Rozdział 4

180 12 6
                                    


Clarke

Prawdziwy duch walki i rywalizacji miał się dopiero obudzić na dobre. Od momentu, w którym dowiedziałam się, że i Bellamy ma zamiar skupić się na zdobyciu pozycji przewodniczącego szkoły, całą uwagę poświęciłam na tym, by go pokonać. Wprawdzie na początku nie miało chodzić o to. Uważam się za osobę naprawdę odpowiedzialną i będącą w stanie skupić się na dobru całej szkoły. Szczerze o nie byłam w stanie powiedzieć tego samego o Blake'u. Prawda, nie znałam go, ale pierwsze wrażenie zawsze ma decydujące znaczenie, czego nie wykorzystał. Pierwszy raz od naprawdę dawna czułam się aż tak zmotywowana i zdeterminowana do działania. Na szczęście miałam także wsparcie od moich przyjaciół, co bardzo mi pomogło. Naprawdę wierzyłam w to, że uda mi się udowodnić temu bucowi, że wcale nie jest tym najlepszym i osoba, za którą widocznie nie przepada, może być od niego lepsza. Co więcej, moja chęć pozostania głową szkoły, zamieniła się w ochotę utarcia nosa Bellamy'emu Blake'owi.

Kolejne dni zdecydowanie należały do tych stresujących. Szczególnie że widziałam jak brunet nie brał w tych wyborach biernego uczynku, a podobnie jak ja naprawdę się starał. Co więcej, dzięki temu jeszcze bardziej podbudował moją determinację oraz chęć przezwyciężenia go. Żyłam dosłownie tylko tym i nawet jego uwagi, które miałyby w jakikolwiek sposób zaburzyć moją pracę, nie działały w nawet najmniejszym stopniu.

Ta energia i chęć zwycięstwa nad drugą stroną utrzymywała się ponad tydzień, aż wszyscy uczniowie zebrali się w auli, czekając na ogłoszenie werdyktu, tym samym poznając nowy skład szkolnego samorządu. Dosłownie od samego rana siedziałam zestresowana, a przy wspólnym śniadaniu z mamą i Marcusem nie byłam w stanie nic przełknąć. Wprawdzie ciągle słyszałam ich motywacyjne gadki, że robiłam wszystko co w mojej mocy, a także zapewnienia, że nie powinnam się niczym martwić. Cóż, pewnie mieli rację, a ja bezsensownie rozkładałam to wszystko na czynniki pierwsze, tym samym tylko bardziej zakopując się w swoich obawach. Niestety, dopóki nie dowiem się jak wygląda prawda, mogłam tylko wysnuwać swoje teorie, a każda z nich mogła się okazać być tą prawdziwą. Siedziałam na tym przeklętym krzesełku, nerwowo podrygując nogą i czując jak cały ten stres zaczyna się we mnie kumulować, tylko czekając aż puszczą mi nerwy.

— Clarke, serio. Będzie dobrze, nie ma co panikować. — usłyszałam spokojny głos Raven, a ja delikatnie skinęłam głową, po czym powoli wypuściłam powietrze.

— Okej, masz rację. — stwierdziłam po chwili ciszy z mojej strony. To w końcu tylko szkolny samorząd, czyż nie? Oprócz tego jedyna na ten moment szansa, by jakkolwiek zatriumfować nad Blake'm. Okej, stres wrócił ze zdwojoną siłą, jednakże teraz tylko oparłam się o krzesło, a wzrok wbiłam na podest, na którym za chwilę miał się stawić dyrektor Roan, wraz z wynikami. To wszystko jest kwestią zaledwie kilku minut, więc muszę przestać tak bardzo dramatyzować.

Na szczęście moja katorga w końcu się zakończyła, wraz z wejściem mężczyzny na podest, a także wzięciem do dłoni mikrofonu, który chwilę później znalazł się przy jego ustach, a on sam zaczął mówić.

— Walka w tym roku była niesamowicie wyrównana i sam jestem pod ogromnym wrażeniem tak pilnego zaangażowania w życie szkoły. Jednakże nie ma już co zbędnie przedłużać. Z dominacją trzech głosów, przewodniczącym, a raczej przewodniczącą zostaje Clarke Griffin. Natomiast drugi równie zdeterminowany zawodnik, jakim jest Bellamy Blake otrzymuje funkcję zastępcy. — po tych słowach, pierwszymi emocjami jakie mnie dopadły, było zarówno szczęście, euforia, jak i satysfakcja. Faktycznie udało mi się dopiąć swego i udowodniłam temu bucowi, że wcale nie jest taki idealny, jak mogłoby mu się zdawać. Niestety, równie szybko na ich miejscu pojawiło się niedowierzanie, jak i wkurzenie. Przecież byli inni kandydaci i Bellamy wcale nie musiał stać się moim zastępcą. W tej chwili już zrozumiałam, że w pewnym sensie zostaliśmy na siebie skazani, a mogłam tego uniknąć w wręcz banalny sposób.

Mimo wszystko nie pozwoliłam mu zrujnować chwili mojej radości. Najważniejsze było to, że moje starania odnalazły swoje skutki w rzeczywistości, a cały ten stres, który mnie niemiłosiernie dręczył, po prostu zniknął. Moi przyjaciele także byli zadowoleni z obrotu spraw i gdy w końcu aula wypełniła się głosami uczniów, dołączyli do nich właśnie oni, mówiąc, że mieli rację i wcale nie musiałam się niczym martwić. Moje usta w końcu się wykrzywiły w delikatnym uśmiechu, a głowę oczyściłam ze zbędnych myśli. Razem ze znajomymi udało mi się opuścić halę, a swoje kroki skierowaliśmy w stronę Sali, gdzie miała się odbyć kolejna lekcja. Wszystko od tego momentu miało przebiec po prostu normalnie. W końcu mój cel został zrealizowany i nie musiałam się niczym martwić na zapas. Właśnie dlatego zdziwił mnie widok Blake'a, który o dziwo szedł bez Murphy'ego u boku, a co więcej – szedł w moją stronę.

Uniosłam delikatnie swój podbródek, nie chcąc mu nawet dać złudnego wrażenia, że ten triumf nic nie znaczył, bo było zupełnie na odwrót. Wprawdzie nie pokazywałam tego jakoś nadzwyczajnie, ale w głębi skakałam jak małe dziecko, które właśnie otrzymało wymarzoną zabawkę. Czułam na sobie świdrujący wzrok zarówno Bellamy'ego, jak i moich przyjaciół, którzy spoglądali to raz na mnie, a raz na nastolatka. W końcu jednak odległość między nami została zmniejszona, a on jakby nigdy nic uśmiechnął się w ten cholerny, charakterystyczny sposób, od którego robiło mi się zwyczajnie słabo.

— Gratuluje, księżniczko. — odezwał się w końcu, a po tych dwóch słowach mnie wyminął, kierując się do grupki swoich znajomych. Przewróciłam oczami, a dłonie założyłam na swojej klatce piersiowej, po chwili także się odwracając do Raven i Harper.

— Nie znoszę go. — stwierdziłam krótko, jednakże na tym się skończyło. Jak postanowiłam chwilę wcześniej, teraz wszystko ułożyło się zbyt dobrze, aby ktoś taki jak Bellamy Blake mógł to zrujnować.

The Night We Met || Bellarke Modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz