🌼🌸5🌸🌼

132 9 0
                                    

Było dokładnie tak, jak powiedział Kirino. Gōenji nie miał zamiaru opuścić terenu Fubukiego. Nie odpowiadali na żadne z wezwań, ignorowali sforę Shirō i unikali ją. Widmo wojny wisiało w powietrzu i wydawała się ona nieunikniona. Shirō kazał patrolować teren 24/7, a miał robić to każdy członek watahy. On sam sprawdzał terytorium prawie codziennie. Jednakże nigdy nie natrafili na jakiegokolwiek wilka z paczki Shūyi. Nawet jeśli była noc, a ich czujność wzmożona. Tego dnia teren mieli patrolować Kariya, Yukimura, bracia Tsurugi i Hikaru.

|Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte|, powiedział Hyōga, uważnie rozglądając się po terenie przed sobą.

|Nie byłoby prościej ich zaatakować i stąd przepędzić?|, zapytał Kyōsuke. Wszyscy spojrzeli na niego.

|Shirō wyraźnie chyba powiedział, że nie będzie żadnej wojny|, warknął turkusowooki wilk. |Co tobie tak śpieszno do tej wojny? To,  że mamy przewagę liczebną nie znaczy, że możemy atakować|, dodał. Kyōsuke warczał i Hyōga warczał. Prawie rzuciliby się na siebie, ale Yūichi postanowił wkroczyć do akcji.

|Chodźmy już lepiej i sprawdźmy ten teren, bo wy tu się mordujecie spojrzeniem, a wilki Gōenjiego biegają bezkarnie po lesie Fubukiego|, zauważył. Rozdzielili się na dwie grupy po dwóch, a Kariya został sam. Nie miał zbyt dużego terenu do sprawdzenia, więc było mu to na...łapę. Ruszył przed siebie na pełnym luzie, nie przejmując się tym, że gdzieś w pobliżu są Yukimura, Kageyama i bracia Tsurugi. Po krótkiej chwili zatrzymał się na skałach i spojrzał w dół. Z tego miejsca miał całkiem niezły widok na caluteńki las Fubukiego. Stał tam długo, ciesząc oko panoramą rozciągającą się przed nim, gdy usłyszał szelest w krzakach. Pierwsza myśl, jaka wpadła mu do głowy to taka, że to jeden z paczki Gōenjiego. Zaczął się podkradać, po czym rzucił się do ataku, przygwożdżając do ziemi błękitnookiego wilka.

|Dziesięć punktów za czujność i gotowość|, powiedział Kirino, a Masaki szybko z niego zlazł.

|Wybacz, nie wiedziałem, że to ty|, wytłumaczył Kariya. Rozejrzał się dookoła siebie. |Lepiej się gdzieś ukryjmy, jeszcze nas Yukimura albo kto inny zobaczy|, dodał. Udali się do pobliskiej jaskini i będąc pewnymi, że nikt ich nie znajdzie, wrócili do ludzkich postaci. Usiedli pod ścianą.

- To mówisz, że Fubuki zalecił patrolowanie terytorium, tak?- spytał Ranmaru, poprawiając sznurówki w trampkach.

- Eh, no niestety tak- odparł brązowooki. - Dwadzieścia cztery na siedem, tyle ci powiem- dopowiedział. Różowowłosy uśmiechnął się.

- Miałem szczęście, że wpadłem na ciebie- rzekł, patrząc na przyjaciela.- Nie wiem co by było, gdybym wpadł na kogoś innego- podrapał się po karku.

- No ja też nie wiem- przytaknął Masaki. Od jakiegoś czasu zauważyli, że miło spędza im się czas. Mimo że należeli do dwóch, wrogich sobie watah. Lubili rozmawiać długimi godzinami, zwierzając się sobie z nawet tych najskrytszych sekretów.

*********
Odkąd sfora Shūyi "okupywała" teren Shirō, minęło ponad osiem miesięcy. Fubuki kategorycznie zabronił atakowania intruzów, zakazał także jakichkolwiek konfrontacji z nimi. Właśnie w ciągu tego czasu Kariya i Kirino zbliżyli się do siebie jak do nikogo innego w życiu. Traktowali się już nie jako przyjaciele, ale jako ktoś więcej. Chociaż, żaden się do tego nie przyznał. Ukrywali swoje uczucia, bali się je wyznać. A dlaczego? Ano dlatego, że obawiali się odtrącenia przed drugą stronę. Zresztą, ilu z nas znalazło się w podobnej sytuacji? Zapewnie znajdzie się tyle osób, że będę mogła śmiało zrobić kilkanaście drużyn piłkarskich. Mijały kolejne dni, a zarówno ani Ranmaru, ani Masaki nie odważył się powiedzieć, co tak naprawdę czuje. Dusili to w sobie, mimo że przed każdym spotkaniem powtarzali sobie : Dzisiaj to zrobię! Powiem mu!
Tak. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Właśnie tego dnia, na kolejne umówione spotkanie szli całkowicie przygotowani. Nie ma odwrotu, tym razem na sto procent powiedzą! Kariya przemierzał kolejne kilometry lasu Fubukiego, w głowie układając sobie "przemowę". To samo robił w tym samym czasie Kirino. Byli tak pochłonięci tym zajęciem, że nie zauważyli siebie i po prostu doszło do zderzenia. Szybko jednak się podnieśli, otrzepali z kurzu, a na widok osoby ( a może wilka), przez którą ich serca biły mocniej, odetchnęli z ulgą.

|Widzę, że nie tylko ja chodzę dziś zamyślony|, zauważył pogodnie Ran. Masaki nie odpowiedział jednak nic, tylko przyjaźnie zamerdał ogonem. Nie mogli przebywać w odsłoniętym miejscu zbyt długo, dlatego po upewnieniu się, że nikt ich nie obserwuje, udali się do swojej jaskini, w której spędzali razem każdą chwilę. Będąc już tam, na luzie wrócili do ludzkich postaci. Z kryjówki wyciągnęli koc, rozścielili go i wygodnie się na nim usadowili.

- Fubuki ma niezwykłą cierpliwość- powiedział różowowłosy.

- Tak- przytaknął mu brązowooki.- Tyle już czasu minęło, odkąd tu jesteście, a on wciąż zabrania jakiejkolwiek wojny- dodał.

- Fubuki to totalne przeciwieństwo Gōenjiego. Gdyby było odwrotnie i  to wasza wataha znalazła się na naszym terenie, to jeszcze tego samego dnia kazałby was zaatakować i rozszarpać na strzępy- rzekł błękitnooki. Masaki przytaknął mu lekkim skinieniem głowy. Od samego początku usiłował zniszczyć niewidzialny mur, który powstrzymywał go przed wyznaniem Kirino miłości. Zapora ta była jednak grubsza, niż mu się wydawało. Mijały kolejne godziny, a zarówno ani Kariya, ani Kirino nie powiedzieli tego, co powiedzieć mieli. Czyżby kolejne słowa "dziś na pewno to zrobię" zdały się na nic? Wyglądało na to, że chyba nigdy nie powiedzą przyjacielowi, co do niego czują. I że będą z tego powodu bardzo nieszczęśliwi. Już mieli się zbierać i wracać do siebie, gdy Masaki postanowił wziąć się w garść. Podszedł do różowowłosego i cała pewność opuściła go momentalnie.

- Coś się stało, Kariya?- spytał Ran, kładąc na jego ramieniu dłoń. Masaki głośno przełknął ślinę. Żyje się raz, najwyżej się ośmieszy, trudno.

- Muszę ci coś wyznać...- powiedział cicho. Kiedy Kiri nie odpowiedział, kontynuował.- Wiem, że znamy się prawie rok, a to dość krótko na takie coś, ale...ja...nie wiem jak to powiedzieć...ja...okay, powiem wprost. Kirino, ja cię kocham. I mówię to poważnie...- miał wrażenie, że gdy to mówił, jest na twarzy czerwony niczym rak z odrobiną buraka. Wymamrotał szybko jakieś niewyraźne "przepraszam", odwrócił się i ruszył szybko przed siebie, zostawiając zszokowanego Ranmaru za sobą. Błękitnooki jednak natychmiast go dogonił.

- Poczekaj!- złapał go za rękę.- Ja...ja też muszę ci coś wyznać...- wziął głęboki wdech.- Widzisz, ja...ja...eh, ja też się w tobie zakochałem- patrzyli na siebie w milczeniu. Czyli że co? Byli zakochani w sobie, w dodatku z wzajemnością i bali się wyznać swoje uczucia? Tak, to naprawdę zabawna sprawa. Spoglądali sobie w oczy, szukając jakiegoś potwierdzenia, że to nie jest piękny sen. W końcu to Kiri podszedł do niebieskowłosego i delikatnie pocałował w usta. Zrobił to bardzo nie pewnie, a jakby nie patrzeć, był to jego pierwszy pocałunek. Odsunął się. Kari oblizał usta. Podobało mu się to. Gwałtownie przybliżył się do Ranmaru i mocno go objął. Teraz to on przejął inicjatywę i złączył ich usta w gorącym pocałunku. Kirino odwzajemnił tę czułość z wielką radością. Stali tak, całując się przez kilka dłuższych chwil. Byli bardzo szczęśliwi.

- Szkoda, że jesteśmy po dwóch stronach mocy- zażartował Kariya.

- Tak, szkoda- uśmiechnął się Ran. Chcąc nie chcąc, ale musieli się rozstać w końcu na te kilka godzin. Pierwszy z jaskini wyszedł Kirino, uważnie się rozglądając czy nikogo nie ma w pobliżu. Zaraz po nim wyszedł Kariya, robiąc dokładnie to samo. Wrócili do swoich domów, wciąż nie mogąc uwierzyć, że ich uczucia zostały odwzajemnione. Położyli się spać z radosnymi uśmiechami na twarzach. Jutro znowu zobaczą osobę, którą kochają ponad życie.

I can be a traitor for you || Inazuma Eleven GO || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz