"O tej godzinie nikt już prawie nie pracuje"

11 1 0
                                    

Co ta kobieta z nim robi?

A wszystko zaczęło się od tego jednego, niewinnego spotkania w markecie, kiedy nie mogła dostać pomidorów. Potem poszedł do kawiarni, gdzie, jak się okazało, pracowała. Niestety wydawało mu się, że nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Jednakże po tych dwóch nieudanych próbach, w końcu udało mu się namówić tę dziewczynę na spotkanie z nim.

- Skąd jesteś? - zapytał, gdy zobaczył, że jego towarzyszka nie jest skora do zaczęcia rozmowy. Chciał sprawić, żeby przestała być taka nieśmiała. Ale przecież dla chcącego nic trudnego. Spojrzała prosto w jego oczy, a kąciki jej ust podniosły się lekko do góry.

- Ze wsi niedaleko Illinois - odpowiedziała i upiła trochę wina - A ty?

Czyli jednak chce rozmawiać. Dobrze wiedzieć.

- Stąd - oparł się na krześle i kątem oka zauważył zbliżającego się do nich kelnera, ale nie zwrócił zbytnio na niego uwagi. W przeciwieństwie do Alyss, która nie spuszczała z niego wzroku. - Urodziłem się tutaj i nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać. - dopiero, gdy dokończył zdanie przeniosła wzrok z kelnera, który zresztą stał koło ich stolika, na niego.

- Wybrali już państwo coś dla siebie? - zapytał nawet nie zaszczycając ich krótkim spojrzeniem.

Will zauważył zmieszanie Alyss, która nawet nie wiedziała gdzie leży menu. Podsunął jej lekko kartę, a sam zaczął mówić do kelnera swoje zamówienie. Wziął to samo co zawsze, czyli comber jagnięcy w sosie miętowym, a do tego kawior z jesiotra. Na deser wziął sobie krem z pędów sosny z lodami z kory brzozowej. Skończył mówić i spojrzał się na Alyss, która przerażonym i rozbieganym wzrokiem błądziła po karcie.

- Alyss - zaczął gładko, a ona przeniosła na niego swój, wołający o pomoc, wzrok. Rozumiała, że musiała coś wybrać, ale nie miała pojęcia co! Tego jest tak dużo, a ceny są tak kosmiczne, że jedyne na co było ją jakoś jeszcze stać to woda.

Chociaż i tego nie była pewna...

Przełknęła ślinę i przelotnie spojrzała na kelnera, który niewzruszony i wyprostowany stał obok stolika i czekał, aż Alyss złoży swoje zamówienie. Przez tą krótką chwilę dziewczyna zastanawiała się, czy ten człowiek spotkał już tylu niedoświadczonych ludzi, że przestał się denerwować, czy tak dobrze ukrywał uczucia. Jeśli to drugie, to chyba powinien zmienić zawód, bo nie w tą stronę poszedł.

- Eeeee - zaczęła cicho i spojrzała na kartę udając, że się zastanawia.- Poproszę numer piętnasty.- dodała głośniej.

Była to wołowina z botwinką i leśnymi grzybami - najtańsze danie jakie złapała swoim wzrokiem wśród innych. Nie chciała wydawać za dużo pieniędzy, bo w każdej chwili mogłoby się okazać, że płacą oddzielnie, a ona zostałaby na lodzie. I tak za to jedno danie musiałaby wydać oszczędności.

- To wszystko co Państwo sobie życzą? - usłyszała nad sobą głos kelnera, a Alyss zdziwiona spojrzała na Willa. Co jeszcze mieliby dobrać? I tak wydali wystarczająco dużo!

Will spojrzał się na nią pytającym wzrokiem, ale ona pokręciła głową przecząco. Kelner, gdy otrzymał odpowiedź, skinął i odszedł od ich stolika, kierując się w stronę zapewne kuchni.

- Przyjechałaś do tego miasta, ponieważ? - zapytał Will po chwili, zaczynając ponownie rozmowę, którą przerwał im kelner. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o tej dziewczynie, a teraz miał idealną okazję do tego. Nie był pewny czy Alyss zgodzi się na ponowne wyjście z nim. Dlatego musiał wykorzystać to, co ma, doszczętnie.

- Chciałam się wyrwać, być samodzielna. Czułam się tam przytłoczona wszystkim. Chciałam odetchnąć pełną piersią na swój własny sposób, bez rodziny i ich 'pomocy' - zaznaczyła palcami w powietrzu cudzysłów, a chłopak spojrzał na nią zainteresowany - Kocham swoich rodziców, ale potrafią być czasami naprawdę nadopiekuńczy.

Love, Alyss [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz