Gdy zbliżał się poranek opiekunka zabrała się za przygotowywanie posiłku. Ręce rozdarły ziemię na górskim grzbiecie, z którego wystrzeliła lawa. Wypatroszone mewy nabiła na paznokcie jednej z dłoni i zbliżyła je do rany, a ich resztki odłożyła na później. Miały one w przyszłości posłużyć za przynętę na kraby lub ryby. W czasie, gdy ptaki się piekły, Ręce przystąpiły do przygotowania warzyw. Wyrwały garść marchwi, umyły je i umieściły w jednym z gejzerów znajdujących się stóp Góry. Wyskubała ze zbocza wybrane zioła, które miały stanowić przyprawy. Przygotowane przez noc gotowe pościele przeniosła do jednej z suchych jaskiń.
Kiedy z wody zaczęło wyłaniać się słonce, Ręce zaczęły zapalać koszykowe lampy i układać posiłki na drewnianych talerzach, w rogach każdego z lokum w przeznaczony na posiłki miejscu. Morze rozpoczęło dzień wzburzając się lekko, powodując szelest, który wraz ze śpiewem ptaków miał grać Koszykarzom do śniadania. Mieszkańcy zaczęli się wybudzać czując zapach posiłku. Każda z osób ruszyła więc w kierunku rogu swojej klatki, część z nich pełzała lub raczkowała, a co odważniejsi szli chwiejnym krokiem, tam skąd wołała ich smaczna woń. Gdy obgryzali oni ptasie kości, Ręce powtykały w ich mieszkania poidełka i karmiły młodszych lokatorów owczym mlekiem.
Po porze śniadaniowej Góra pozbierała talerze i przemywszy je w słonej wodzie ułożyła je w przeznaczonej dla nich jaskini. Koszykarze ułożyli się na powrót w pościeli, gdzie spędzali większość swojego życia leżąc i nie myśląc o niczym. Niektórzy tylko – młodsi poznawali jeszcze wnętrza koszyków, które były dla większości mieszkańców doskonale znaną przestrzenią, domem, prawię częścią ich ciała. Wysokości ścian tych klatek nie pozwalały na ich opuszczenie. Zresztą nawet jeżeli udałoby się to któremuś to trafiłby prosto w otchłań morza – oczywiście w najgorszym przypadku. Góra bowiem nieustannie czuwała nad mieszkańcami i zwykle udaremniała próby odważnych wspinaczy lub łapała ich przed wpadnięciem do wody. W konsekwencji co bardziej brawurowe jednostki miały dodatkowe kraty uniemożliwiające im kolejne takie próby. Góra rozważała zamontowanie takich zabezpieczeń we wszystkich koszykach, lecz utrudniałyby one sprawowanie opieki nad mieszkańcami.
Opiekunka doglądała Koszykarzy, chorym podając przygotowane przez siebie leki. Specyfiki owe o ciężkim do określenia składzie pozwalały mieszkańcom zachować zdrowie. Były produkowane przez Górę z bagiennych roślin z jej grzbietu, które mieszała w sobie tylko znany sposób, a następnie rozcierała skałami lub gotowała je w gejzerach. Ludzie umierali tutaj wyłącznie ze starości. Ich opiekunka bowiem instynktownie rozpoznawała ich schorzenia i bezbłędnie dobierała do nich kuracje.
Dzień mijał mieszkańcom szybko, byli oni przyzwyczajeni od początku życia do postrzegania świata w taki sposób. Góra troszczyła się tu o wszystko, a jej Ręce pilnowały każdej z „klatek", zadbały nawet o to, żeby żaden z Koszykarzy nie otworzył nigdy oczu. Żyli więc kolejny dzień w niewiedzy przed tym aspektem świata, który zakrywała im ich opiekunka. Większość z nich nie poznała nawet ludzkiego głosu ani ciała innych niż ich własne.
Morze zupełnie ucichło, mogłoby się wydawać, że cokolwiek przestało na nie oddziaływać. Niczym niezmącona tafla tworzyła lustro, w którym odbijała się sylwetka Góry. Wielka masa skalna stała samotnie wśród ogromu otaczających ją wód. Na jej zboczach rozciągały się pastwiska, stada owiec przechadzały się spokojnie odgrodzone od reszty wyspy Rękami. Ograniczenie to pełniło wyłącznie funkcję organizacyjną bowiem lasów nie zamieszkiwały żadne drapieżniki, mogące im zagrozić. Zwierzęta te, nie wchodziły w skład diety mieszkańców, a wyspa wykorzystywała wyłącznie ich wełnę i mleko. Ciała umarłych ze starości owiec służyły jako nawóz wyspowym sadom i polom. Lasy zamieszkiwały rozmaite gatunki ptaków, z których każde śpiewały tylko o konkretnych porach porządkując dzień Koszykarzy. Zwierzęta te miały, podobnie do ludzi i owiec, pewne zasady co do miejsca osiedlenia. Te o najweselszych głosach zamieszkiwały dolne partie Góry. Budziły one mieszkańców i przez to też musiały być doskonale słyszalne. Na coraz wyższych wysokościach dom miały ptaki o coraz spokojniejszym śpiewie. Poprzez ptaki poranne, południowe aż po te wieczorne, których ledwo słyszalne koncertowanie kołysało wczoraj mieszkańców do snu.
Najlepiej oświetlone partie wyspy pokrywała maleńka pustynia. Rosnące na niej kaktusy służyły Górze za podręczną apteczkę, w razie, gdyby któryś z jej podopiecznych doznał otarć lub skaleczeń. Spływające z Góry strumienie, okalające pola i sady, łączyły się wraz ze spadkiem wysokości i rozlewały się w końcu w dość pokaźne bagno, gdzie to znajdował się główny zielnik wyspy. Miało ono jeszcze jeden cel o czym pewien mieszkaniec miał się wkrótce przekonać...
Słońce w tym czasie dawno minęło już swoją południową pozycje i chyliło się ku zachodowi. Ręce przystąpiły do przygotowywania ostatniego z dwóch posiłków, które normalnie otrzymywali Koszykarze. Mewie resztki, niesione przez kamienną dłoń powędrowały w niebo, a następnie z impetem trafiły do wody. Po tafli zaczęły rozchodzić się pierścienie fal, a w ich epicentrum zaroiło się po chwili od ryb. Niesione instynktem przetrwania zwierzęta zostały schwytane przez wyspecjalizowaną w tym celu Rękę i rzucone w otchłań jaskini, skąd Góra wyławiała je już w mniejszych ilościach i w mgnieniu oka z nieprawdopodobną dokładnością patroszyła. Przygotowane do smażenia mięso trafiło następnie na rozgrzany głaz znajdujący się nad magmową raną, która zdążyła już się nieco zagoić od poranka. W tym czasie inne Ręce wypiekały małe chlebki, których mąkę produkowała Góra poprzez roztarcie ziaren w gołych dłoniach.
Ludzie w spokoju spożywali posiłek. Żaden z nich nie był otyły ani wychudzony, wyspa dostosowywała wielkość porcji dla każdego indywidualnie, uwzględniając także porę roku. W związku z kończącą się jesienią, ku uciesze mieszkańców, porcje uległy zwiększeniu. I tak przy dźwiękach mlaskania towarzyszącego łapczywemu pochłanianiu pokarmu dzień dobiegał końca.

CZYTASZ
Szczur
NouvellesPośród morza z wody wychyla się, mogłoby się wydawać, rajska wyspa. Jej mieszkańcy są wiecznie najedzeni, szczęśliwi i nie mają problemów. Ich los zależy jednak od wielkiej skalnej istoty, która jest także ich domem. Jak potoczą się ich losy?