07.07. 2015Siedziałam na łóżku w siadzie skrzyżnym patrząc się centralnie za okno prowadzące, na niewielki balkon naszego dość dużego domu. Od morderstwa Stacy minęło sześć dni, a ja nadal nie potrafiłam się ogarnąć. Moja matka kiedy tylko się o tym dowiedziała, zabroniła mi wychodzić z domu po osiemnastej, co moim zdaniem nie miało sensu ale matki to matki, ich zdania nie da się zmienić.
Z Brettem kontakt miałam lepszy, kilka razy przyjechał po mnie swoim audi i zabrał mnie do siebie lub to jakiegoś klubu, gdzie się upiliśmy.
Kiedyś było tak praktycznie cały czas, ale kiedyś nie byliśmy świadkami morderstwa.
Michael nadal się do nas nie odezwał, ale co mu się dziwić. Gdyby nie my, tej nocy siedziałby pewnie i grał w Cs'a.
Do moich drzwi nagle zapukała moja matka, która po chwili je uchyliła i oznajmiła, że przyjechał Brett.
Delikatnie się uśmiechnęłam i kiwnęłam głową, wstając z łóżka.
Zanim jednak zdążyłam zejść do salonu, brunet stał już w moim pokoju.
- Cześć. - mruknął i spuścił wzrok na szary puchaty dywan leżący tuż przy moim łóżku.
- Hej. -
Rozejrzałam się po moim pokoju, jakbym była tu pierwszy raz i wzięłam głęboki oddech, który po chwili wypuściłam ze świstem.
Nastała bardzo niekomfortowa chwila, a ja wręcz płakałam w środku duszy. Tak bardzo brakowało mi naszej dawnej relacji i naszych dawnych wypadów.
Trzy lata temu kiedy pierwszy raz poznałam Bretta podczas szkolnego wyścigu, mieliśmy zaledwie piętnaście lat i wszystko było prostsze. Nie wymagano od nas wiele, tym bardziej kiedy obydwoje nie mieliśmy plusów z zajęć socjalnych. Wtedy Brett mieszkał jeszcze z rodzicami i miał wyobraźnie nie sięgającą końca, którą mnie zaraził.
Teraz mieliśmy po osiemnaście lat i nadal nie mieliśmy plusów z zajęć socjalnych, ale kogo by to obchodziło.
Nie nas. W końcu mieliśmy siebie, a to się liczyło.
Dokładnie pamiętam, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Max Toccer chciał się z nich ścigać na szkolnym holu. Wtedy Brett był jeszcze nowy w szkole i nikt nic o nim nie wiedział, za to Toccer chciał mu pokazać, że to on jest i zostanie najbardziej wysportowanym kolesiem w szkole.
Jednak nie mógł wiedzieć, że ojciec Bretta był trenerem drużyny piłkarskiej naszego miasta, a Brett przez to bardzo wysportowany.
Po wygranym wyścigu, którego byłam świadkiem zostałam zaczepiona przez bruneta, który powiedział mi że mam ładny plecak.
I tak to się zaczęło. Nie cały rok później staliśmy się nierozłączni, do momentu kiedy jego rodzice postanowili wyjechać i zostawić go z wujem. Ten duży dla bruneta kryzys, tak naprawdę jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył. Nie mogłam pozwolić, by to wszystko co razem przeżyliśmy, tak po prostu zostało stracone.
Podniosłam spojrzenie jednocześnie z chłopakiem, na co lekko się zaśmialiśmy widząc nasze zakłopotane miny.
- Koniec Ivy. Musimy się trzymać razem, dokładnie tak jak kiedyś? Pamiętasz? Nikt i nic nie potrafiło popsuć nam humorów, czy zatrzymać przed robieniem głupstw. Wystarczy tylko że... nie wiem może wyjedźmy na jakiś czas. Twoja matka mi wierzy, na pewno pozwoli tobie wyjechać na tydzień, czy dwa. -
- To nie takie proste Brett. Jasne, że chce żeby było tak jak kiedyś, ale... ah nawet nie mamy gdzie pojechać. -
Zagryzłam wargę i opadłam na łóżko wbijając spojrzenie w biały sufit.
Chłopak przewrócił oczami i poirytowany podszedł do mnie, stając nade mną. Uniósł jedną brew i ponownie przewrócił oczami, widząc moją zniesmaczoną minę.
- Nie rób takiej srającej miny Iv, ja mówię serio. -
Rozszerzył moje nogi i wszedł pomiędzy nie, podpierając się następnie swoimi silnymi rękoma na łóżku. Jego twarz była naprzeciw mojej, co uniemożliwiało mi uciec spojrzeniem gdzieś indziej.
- Dupek z ciebie. - jęknęłam odpychając jego twarz od mojej, na co chłopak zarechotał pod nosem i żółcił się na miejsce koło mnie.
Teraz obydwoje leżeliśmy twarzą do sufitu, a w pokoju tańczyła cisza.
I wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że poczułam się dziwnie, nie mówiąc o zaistniałej wczoraj sytuacji.
Obróciłam się na bok i podparłam ramieniem, spoglądając z góry na idealną twarz bruneta.
Jego karnacja była jak zawsze lekko opalona, czego na szczęście nie zawdzięczał solarium, tylko jego zajebistych genach.
- Brat chce żebym pojechała z nim i z jego przyjaciółmi na obóz. - mruknęłam, podgryzając dolną wargę i nadal skanując jego twarz.
Niemalże w kilka sekund chłopak się podniósł i teraz obydwoje leżeliśmy, podpierając się jednym łokciem i patrząc się wzajemnie oczy. Jego głęboko zielone, choć czasem wydawały mi się złote, za to moje niebieskie.
- A co ze mną? - spytał unosząc brwi i lekko unosząc brodę.
- Wyborn mówił, że nie byłoby problemu, tylko musielibyśmy mu powiedzieć jeszcze dzisiaj. -
Podniosłam się do pozycji siedzącej i ułożyłam dłonie na kolanach, wpatrując się w ramkę stojącą na mojej komodzie.
Przedstawiała one zdjęcie mnie i chłopaka, na którym robiliśmy sobie fotki w męskiej w klubie. Tego dnia pierwszy raz poszłam do klubu z chłopakiem i wydarzyło się tyle rzeczy, że aż ciężko mi o tym wszystkim mówić.
Brett wręcz na każdym kroku zwijał sobie zioło, a ja rozweselona lizałam się z jakimś gorącym chłopakiem, który jak się okazało pracował w Starbucksie.
- Więc jedźmy. - mruknął, opierając swoją brodę nam moim ramieniu, skanując mojego zakrytego korektorem syfa na poliku.
- Przestań się tak na niego patrzyć, bo się zawstydza. - parsknęłam śmiechem, co po chwili również zrobił brązowooki.
Starannie skubałam plaster z palca, gdzie jeszcze kilka dni temu, było nie wielkie zacięcie, rozmyślając nad pomysłem bruneta.
Po części miał rację, jednak z drugiej strony nie byłam pewna czy, rozsądne jest opuszczać w takiej sytuacji miasto, tym bardziej, kiedy policja miała zapalniczkę przyjaciela.
- Ej. -
Chłopak pstryknął mnie w polik palcem i westchnął, nie dostając żadnej reakcji.
- Idę po sernik twojej matki, a jak przyjdę pomogę ci się pakować. -
Zdziwiona wstałam z łóżka za Brettem, który stał aktualnie w drzwiach, stukając nogą niczym mała poddenerwowana dziewczynka.
- Nie Brett poczekaj, przemyślmy to jeszcze może. Mamy jeszcze chwilę -
Chłopak przerwał mi i śmiejąc się wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Dotknęłam dłonią czoła, które po chwili zmęczona całą tą sytuacją potarłam i poddając się kompletnie pokręciłam głową. Ruszyłam do szafy po walizkę do, której miałam się zapakować i wykorzystując to że chłopak jest w kuchni, szybko wpakowałam bieliznę do walizki.
Może i Brett miał racje, może potrzebowaliśmy trochę czasu, by oswoić się z tym wszystkim i po prostu odpocząć.
CZYTASZ
Beautiful Catastrophe
Teen Fiction• stwórzmy naszą własną katastrofę • Chcę tylko zaznaczyć, że wbrew pierwszym rozdziałom nie jest to kryminał. I tak, to opowiadanie zdecydowanie potrzebuję poprawy.