Dużo bym dała, żeby znów być dzieckiem, beztrosko bawiącym się z przyjaciółmi na pobliskim podwórku, co chwilę biegając do domu, by napić się szklankę wody.
Nie miałam złego dzieciństwa, może tylko trochę skomplikowane.Nigdy nie miałam wielu przyjaciół, ale nie przeszkadzało mi to. Żyłam beztrosko i bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji, a to się właśnie liczyło.
W domu często rozmawiano o mojej przyszłości. Jak się wykształcę i co będę robić, kiedy już dorosnę. Nakłaniano mnie do próbowania wielu rzeczy.
Od jazdy konnej po czytanie, przeszłam przez taniec do karate, jednak do dzisiejszego dnia niczego dla siebie nie znalazłam.
Może byłam za ambitna, lub zbyt leniwa.
Nie lubiłam dziewczyńskich zajęć, ale nie byłam chłopczycą.
Lubiłam sporty dla chłopców, lecz nie przyjaźniłam się z chłopcami.
Los zawsze stawiał mi na drodze przerzkody i do niedawno, musiałam walczyć, żeby jutro ponownie się obudzić.
Lecz teraz coś się zmieniło, czułam to w kościach.
Postrzegano mnie tutaj jak gwiazdę.Jak znaną piosenkarkę, czy aktorkę grającą w wysoko prestiżowych filmach.
Nie wiedziałam dokładnie dlaczego, jednak nie przeszkadzało mi to.
Po raz pierwszy raz, w moim nie za długim życiu zostałam zauważona.
Zatopiłam się w ludzkim uwielbieniu po czubek głowy, a jedyne co mogłoby mnie uratować, to kotwica.
Ogromna, potężna kotwica, która zdołałaby mnie wyłowić z morza pełnego kłamstw i nieszczerych intencji.
Z morza pełnego krążących wokół mnie rekinów, czekających tylko na to, żeby potknęła mi się noga, żebym się zgubiła i nie zdołała znaleźć drogi do domu.
Ale gdzie tak naprawdę był mój dom?
Sama tego nie wiedziałam.
- Ivy powtarzam się już drugi raz. - Spojrzałam na Bretta nierozumiejącym spojrzeniem i odwróciłam się w jego stronę. Brunet jedynie westchnął i zaciągnął się ledwo wypalonym papierosem.
- Twój brat zaprosił nas na ognisko dziś wieczorem, ale jak nie chcesz to, nie musimy iść. - zmrużyłam oczy i wbiłam spojrzenie w drzewo za Brettem.
Chłopak podwinął kolano pod pierś i zacisnął usta w cienką linię, spoglądając to na mnie – to na swoje buty.
- Co? Nie, nie mówiłam, że nie chcę. Możemy iść, może będzie fajnie. -
Nie, nie będzie fajnie Ivylyn i doskonale o tym wiesz.
Z całych moich sił starałam się robić wszystko, żeby nasz pobyt tutaj był świetny, ale nie za bardzo mi to wychodziło, a to był dopiero nasz pierwszy dzień tutaj.
Ciekawe, jaka będzie nasza pierwsza noc tutaj.
- Spoko, Wyborn wspomniał, że za dwie godziny można się schodzić. W sumie to nawet wcześniej, jeżeli chcemy zgarnąć kije na kiełbaski. - ziewnął, jednocześnie drapiąc się po brodzie.
Przytaknęłam głową i opadłam na trawę, wbijając spojrzenie głęboko w niebo i pełne kształtu chmury.
* * *
- Masz środek na komary? Te pizdy już mnie gryzą. - warknął, gwałtownie zabijając kolejnego komara na kolanie i klnąc pod nosem.
- Zobacz w torbie. -
Pisałam właśnie z mamą, która zadawała mnóstwo pytań jak, jak się czujemy i czy jest fajnie, no ale co ja mogłam jej powiedzieć, nie będąc tu nawet dziesięć godzin.
- Ruszaj dupsko, chyba że chcesz, żebym ciebie stąd wyniósł. - zostałałam pacnięta w głowę i szybko opuściłam namiot, chowając telefon do kieszeni moich czarnych dresów.
Na dworze faktycznie schodziło się coraz więcej ludzi.
Nie było nas aż tak dużo, maksymalnie piętnastoro, nie licząc naszej dwójki.
Do tego wszyscy się znali i chodzili razem na te same studia.Ruszyliśmy w stronę ogniska, które znajdowało się mniej więcej 50 metrów od miejsca, gdzie rozłożone były nasze namioty.
Dokoła ogniska były postawione trzy długie, drewniane ławki, na których siedziała już dwójka chłopaków.
Jednego z nich kojarzyłam z widzenia, a dokładniej dzisiaj rano.
Mocno pofalowane jasne włosy idealnie kontrastowały z jego bardzo jasną karnacją. Na jego ramionach wisiała skąpa niebieska koszulka, pod którą chował się jakiś naszyjnik.
Jego kumpel z kolei był jego kompletnym przeciwieństwem.
Niski, przy kości chłopak z głową pełną czekoladowych kręciołków. Słodko promienna twarz i uśmiech z dołeczkami, które nie opuszczały jego twarzy ani na chwilę. Luźna szara bluzka dopasowana, do jego spodenek do kolan, które okrywały jego nogi.Zajęliśmy miejsce nieopodal tej dwójki, która automatycznie zwróciła ku nam uwagę. Dyskomfort, który czułam był kolosalny szczegulnie, kiedy ich spojrzenia nie opuszczały mojej osoby choćby na chwilę.
Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się pod nosem w ich stronę.
Ku mojemu zdziwieniu obydwoje, szczególnie czekoladowo włosy, odwzajemnili mój uśmiech i machnęli raz ręką, witając mnie przyjaźnie.Nie wiem dlaczego, ale sama uśmiechnęłam się do siebie i powróciłam wzrokiem do Bretta, który nie umiejętnie nabijał parówkę na naostrzony patyk.
- Daj mi to. - zaśmiałam się, wyrywając mu patyk, na którego szybko nabiłam parówkę i oddałam ją z powrotem brunetowi.
- Witam sukiiii! - usłyszeliśmy krzyk za nami i odwróciliśmy się w tamtą stronę, natrafiając na niesamowicie przystojnego blondyna z przeogromnym uśmiechem na twarzy.
Wyostrzając wzrok, wyłapałam niewielką grupkę chłopaków jak i dziewczyn, w której znajdował się także mój brat.Przysunęłam się bliżej Bretta, który mnie przyjacielsko objął i opatuliłam się bluzą. Miałam nadzieje, że naprawdę nie będzie tak źle.

CZYTASZ
Beautiful Catastrophe
Teen Fiction• stwórzmy naszą własną katastrofę • Chcę tylko zaznaczyć, że wbrew pierwszym rozdziałom nie jest to kryminał. I tak, to opowiadanie zdecydowanie potrzebuję poprawy.