Rozdział 3

24 3 0
                                    

Szarpnął lejcami. Klacz przeszła w galop. W ciągu paru minut dotarli do łuku otwierającego przejście do dworu. Dla bezpieczeństwa przywiązał Płotkę do topoli niedaleko tajemniczych "wrót". Wyciągnął miecz zza ramienia i zaczął bezszelestnie stąpać po ziemi. Każdy wiedźmin znał tę sztukę, gdyż ułatwiało to polowanie na potwora, niektóre z nich były bardzo czuje, nie wykluczając wampirów. Szedł do wejścia szybko, jednak wydawało mu się, że ta chwila będzie się ciągnąć w nieskończoność. Zanim osiągnął celu, opróżnił buteleczkę z eliksirem, dzięki temu mógł widzieć w ciemności. Wszedł w łuk. Brukowa dróżka wydawała się dłuższą, mimo że była taka sama jak poprzednio. Spuścił miecz swobodnie ostrzem ku ziemi i usłyszał plusk wody w fontannie. Z pod tafli wyłoniła się blada twarz o oczach jarzących się na biało z pod wymalowanych powiek, o włosach czarnych i o szczęce, którą otaczają gruba warstwa ochydnie różowej szminki, o szczęce w której brakowało jednego wampirzego kła. Kobieta (a wiadomo, że była to Lilly) była zupełnie naga. Wyłoniła się z wody po pas. Zza murku fontanny wychodziły kolejno nagie piersi, tłowie i reszta. Powiedziała coś do niego po przez telepatię. Poznał to po tym, gdyż nie otwierała ust przy słowach, tylko szczerzyła szczerbatą buźkę w złowieszczym uśmiechu. Potem usłyszał tylko jakieś nawoływanie w obcym języku:

- Chodźcie siostry, jest pełnia, a my tej nocy nie piłyśmy krwi!

- Krwi! - krzyknęły głosy za krzakami z obydwu stron brukowanego chodnika. To było złudzenie i echo. Chowały się gdzie indziej.

- Stoi przed wami wiedźmin, zabójca potworów i nas. Przelejcie więc jego krew, a napijemy się do woli dzisiaj!

- Krwi!

Wybiegły zza fontanny, czyli tam gdzie się ich spodziewał. Wszystkie nagie, z ostrymi pazurach,  szczekającymi kłami i podskakującymi piersiami. Przybrał odpowiednią pozycję i zaczął walkę. Biegła do niego nieco gruba i powolna wampirzyca. Mimo swoich wolnych ruchów rzuciła się na niego z takim impetem, że ledwo zdążył zareagować. Uskoczył. Myślał, że tamta się wywróci, lecz ona tylko złapała równowagę i wyciągnęła do niego swoje długie pazury. Kolejna atakowała go od tyłu. Nie zdążyła go nawet dotknąć, zanim wyjął z cholewami buta sztylet i wsadził jej w brzuch. Gruba skoczyła. Uskok, unik i cięcie. Dwie bruxy już miał za sobą. Wiedźmin pojął rytm w swoich krokach i ruszył na kolejne. Widząc zbliżającą się do niego szczupłą blondynkę, której kły świeciły z daleka, skoczył wysoko. Piękny piruet. Wpadł w tłok za nim. Złożył palce w dziwny sposób i skierował ku blondynce. Fala uderzeniowa odepchnęła ją do tyłu. Zasłona, obrót i pchnięcie. Ostrze przebiło się przez sam środek pleców blondynki, łamiąc przy tym kręgosłup w odcinku lędźwiowym. Spokojne kroki, unik, sparowanie ciosów. Wreszcie wyskok i... cięcie!  Za jednym zamachem zaznaczył swoim mieczem dwie wampirzyce poprzez zostawienie jednakowej rysy na ich gardłach. Lilly uciekała w stronę pałacu. Bez zastanowienia wyciągnął drugą buteleczkę i wypił eliksir. Drugi flakonik zawierał nieco mocniejszą substancję, ktora dodawała mu wiecej mocy i siły. Rzucił puste naczynko w trawę i ruszył w stronę domu stawiając długie kroki. Stanął przed drzwiami i wziął jeszcze raz głęboki oddech. Poczuł, że opaska, którą wiązał włosy gdzieś się zgubiła. Nie użył tym razem kołatki, pociągnął drzwi i wszedł do środka. Nie było tam jednak tak jak poprzednio, miło i przytulnie. Wewnątrz panował mrok, który zwalczała tylko jedna mała świeczka. Wiedźmin wszedł do salonu i spoglądał po kolei na portrety przodków Ludwika. Rozejrzał się po pokoju. Nie było jej tam. Nie miało według niego sensu szukać dalej na dole. Poszedł po schodach w stronę sypialni dziewcząt. Zaglądał pod każde łóżko jednak i tam jej nie znalazł. Chcąc wyjść z pomieszczenia nie mógł otworzyć drzwi. A więc ktoś już wiedział, że wiedźmin zajrzał do tego pokoju. Zaraza, pomyślał Geralt. Bez zastanowienia kopnął z całej siły w drzwi. Kruche drewno rozsypało się. Skierował się w stronę sypialni Ludwika. Wampir już na niego czekał. Odwrócił głowę i wstał z łóżka. Wytrzeszczył czerwone oczy i rzucił się na niego. Białowłosy usunął się na bok, a mężczyzna przeleciał koło niego. Wylądował na równe nogi i podjął się ataku z bliska. Nie było to jednak rozsądne, gdyż w rękach wiedźmina spoczywał półtora metrowy miecz. Niczym opętaniec, Ludwik wyszczerzył kły i skoczył drugi raz. Geralt nie zauważył jednak sztyletu za jego pasem. Wampir wbił go w ciało wiedźmina, jednak z nieuwagi tylko lekko go skaleczył. Ból przeszył Białego Wilka, lecz zanim Ludwik dobrał się do jego krwi, zamachnął się mieczem. Klinga z zamachem przejechała po krtani przeciwnika i zahaczyła o futrynę drzwi. Głowa właściciela strasznego dworu leżała w oddzieleniu od reszty ciała. Nagle Geralt usłyszał skrzyp deski. Miał bardzo czujny słuch, który na pewno nie mógł go zawieść. Wyszedł z pokoju spokojnie i ostrożnie. Jedyne co zobaczył tylko nietoperza wylatującego przez okno na korytarzu. Zwierzak wzbił się w powietrze i zajaśniał na tle pełni. Lilly uciekła. Robota była skończona, ale najgroźniejsza wampirzyca uciekła. Całe zajście nie trwało dłużej niż dziesięć minut.

Był okropnie wyczerpany, co ponadto wykorzystał całą moc eliksirów. Czuł się senny. Bez mocny padł na łóżko Ludwika, nie zważając na ogromne ślady krwi na białej pościeli. 

***

Płotka jechała wolniej niż zwykle. Może to dlatego, że ciągnęła za sobą pięć martwych brux. Jechał z powrotem do miasta. Czuł, że rozmaity grosz wpadnie mu do sakiewki. Zatrzymał się przed domem swojego zleceniodawcy i bez namysłu zapukał w drzwi. 

- Kto i czego chce o tej porze?!

- To ja.

- Jaki ja?!

- Wiedźmin.

Gospodarz zbiegł w mgnieniu oka po schodach i przekręcił klucz w zamku.

- Dobrze, że jesteście, panie, i jak ze zleceniem? Aaaach! - Zląkł się na sam widok; pod progiem jego domu leżały nagie, wampirze truchła. - Czyli robota wykonana? 

- Tak - skłamał, bo nie zapomniał o Lilly. Nie wymienił jej jako siódmej, najniebezpieczniejszej. - Należy się dwieście koron, w okolicy grasowała szóstka wampirów. 

- W takim razie, gdzie jest szósty? - mieszczuch miał już sakiewkę w ręku.

- Tu - Geralt trzepnął zdjętym z juków workiem, a na chodnik wyleciała, już nie tak młodo wyglądająca i jak przedtem głowa Ludwika. Mężczyzna stracił przytomność. Białowłosy podniósł tylko sakwę trzymaną cały czas przez zleceniodawcę w ręku, wsiadł na siodło i ruszył w swoją stronę. 

Wiedźmin: Straszny DwórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz