1

3.3K 134 40
                                    

Peter jak zwykle przemierzał dzielnice Nowego Jorku. Robił to zawsze przed pójściem spać, chyba że działo się coś większego i był potrzebny.
Kochał latać na swojej pajęczynie między budynkami.

Tym razem skierował się do jednego z najmniej lubianych przez siebie miejsc - rzadko odwiedzane przez niego peryferia Queens. Wiedział, że tam nie da się nudzić, zwłaszcza będąc obrońcą ludzkości, choć naprawdę wolał spokojniejsze miejsca. Zresztą wiadomo, że noc w wielkim mieście zwykle wiązała się z godzinami szczytu największych przestępstw.

Spiderman ukucnął na krawędzi jednago z niższych bloków i zaczął rozglądać się po okolicy. Było coś koło 23, przybycie tu zajęło mu kwadrans.

Z zamyślenia wyrwał go widok mężczyzny w czarno- czerwonym stroju. Nikt normalny nie chodzi po nocy w kostiumie z maską.
Pomijając jego samego.
Postanowił go śledzić, był ciekaw dlaczego chodził w tak zwracającym na siebie uwagę stroju.

Widział go tu kilka razy gdy bywał w tej części Queens, ale zawsze znikał gdzieś za rogiem budynków. Tym razem miało być inaczej.

Peter cicho przemieszczał się po dachach, nie spuszczając oka z jegomościa. W pewnym momencie jednak mężczyzna się zatrzymał, chłopak więc zrobił to samo, starając się nie rzucać przy tym w oczy.
Facet wyjął zza pasa pistolet, na co pajęczak w mgnieniu oka zareagował. Zeskoczył na ziemię chcąc powstrzymać go przed wymierzeniem w idącego przed nim człowieka.

Wystrzelił sieć w rękę oprawcy... jednak było już za późno. Patrzył teraz na osuwające się na ziemię ciało. Na chwilę zamarł. Nie udało mu się.
Teraz pozostała mu jedynie szansa na złapanie sprawcy, którego miał na sieci... Miał. Jeszcze chwilę temu. Mężczyzna w stroju przeciął sprawnie pajęczynę i zaczął uciekać. Spiderman oczywiście ruszył za nim.

Facet jednak zniknął. Peter był załamany tym, że nie udało mu się ochronić życia tamtego człowieka, zwłaszcza, że pozwolił sprawcy uciec, ale ten psychol rozpłynął się w powietrzu.

Parker wrócił do swojego pokoju jeszcze przed północą, nie miał sił na dalszy patrol.
Zdjął strój i próbował zasnąć.

***

W tym samym czasie Deadpool siedział w barze z nadzieją, że pajęczarz odpuscił sobie pogoń.
Widywał go wcześniej w Queens, ale i innych dzielnicach Nowego Jorku. Zastanawiał się jakim cudem nie zwrócił uwagi na to, że ktoś go śledzi. Nie mógł pozwolić, by chłopak w lateksie udaremnił jego zlecenia.

- Ooo, a kto to zaszczycił nas swoją obecnością? - uwagę mężczyzny zwrócił barman.

- Eh, cześć - rzucił od niechcenia.

- Co jest? Jakiś niemrawy jesteś, gdzie nasz wkurwiający przyjaciel Deadpool?

- Daj spokój, nie mam humoru.

- Od kilku miesięcy go nie masz. Przychodzisz jakiś przygnębiony... Ktoś znowu próbuje cię zabić? - zażartował, by jakoś poprawić nastrój najemnika. Niestety na próżno.

- Nudzi mi się, nie mam co robić... Teraz, gdy jestem zupełnie sam, niby jest mi łatwiej, bo nie muszę się martwić, a z drugiej strony jakoś... - zamilkł.

Prawda była taka, że od czasu śmierci żony, a później ślepej All, całkowicie się zmienił. Chodził albo wściekły, albo przygnębiony, gdy działo się to pierwsze, lepiej było nie wchodzić mu w drogę.
Barman podał mu kufel z piwem.

- Może sobie kogoś poszukaj... No wiesz, sądzę, że to by był dobry pomysł.

Deadpool jednak nie chciał słuchać żadnych rad. Wyszedł wkurzony z baru i skierował się na Bronx. Miał tam 3 zalegające zlecenia i warto było je zrealizować jeszcze tej nocy.

Martwe kwiaty [Spiderman/Deadpool/Iron Man]  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz