songs while writing
Bridges - Erthlings The Difference - Flume, Toro y moi
- Ivylyn tylko nie zapomnijcie dać znać kiedy dojedziecie na miejsce dobrze? A ty Brett jedź ostrożnie.
Moja matka stała na dworze przyglądając się jak Brett pakował walizki do bagażnika, a ja mu w tym pomagałam.
- Dobrze pani Presley. Odkrzyknął chłopak zamykając po chwili bagażnik.
Włożyłam dłonie do kieszeń mojej za dużej bluzy i zacisnęłam usta w cienką linie, patrząc się na mamę stojącą na schodkach przed domem.
Dziś jak zazwyczaj w Pittsburghu padał deszcz, a niebo było całe przykryte ciemnymi chmurami mimo wczesnej godziny.
Miałam na sobie jak zwykle parę ciemno niebieskich dżinsów i zwykłą czarną bluzkę na którą narzuciłam wcześniej wspominaną bluzę. Na stopach miałam luźno zawiązane nike, natomiast włosy związałam w luźnego koka.
- Mamo to ledwie trzy godziny jazdy. Nic nam się nie stanie. Zresztą Brett jest świetnym kierowcą.
Mruknęłam widząc skwarzoną minę mamy po czym lekko ją przytuliłam, a ona pogłaskała mnie po głowie.
Rozumiałam że się martwiła, ale patrząc na to z mojej perspektywy, nie było się o co martwić. Rothrock State Forest nie było wcale tak daleko od Pittsburgha, w dodatku miałam spędzić czas z bratem i jego znajomymi, co było jak siedzenie z babcią Niną i rozmawianie tysięczny raz o tym co będzie na jutrzejszy obiad. Brat był prawiczkiem i perfekcyjny synem. Ja z kolei jak można było już zauważyć, byłam jego przeciwieństwem.
Mimo to zawsze o mnie dbał i starał się utrzymać kontakt, kiedy wyjechał do Nowego Yorku na studia. Ja za to kiedy tylko poczułam że w końcu będę mogła robić co chcę, robiłam wszystko żeby tylko zerwać między nami kontakt.
Podobnie postąpiłam z moimi dawnymi przyjaciółmi, a że wielu nie miałam łatwo było ich zatrzymać w pamięci.
Marco i Larrisa Isac, byli rodzeństwem o ciemnym kolorze włosów i licznych mimo to, bardzo słabo widzialnych piegów. Nie lubiłam o nich rozmyślać.
- Kocham cie Ivy. Brett choć no tu się pożegnać.
Warknęła zabawnie w stronę bruneta, który lekko skrępowany opierał się o swój samochód, po czym przytuliła każdego z nas po kolei kończąc na kiwaniu nam, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie.
Odwróciłam głowę od mamy i głośno westchnęłam uśmiechając się szeroko do Bretta, co od razu odwzajemnił. Oparłam głowę o szybę samochodu, co chłopak oczywiście musiał skomentować i przymknęłam oczy, nastawiając się na drzemkę.
* * *
- Ivylyn nooo. Zaśliniłaś mi tapicerkę! Jękną Brett stojąc przed moim oknem samochodu.
Przetarłam oczy dłonią i niezrozumiale otworzyłam drzwi od samochodu, prawie waląc nimi Bretta w kolano.
- Kobieto uważaj. Masz i wpierdalaj, bo drugi raz się zatrzymywać nie będę.
Podał mi Big Macka i pociągnął mnie za bluzę żebym wyszła z samochodu.
Oczywiste w tym momencie było, że nie chciał żebym jeszcze bardziej mu uświniła samochód, więc nic więcej nie mówiąc usiadłam przy jednym ze stolików na dworze.
Nie miałam pewności gdzie jesteśmy, ale na podstawie świeżych Big Macków oceniałam, że raczej daleko od Pittsburgha, tam rzadko zdarzało się natrafić na świeżę burgery.
Pogoda się bardzo poprawiła, teraz na niebie widniały lekko szarawe chmury, a zza nich delikatnie świeciło słońce. Zrobiło się również o wiele cieplej, a przynajmniej na tyle że musiałam zdjąć moją czarną bluzę.
- Kiedy dojdziemy? Spytałam biorąc kolejnego gryza bułki i głupio wyszczerzyłam się do przyjaciela, który przy okazji palił papierosa obok.
- Ach no tak, pewnie już jesteś zmęczona taką długą jazdą prawda ?
Spytał śmiejąc się do samego siebie i ponownie buchając z buzi chmurę dymu.Figlarnie przewróciłam oczami i pozwoliłam sobie podkraść chłopakowi papierosa, którego chwile później trzymałam już w buzi, wypełniając moje płuca nikotyną.
Powoli czułam jak wracam do siebie, czego nie mogłam powiedzieć o brunecie.
On zapewne po pierwszych trzech dniach miał to wszystko w dupie, on już taki był od zawsze. Myśląc nad tym dłużej, właśnie dlatego go uwielbiałam. Nigdy nie obchodziło go zdanie innych, nigdy nie liczył się z innymi ludźmi na tym świecie. Zawsze był on sam i tylko on.
Do momentu kiedy pojawiłam się w jego, a on w moim życiu.
Odpowiadał nam fakt że byliśmy od wszystkich odizolowani i robiliśmy co chcieliśmy.
Nikt nie miał na nas wpływu i w pewnym sensie patrząc na to z naszej perspektywy byliśmy wolni.
Cóż gdzieś z tyłu wiedziałam że to w każdym momencie może się zmienić.
Wystarczyłoby żeby on lub ja, znaleźli sobie partnerów i z naszą przyjaźnią za pewne byłby koniec. Obydwoje byliśmy cholernie o siebie zazdrośni, jednak nie miałam pojęcia w jakiej kategorii.
- Nie daleko, szacuje że tak z 20 minut i jesteśmy. Chyba że się zgubimy.
Podrapał się po karku wzruszając ramionami i wyrzucając spalonego papierosa do popielniczki obok, po chwili krzycząc do mnie żebym ruszyła dupę i wsiadła do Auta.
* * *
Kolejne 20 minut faktycznie spędziliśmy na błądzeniu w środku lasu.
Na szczęście było jeszcze jasno, co umożliwiało nam rozpoznawanie niektórych dróg.
Nie mal co chwile parskaliśmy śmiechem, rozmawiając o głupotach, co wydawało mi się takie obce, bo dawno już tego nie robiliśmy.
Myśl o tym że spędzimy w ten sposób następne swa tygodnie, dawała mi nadzieje że może jednak wszystko będzie dobrze, a my w końcu powrócimy do starych dziej.
Kiedy po kolejnych 15 minutach w końcu znaleźliśmy plac kempingowy, myślałam że dostane zawału.
Dookoła wielkiego ogniska stały porozkładane namioty na koło nich samochody.
Całkowicie z tyłu widziałam jezioro, a tuż przed nim metalowe schody, które zapewne prowadziły prosto na plaże.
Wszędzie dookoła chodzili ludzie wyglądający na w moim wieku. Wszyscy śmiali się i głośno rozmawiali. Niedaleko od placa zauważyłam mały drewniany domek, który miał za zadanie przedstawiać kiosk i małą restauracje obok.
Na wielu bagażnikach samochodów były porozwieszane kolorowe ręczniki, a mnie aż rozgrzało na widok nagich klat chłopaków koło, których właśnie przejeżdżaliśmy. Tutaj było niesamowicie.
Spojrzałam podekscytowana na Bretta, który posłał mi szeroki uśmiech parkując w wolnym miejscu.
Kompletnie ignorowałam ludzi przyglądającym się nam, którzy wszyscy zapewnię już się znali, a fakt że głośne radio w samochodzie mojego przyjaciela wręcz psuło całą niemalże anielską atmosferę, dodawał mi dużo odwagi.
Dziwnie podsumowanie, ale faktycznie odwagi dodawały mi nie przyzwoite sytuacje, co mówiąc szczerze zdarzało się często.
- No dalej mała wywalaj. Brett wziął papierosa w usta i znowu posłał mi jeden ze swoich złotych uśmiechów.
Nie czekając na nic więcej wyszłam natychmiastowo z samochodu i rozejrzałam się ponownie po wszystkich i wszystkim. Wszyscy powoli zaczęli odwracać spojrzenia, a ja unosząc brew starałam się wyłapać brązową czuprynę loków i czarne okulary.
- Ivylyn! Usłyszałam wołanie gdzieś za mną, a kiedy się odwróciłam zastygłam starając się dopasować twarz mojego brata do tej, co teraz stała przede mną.
CZYTASZ
Beautiful Catastrophe
Teen Fiction• stwórzmy naszą własną katastrofę • Chcę tylko zaznaczyć, że wbrew pierwszym rozdziałom nie jest to kryminał. I tak, to opowiadanie zdecydowanie potrzebuję poprawy.