I. Witamy spowrotem

142 7 3
                                    

*Momenty z finałowego odcinka 1s TUA, kwestie bohaterów nie zostały przeze mnie dokładnie odwzorowane*

[...]
Wszyscy myśleli, że już po wszystkim, że kryzys, jakim była groźba apokalipsy został zażegnany, a jednak..

- Ej.. Ej! Nie chcę szanownemu towarzystwu przeszkadzać, ale Księżyc chyba nie powinien się do nas zbliżać- głośno powiedział Klaus, po czym wskazał dłonią na zbliżające się do Ziemi ciało niebieskie.
- Wow, kiedy to odkryłeś Klaus?- zakpił z brata Ben.
- Mówię poważnie..- odpowiedział brat.
,,Kiedy Klaus mówi poważnie to naprawdę musi być coś na rzeczy"- pomyślał rozbawiony duch.

Wszyscy spojrzeli, przez dziurę w dachu opery na niebo i momentalnie zamarli.

- Oh shit.. Szybko złapcie się mnie, Luther bierz Vanyę!- rozkazał Five.
- Five czy ty chcesz nas wszystkich przenieść w czasie?- zapytał zaniepokojony, a jednocześnie zaintrygowany Diego.
- Nie, tylko tak sobie mówię pod nosem.. Cholera, złapcie się mnie wszyscy! Najlepiej, abyśmy trzymali się za ręce w okręgu.

Nie było czasu na dłuższe przemyślenie planu, trzeba było działać tu i teraz. Wszyscy złapali się za ręce zgodnie ze wskazówkami Five'a. Stres dało się wyczuć od każdego. Do tego, kolejna próba przemieszczenia się w czasie wydawała się totalnym żartem, chociaż czy mieli inne wyjście? Sam Five, sarkastyczny dupek, który na pozór niczym się nie przejmuje za bardzo, stresował się jak nikt. To była definitywnie najważniejsza akcja w jego życiu. Musiał ich przenieść za wszelką cenę.

Powoli wokół bohaterów gromadziła się błękitna łuna, całe rodzeństwo, oprócz Five'a, zmieniło się w 13 latków. Wszyscy popatrzyli po sobie i nie mogli uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. Ben zaczął się uśmiechać od ucha do ucha i spoglądać na swoje ciało, bo wrócił do żywych. Łuna zaczęła przybierać żywszy kolor, księżyc był coraz bliżej, a w głowach wszystkich brzmiały słowa ,,Oby zdążył". Na twarzy Five'a było widać grymas, który świadczył o tym, że naprawdę daje z siebie wszystko. Nad bohaterami zaczął tworzyć się portal, taki sam jak ten, z którego wyszedł Five w dzień pogrzebu ich ojca. Wszyscy trzymali się usilnie za ręce.
Zniknęli razem z portalem, chwila moment, a byłoby za późno..

—————————————————————

Każdy obudził się w soim własnym łóżku. W Akademii. Każdy zobaczył te ściany sprzed lat, swój pokój, wszystko wyglądało tak jak kiedyś. Nikt jednak nie był przekonany do opcji, aby po tym wszystkim pójść spokojnie spać.
-Udało się- wyszeptała Allison, po chwili doszło do niej, że może znowu mówić i poleciała jej łezka ze szczęścia.
Skierowała się do pokoju Vanyi sprawdzić, czy dziewczyna się ocknęła. Vanya była dalej nieprzytomna, Allison przykryła ją kołdrą i wyszeptała ,,Wszystkie będzie dobrze" po czym wyszła zamykając za sobą starannie drewniane drzwi. Przypomniała sobie o Fivie i szybko pobiegła do pokoju chłopaka. Tymczasem reszta rodzeństwa już tam była i patrzyła bezradnie na nieprzytomnego Five'a.
- Przesuńcie się- cicho powiedziała Allison i przeszła przez mały tłum złożony z jej braci, który taranował wejście do pokoju. Allison stanęła obok łóżka Five'a.
- Five, Five, Fiveee. Ocknij się.. Co mu się stało?- zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Jest wyczerpany po tym wszystkim. Obudzi się kiedyś..- odpowiedział Ben.
Po dłuższej chwili Five wreszcie się ocknął.
- Co.. co do diabła robicie w mojej przestrzeni osobistej? Albo wiecie co.. jak już tu jesteście to.. o Allison, Allison przyniosłabyś mi kubek kawy, mocnej najlepiej, za słabo się czuję, aby samemu znaleźć się w kuchni- odpowiedział chłopak przykrywając się kołdrą.
-Emm.. nie mamy tu kawy- odpowiedziała rozbawiona Allison.
- Cały Five- wtrącił Ben z uśmiechem.
- Tak swoją drogą, miałem bardzo dziwny sen, byliście tam wszyscy i ja..
- To nie był sen- po słowach Bena zapanowała dłuższa cisza.

- Shit.. faktycznie.. gdzie jest Vanya?! Wszystko dobrze? Każdy zdołał się przeteleportować?
- Od kiedy jesteś taki troskliwy?- zapytał roześmiany Ben.
- Jeżeli nie odpowiada Ci moje zachowanie to mogę diametralnie je zmienić, nie ma problemu..
- Five uratowałeś nas wszystkich! Nie pamiętasz?-krzyknął dosyć głośno Klaus.
-KLAUS.. - wyszeptali jednocześnie wszyscy zgromadzeni.
- Chyba trochę za głośno to powiedziałem..
- Trochę? Wszyscy śpią, jest 2:00 nad ranem, a ty krzyczysz na cały dom, że Five jest bohaterem. Brakuje jeszcze tylko aby..- nie zdążył dokończyć Diego.

Nagle usłyszeli kroki zbliżające się w ich stronę. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się.

- Dzieci co wy robicie?- spytała troskliwie mama.

Jedna łezka spłynęła po twarzy Diega widząc mamę całą.

- Dzień dobry mamo- odezwał się Klaus.
- My prowadzimy dyskusję na temat takiej planszówki, w którą graliśmy niedawno- odpowiedział błyskawicznie i wymijająco Ben.
-Klaus nie dzień dobry, mamy 2:00 nad ranem słonko, planszówki, o 2:00 nad ranem? I gdzie jest Vanya?- spytała podejrzliwie Grace.
- Vanya jest u siebie, poszła wcześniej spać- oświadczyła Allison.
- Tak planszówka, wygrać z czasem, mieliśmy dzisiaj ochotę  pograć właśnie taką późną nocą w jakąś planszówkę- Five powiedział to co mu przyszło do głowy, po czym pomyślał ,,zajebiście mi to wyszło" i przewrócił oczami.
- Tak- odpowiedziała zgodnie reszta rodzeństwa.
-Mamo, mam prośbę, czy mogłabyś mi przynieść kubek mocnej kawy, wiem, że jest późno, ale prosiłem tych okrutników, a i tak mi jej nie przynieśli, poszedłbym sam, ale jakoś słabo się się czuję.
-Cholera, ile razy mam Ci powtarzać że nie mamy kawy- parsknęła Allison. Five już miał coś odpowiedzieć, ale mu przerwano.
-Przyniosę ci wody- zaproponowała Grace a chłopak nie zaprotestował.

Five rzadko prosił o cokolwiek, starał się być samowystarczalny, jedynie w skrajnych sytuacjach, a ta właśnie była jedną z nich, prosił. Musiał dostać kubek swojego  ulubionego napoju.

- Okrutnicy?- powtórzył rozbawiony Ben.
- Tak, okrutnicy- odpowiedział z uśmieszkiem na twarzy Five.
- Jeszcze nigdy nie widziałam was tak wszystkich razem, to piękny widok, ale idźcie zaraz spać, macie 5 minut. Dobrze, że nie obudziliście Reginalda, zachowywaliście się trochę głośno. Ach tak.. już idę po wodę dla ciebie Five- Grace wyszła z pokoju i skierowała się na niższe piętro.
- Ufff.. prawie wszystko by się wydało- cicho podsumował Luther.
- Co z Vanyą? Mogę do niej pójść?- spytał Five.
- Jest u siebie, ale prędko się nie obudzi, poczekajmy do jutra z odwiedzinami, teraz potrzebuje odpoczynku. Jeju mam ochotę was wszystkich uściskać! Ben! Z tego całego zamieszania nie przywitałam się tak jak należy.. Jesteś już z nami- powiedziała Allison i mocno przytuliła brata, cała reszta zgromadzonych obok nich osób, także uściskała chłopaka.
- Ja też się cieszę, że wróciłem- radośnie odpowiedział Ben.
-Kurna, dzień wzajemnej miłości, chyba pierwszy i ostatni w moim życiu- powiedział pod nosem Five.

Całe rodzeństwo, prócz Vanyi, się przytuliło. W tym momencie Five przypomniał sobie o tych chwilach w jego życiu, gdy znalazł ich martwych, kiedy nie miał nikogo prócz Delores, kiedy był zupełnie bezradny, szybko jednak odgonił te myśli i przytulił ich jeszcze mocniej. W małym pokoiku  trwały rozmowy dopóki Grace nie wróciła ze szklanką wody i natychmiast zagnała wszystkich do spania. Diego próbował się raz wymknąć, jednak został przyłapany przez mamę, końcem końców wszyscy musieli iść przymusowo spać.

Other Story || TUA  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz