsze wymykała się ona owej śmierci, czuwając bezustannie. Napełniwszy poidełka zabrała się za przygotowania. Każdy z otaczających wyspę koszy był utrzymywany przez jedną z jej rąk, zresztą same kosze także były przygotowane przez nią. Czyniła ona wszystko z jak największą starannością, tak by żaden z Koszykarzy nie czuł jakiegokolwiek niepokoju. Dzisiejszej nocy zaczęła ona przygotowywać cieplejsze posłania w związku z nadchodzącą zimą. Ręce sięgały więc po pasące się na Górze owce i w najdokładniejszy sposób ściągały z nich wełnę tak, że te nawet się nie obudziły. Z palców dłoni złożyły krosno i zaczęło prząść. W tym czasie inne ręce wyrywały pióra ze schwytanych mew, uprzednio odrywając im głowy. Ptaków było wystarczająco wiele na śniadanie więc nie było potrzeby, aby łapać ryby do czego Góra miała specjalną Rękę ukształtowaną na sieć.
CZYTASZ
Szczur
Truyện NgắnPośród morza z wody wychyla się, mogłoby się wydawać, rajska wyspa. Jej mieszkańcy są wiecznie najedzeni, szczęśliwi i nie mają problemów. Ich los zależy jednak od wielkiej skalnej istoty, która jest także ich domem. Jak potoczą się ich losy?