"Jestem tu, bo nadal mam pracę"

15 0 0
                                    

Upragniona piętnasta przyszła Alyss niezmiernie wolno. Wyszła z pracy, tym razem się nie śpiesząc zbytnio, aby znowu nie wpaść na kogoś, tak jak poprzednim razem. Do domu weszła cała spięta, nawet nie zaszczycając spojrzeniem Osiedlowego Monitoringu. Dziewczyna cały ten czas denerwowała się samymi myślami o 'randce', a co dopiero powiedzieć, gdy za niecałe półtorej godziny miała się spotkać z Willem. 

A ona była w totalnej kropce. 

Nie miała pojęcia w co się ubrać, uczesać, czy cokolwiek innego, co dziewczyny robią przed randką. Nie wiedziała gdzie pojadą, więc jednocześnie nie wiedziała jakiego typu wybrać strój. Sukienkę, spódnicę i koszulę czy spodnie? Będą w jakiejś restauracji? A może nie? Może pójdą do kina? Nic jej nie powiedział!

W między czasie pod jej drzwi przyjechały kwiaty - żonkile, ale ona nie zwróciła na nie jakiejś szczególnej uwagi. Wrzuciła je do pierwszego lepszego wazonu i postawiła obok poprzednich, a sama dalej stała przed szafą i wybierała ubrania. Liściku również nie przeczytała. Nie teraz, gdy musiała obejrzeć kilka tutoriali z poradami makijażowymi, bo przecież nie umiała zrobić czegoś wybitnie pięknego.

Dlatego po piętnastu minutach stwierdziła, że podkład, tusz do rzęs i jakiś błyszczyk jej wystarczy. Najwyżej Will, gdy ją zobaczy, stwierdzi, że nie warto i zrezygnuje. Dla niej nawet lepiej. 

W łazience wzięła szybki prysznic, zrobiła 'makijaż' i, znudzona, wzięła z szafy swoją jedyną, elegancką sukienkę. Na motorze nie będą przecież jechali. Chyba. Spojrzała na zegarek, który pokazywał jej za piętnaście siedemnastą, więc nie miała zbyt dużo czasu. 

A musiała znaleźć jeszcze buty. 

Szpilek nie założy. Nie ma mowy. Ma się zabić? Zajrzała do szafki, gdzie na samym dnie leżały, kupione w zeszłe wakacje, baleriny. Namówiła ją na nie jej mama, gdy chodziły po galerii dla rozrywki w ich nudnym życiu. Tak naprawdę zgodziła się na nie, ponieważ była promocja i zamiast dwustu złotych kosztowały niecałą stówkę. Jej mama, w przeciwieństwie do Alyss, kupiła sobie przy okazji nowe buty na jesień, zimę i wiosnę. Tak w razie czego. 

Alyss miała te same buty na zimę już trzeci rok. 

Usiadła na sofie i zniecierpliwiona tupała nogą patrząc na zegarek. Dzisiaj czas leciał jej nieubłaganie wolno, przez co jej poziom do nerwicy wzrósł. Nienawidziła, gdy wszystko szło bez pośpiechu. Chciała, żeby ten dzień zleciał błyskawicznie, aby ona mogła zacząć nowy. I tak cały czas. Jednak i na tej płaszczyźnie świat musiał jej nienawidzić. 

Odetchnęła głęboko, próbując się lekko uspokoić i spojrzała na kwiaty, które dzisiaj dostała. Miała trochę czasu, więc mogła szybko sprawdzić co jest na karteczce. Później pewnie będzie zbyt zmęczona, aby to zrobić. Wstała i wzięła do ręki kawałek, tym razem czerwonego, papieru i otworzyła go. 

"ʎusoɹpzɐz ɯǝʇsǝɾ"

Wywróciła oczami i odwróciła karteczkę, patrząc poprawnie na napisany odręcznym pismem tekst. Zmarszczyła brwi 

Nie zdążyła się nawet zastanowić nad znaczeniem tego zdania, gdyż do jej drzwi zadzwonił dzwonek. Spanikowana spojrzała na zegarek, który pokazywał równą siedemnastą, a potem przeniosła wzrok na drzwi. Rzuciła na stolik karteczkę, poprawiła nerwowym ruchem swojego koka i na chwiejnych nogach podeszła wejścia. Przełknęła gulę w gardle i nacisnęła klamkę, otwierając drzwi. Powoli podnosiła swój wzrok na stojącego przed nią chłopaka. Ubrany był w ciemny, dopasowany garnitur. Jego włosy ułożone były w artystycznym nieładzie, a twarz rozświetlał łobuzowaty uśmiech, który odejmował mu lat. Jednym słowem wyglądał jak szczęśliwy osiemnastolatek, który pierwszy raz umówił się z dziewczyną. 

Love, Alyss [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz