Zaczniemy od animacji, którą lata temu widziałam w kinie, a niedawno powtórzyłam na Netflixie. Niekdyś bawiłam się przy tym dziele przednio, teraz mój entuzjazm ustąpił miejsca zaniepokojeniu. Bo kiedy wracam do wielu książek czy filmów, które widziałam jako dziecko lub nastolatka, zauważam pewne elementy dodające fabule toksycznej nuty. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Uwaga, tekst zawiera spoilery.
Szybkie streszczenie fabuły, dla tych, którzy już nie pamiętają, o co chodziło. Johnny i Mavis po przygodach z pierwszej części biorą ślub i rodzi im się dziecko - syn imieniem Denis. Wszystko wskazuje na to, że bąbelek ma przewagę genów po ojcu i jest człowiekiem, a nie wampirem jak jego matka. Ojciec Mavis, znany Dracula, właściciel hotelu dla potworów, w którym mieszkają główni bohaterowie, jest tym faktem, ładnie mówiąc, nieukontentowany. Mimo że małżeństwu pobłogosławił, podsumowując wybór córki słowami "potwór, człowiek, co za różnica".
Mavis, widząc, że hotel nie jest miejscem bezpiecznym dla jej dziecka, staje się mocno nadopiekuńcza i wiecznie zestresowana. Dracula postanawia wykorzystać ten fakt, wysyłając córkę i zięcia w odwiedziny do rodziców Johnny'ego w Stanach, a samemu zabierając wnuka na obóz dla potworów, o czym informuje jedynie swoich potwornych kumpli.
Morałem pierwszej części było "różnice są niczym w obliczu prawdziwej miłości" oraz "należy być otwartym na inność". No i super, taką animację mogłabym pokazać swoim teoretycznym dzieciom. Niestety dwójka, choć starała się kontynuować naukę, zrobiła coś, co absolutnie owym tezom zaprzeczyło.
Kiedy Mavis dowiaduje się, że ojciec ryzykuje życie jej syna, aby za wszelką cenę zrobić z niego wampira, wściekła wraca do Transylwanii. Postanawia też, że po planowanym przyjęciu urodzinowym Denisa przeprowadzi się z nim i mężem do USA, aby malec wyrastał wśród ludzi. Na przyjęciu sprawy się jednak komplikują, kilkulatek znajduje się w sytuacji, która zagraża życiu jego oraz jego przyjaciółki i w ostatnim momencie zmienia się w nietoperza, po czym spuszcza solidny łomot wrogom. A ta sytuacja niszczy cały morał.
Podsumujmy - Dracula rozumie, że zrobił źle, próbując na siłę zmienić wnuka, Mavis jest przykro, bo kocha syna takiego, jakim jest, a Denis jest przekonany, że rozbił rodzinę, nie spełniając narzuconych mu oczekiwań.
Jak zakończyć ten wątek, aby pokazać dzieciom dobry przykład? Oczywiście słowami "potwór, człowiek, co za różnica". Te padają, owszem. ALE CO Z TEGO, kiedy zaraz potem punkt, do którego dążyła fabuła ustępuje miejsca epickiej walce wampirzej rodziny. Bo to cool, nie? Dzieciaki to lubią. Tym sposobem z Hotelu Transylwania 2 możemy dowiedzieć się, że należy być sobą oraz akceptować innych, nieważne, że się od nas różnią. ALE lepiej jest dostosować się do społeczeństwa i spełnić oczekiwania swojej rodziny. To zapewni nam szczęśliwe życie z zadowolonymi krewnymi oraz rozwiąże wszystkie nasze problemy.
Na końcu sceny ze zwrotem fabularnym dodatkowo mały Denis pyta swojej mamy (mniej więcej tak to szło) "więc skoro jestem wampirem, możemy zostać?", a Mavis krzyczy radośnie "tak!", kiedy kilka minut wcześniej na pytanie "musimy się wyprowadzić, bo nie jestem wampirem?" odpowiada "nie, to nie twoja wina, to skomplikowane". Tekst to nie są dokładne cytaty, bo moja złość nie pozwala mi odpalić animacji od nowa, ale sens został zachowany.
Jest też fragment na przyjęciu, kiedy widzimy występ ulubieńca solenizanta - Pana Ciasia, bohatera programu telewizyjnego. Przedstawienie podoba się Denisowi, który kończy właśnie pięć lat, czy coś koło tego. I jest to logiczne, ja w tym wieku oglądałam w kółko Teletubisie. Nie podoba się za to jego starszym kuzynom, którzy śmieją się z kilkulatka. Później zmieniają jednak zdanie o młodym krewnym - tak, wtedy, kiedy zmienia się on w wampira. Znowu dowiadujemy się, że lepiej dostosować się do społeczeństwa niż znaleźć ludzi, którzy polubią nas i nasze zainteresowania.
Podsumowując - była tu idea, całkiem niezła. Mówienie dzieciom, że mogą być sobą, a ci, którzy je kochają, powinni to zaakceptować, jest krokiem w dobrą zmianę. Jest nauką tolerancji, oswabadzaniem młodego umysłu z myśli, że musi się za wszelką cenę dopasować. No tyle, że na sam koniec wychodzi na to, iż jednak lepiej spełniać oczekiwania innych, nieważne, jak bardzo są absurdalne.
CZYTASZ
Pingwinowe rozmyślania o popkulturze
Non-FictionOpowiadania o seks-niewolnicach pokazują patologiczne wzorce zachowań i krzywią młode umysły, to fakt znany wszystkim. A co jeśli powiem Ci, że toksyczny przekaz subtelnie podsuwa nam o wiele więcej dzieł popkultury? Zbiór przemyśleń o przeróżnych d...