Rozdział 2

737 30 10
                                    

Mijałam skrzynkę za skrzynką. Co chwile łapałam oddech i ręką ścierałam pot z czoła. Jechałam pomiędzy różnymi uliczkami z prawie takimi samymi domami i małymi ogrodami. Czarna torba treningowa cały czas spadała z mojego ramienia, przez co, co pare sekund musiałam ją poprawiać.

Nie mogłam skupić się na drodze, bardzo się przestraszyłam. Dostałam pilny telefon od matki, która płakała. Zerwałam się z treningu i odrazu jak z procy wróciłam do domu.

Czarny mercedes Henriego stał na podjeździe jednego z tych podobnych budynków.
Przysięgam jeżeli coś jej zrobił to nie ręczę za siebie!
Rzuciłam rower na trawnik, torba poleciała w drugą stronę. Z hukiem otworzyłam drzwi i wparowałam do salonu w którym.. Moja mama siedziała z Henrym na naszej małej czerwonej kanapie? Śmiała się do upadłego, trzymała kieliszek napełniony czerwonym płynem, pewnie winem, a na jej kolanach leżał rodzinny album ze zdjęciami.

Mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął się sympatycznie do mnie, na co ja obrzuciłam go znienawidzonym wzrokiem.
- Dobrze się bawicie? – założyłam ręce na piersi i czekałam na wytłumaczenie.
- Oh.. Mary, kochanie. Mam coś ważnego ci do powiedzenia.. Henry poprosił mnie o rękę!
W pomieszczeniu nastała cisza. Oczywiście, że byłam zła na matkę, jak można być tak głupim i zaręczyć się z nowym facetem dwa tygodnie po rozwodzie! Nie wiedziałam jak na tą informacje zareagować. Stałam i gapiłam się na nią i na jej palec, na którym znajdował się pierścionek z wielkim brylantem. Dopiero teraz zrozumiałam, że zadzwoniła płacząc ze szczęścia by oznajmić mi, że będzie mieć nowego męża.

- Tylko po to dzwoniłaś? Po to aby powiedzieć mi, że się zaręczyłaś? Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś, dlaczego ukrywałaś Henriego przede mną i tatą! – popatrzyłam jej się prosto w oczy z żalem.. nienawiścią.. sama nie wiem..
- Mary, wiem, że trudno jest ci się z tym pogodzić. Uwierz mi, tak będzie lepiej. – westchnęła, opuszczając rękę i głaszcząc nią ramie Henriego.
- Nienawidzę cię! – trzasnęłam drzwiami. Wyszłam.

Poczułam chłodny wiatr na swoim ciele. Nie chciało mi się nawet otwierać oczu. Gdy poczułam czyiś dotyk zerwałam się z miejsca.
Był to Henry odpinający mi pas i szturchający mnie delikatnie.
Oczy wyszły mi na wierzch.

- Tak majaczyłaś przez sen, że nie dało się ciebie obudzić. – zaśmiał się pod nosem.
Na mojej twarzy nadal znajdowała się nutka grymasu. Wygramoliłam się z samochodu i ruszyłam w stronę żółtego domu.
- Mery! – rzuciła za mną matka.
- Hm? – odwróciłam się za siebie gdy stałam na schodach przy wejściu.
- A zakupy? Sami wszystkiego nie udźwigniemy, większość tych rzeczy są twoje. – powiedziała wyciągając z bagażnika torby, które odrazu przejął od niej Henry.
- Nie kupione nawet za naszą kasę. – wymruczałam nie ruszając się z miejsca.
- Spokojnie Eliza, dam sobie radę.
- Słyszałaś? Da sobie radę. – wyciągnęłam spod wycieraczki klucze i otworzyłam drzwi wejściowe.

Pognałam do swojego pokoju prawie wybijając sobie przednie zęby na cholerym dywanie. Pomieszczenie było małe i kwadratowe, ale mi to nie przeszkadzało, miałam za to wielkie okno przy którym stało moje małe łóżko z różnej wielkości poduszkami, na które pierwsze się skierowałam. Wskoczyłam na nie jakbym miała nurkować i przerzuciłam się na plecy. Wbiłam wzrok w fioletowy sufit z naklejonym na nim gwiazdkami. Miały świecić w nocy, a zamiast tego zzieleniały, ale kicz.
Tak bardzo potrzebowałam wyciszenia.

Leżałam tam aż do wieczora przeglądając jakieś śmieszne filmiki, gdy nagle usłyszałam ciche pukanie. Ktoś zapukał chyba z pięć razy wołając mnie, żebym otworzyła. Fagas. Ruszyłam się niechętnie otwierając mu drzwi i wpuszczając do środka.
- Obiecałem was zabrać na jakieś słodkości, ale humor się popsuł, a ty byłaś padnięta, więc zamówiłem jedzenie tutaj. Zejdź za chwilę na dół coś zjeść z nami. – puścił mi oczko i odszedł uśmiechając się. Czy on ciągle musi się szczerzyć? Ja rozumiem, zapłacił pewnie grubą kasę za takie proste, lśniące i białe jak perły zęby, ale nie musi się tak bardzo nimi chwalić.

Moc pieniędzy. Tak bardzo bym chciała skosztować takiego stylu bycia. Upijać się dobrym szampanem, jeździć mercedesami i nie wiadomo jeszcze czym, szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Zapatrzyłam się na moją dziurawą skarpetkę. Nie jest źle.

Eliza z tatą starali się zapewnić mi wszystko. Nie byliśmy jakąś biedną rodziną. Na pewno musieliśmy oszczędzać. Przeprowadzka z ciasnego mieszkania była niezłym wyzwaniem. Rodzice zostali z długami. Przez jakiś czas mieliśmy wielki kryzys. Raz nawet nic nie było w lodowce. Ważne, że teraz w jakiś sposób się to uformowało.

Zeszłam po schodach wcale się nie śpiesząc. Do mojego nosa wleciał zapach frytek. Usiadłam i sięgnęłam po jedną papierową torbę. Mama i Henry siedzieli koło siebie gadając o wystroju sali chichotając coś pod nosami. Nie obchodziło mnie to za bardzo. Po mojej głowie chodził fakt, że za pare dni ślub, a mama wybrała sobie suknię z siostrą Henriego przez co zrobiło mi się bardzo przykro, nie miałam nawet okazji kogoś poznać z jego rodziny, a sam "narzeczony" mieszka obecnie z nami. Powiedział, że pomieszka tu tylko chwile przed ślubem, a później wprowadzimy się do niego. To oczywiste, ze się na to nie zgodziłam. Zmiana szkoły, otoczenia, nie byłam na to gotowa.

Rzułam cichutko swoją porcje frytek i hamburgera olewając ich rozmowę, aż nagle wyłapałam słowo "chłopaki". Uszy prawie mi stanęły do nieba. O co chodziło?
- Tak, już mają wszystko załatwione. Nie martw się o nich. Będą się dobrze prezentować. – Henry zaśmiał się głośno, a mama tylko z zachwyceniem na niego spoglądała zza swoich gęstych czarnych rzęs. Fuj.
O kogo ona ma się martwić? "Będą jacyś seksowni kuzyni?" - zaśmiałam się w duchu. Nie mogłam ukryć uśmiechu. Moje kąciki ust lekko się uniosły.

Czy na uroczystości pojawią się seksowni kuzyni?..

Trzy problemy na jednej głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz