Rozdział 15

1.5K 137 5
                                    

— Camila, chodź tutaj! — Głos mojego ojca dotarł do moich uszu, kiedy chciałam wrócić do swojego pokoju, w którym czekała na mnie Lauren.

— Czego chcesz? — Rzuciłam z obojętnością, gdy weszłam do kuchni. Oparłam się o blat i złożyłam ręce na piersiach.

— Może trochę grzeczniej, córeczko. — Odparł z przekąsem, nie odrywając wzroku od gazety. 

— Mów, bo nie mam czasu. — Przewróciłam oczami i wbiłam w niego chłodny wzrok. 

— Pojutrze organizuję bankiet firmowy z okazji naszego pięćdziesięciolecia.

— I mówisz mi o tym dopiero teraz? — Zmarszczyłam brwi i słuchałam z zainteresowaniem kolejnych słów.

— Bo nie miałem zamiaru cię zapraszać, ale ludzie zaczęli plotkować. Nie widzieli cię od dłuższego czasu na żadnej ważniejszej uroczystości organizowanej przeze mnie. To źle wpływa na wizerunek mojej firmy. — Odłożył w końcu gazetę i spojrzał na mnie zza swoich okularów. 

— Niech plotkują dalej, nigdzie się nie wybieram. — Oznajmiłam twardo i podeszłam do drzwi lodówki. 

— To jest jedno z najważniejszych wydarzeń w historii firmy! Pojawisz się tam i bez dyskusji! — Podskoczyłam w miejscu zaskoczona, słysząc za swoimi plecami dźwięk uderzenia pięści o blat. Nieco zestresowana mocniej ścisnęłam kartonik soku, który wzięłam do ręki i odwróciłam się niespiesznie na pięcie. 

— Nie mam zamiaru tam iść i udawać szczęśliwą rodzinkę, ty to masz tupet! — Zirytowana wyrzuciłam ręce w powietrze. Poczułam przytłaczającą dawkę uczuć, które przez ostatnie lata starałam się wyzbyć. Wyobrażenie, że przez kilka godzin wszyscy mielibyśmy grać kochającą się rodzinę, powodowało nieprzyjemny ucisk w mojej klatce piersiowej. — Powiesz im, że twoja kochana córeczka wyjechała znowu na jakiś bezsensowny kurs. — Machnęłam lekceważąco dłonią, mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony. — No co? Ostatnio wpadłam na mieście na twoją recepcjonistkę. — Zaśmiałam się sztucznie, przypominając sobie sytuację z zeszłego tygodnia. — Zdziwiłam się, gdy pogratulowała mi ukończenia kursu analizy finansowej i negocjacji inwestycyjnych. — Wzięłam łyka soku, oczywiście siorbiąc przy tym głośno, i pozwoliłam, aby chłodny napój ukoił suche ze stresu gardło. — Jedynie jej podziękowałam i uciekłam jak najdalej. Wiesz, nie mam pojęcia, co ty kombinujesz, ale kurwa nie podoba mi się to. — Dokończyłam, patrząc zmrużonymi oczami w nieokreślony punkt za plecami ojca i ściskając nerwowo w dłoni sok, którego krople zaczęły powolnie spływać po moim nadgarstku. 

— Wyrażaj się do jasnej cholery! — Krzyknął i uderzył pięścią w blat. Tym razem nawet się nie wzdrygnęłam. Na moich ustach pojawił się jedynie uśmiech. 

— Uspokój się trochę, mam gościa. — Upomniałam go. — Masz w swoim zarządzie tylu wspaniałych pracowników, po co wciskasz im kit, że szykuję się do objęcia tej twojej firmy, co? A może boisz się, że gdy przyjdzie na twoje stanowisko ktoś inny, to ujawni twoje brudy? Też bym to zrobiła. — Mrugnęłam do mężczyzny i odepchnęłam się z werwą od blatu. — Cóż, nie mam już czasu, muszę iść się uczyć. — Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę schodów, gdy byłam już w progu kuchni, usłyszałam ponownie głos ojca. 

— W takim razie muszę zabrać na ten bankiet Sofi. — Westchnął teatralnie. Zamarłam w pół kroku. 

— O której mam tam być? — Zapytałam z zaciśniętymi pięściami. 

— O 19 wyjazd spod naszego domu. — Nawet nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że uśmiecha się teraz przebiegle. 

Najszybciej jak potrafiłam, wspięłam się po schodach i jak burza wparowałam do swojego pokoju. Kątem oka zobaczyłam jak Jauregui podskoczyła na fotelu przestraszona. Zamknęłam z głośnym hukiem drzwi, do których wystawiłam środkowe palce niczym dziecko. 

Dare To Dream [Camren] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz