Rozdział 2

112 2 0
                                    

W tym dzieje się więcej niż w pierwszym, więc zachęcam do przeczytania i zostawienia po sobie śladu... Dobra, przymknę się już...

$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

Rachel spowodowała w mojej głowie wieczny harmider i zakłóciła mój najzwyklejszy porządek. Dzieje się tak zazwyczaj po jej gadaniu na temat, w którym mamy odmienne zdanie.
Jedna półkula nieustępliwie powtarza, że miłość to zło, mieszanka materiałów wybuchowych, które spowodują destrukcję całego systemu wewnętrznego. Druga zaś wtrąca, że może jednak miłość wcale nie jest taka zła jak wydaje się tej pierwszej i że są to uczucia, których nie da się przezwyciężyć. Jasne, że się da! Tylko niech ludzie przestaną mącić mi w głowie, bo wtedy zakłócają prawidłową pracę systemu mojego mózgu. Jakby instalowali złośliwe oprogramowanie, które niszczy od środka.

Wciąż piję pierwszą kawę, a osoba naprzeciw mnie, chyba pije już trzecią i jakby jej ciuchów, kosmetyków i żarcia było mało to jeszcze wcina orzeszki z paczki, które przemyciła z wcześniejszego sklepu spożywczego.

– Tobie dalej mało? – pytam, spoglądając na nią i obgryzając paznokcie. Głupi nawyk z dzieciństwa. Jedna z rzeczy, która towarzyszy mi odkąd pamiętam.

Dziewczyna spogląda na mnie, wygląda jak przyłapana na kłamstwie. Czyżby zdawała sobie sprawę z tego, że naprawdę za dużo je lub zbyt wiele wydaje pieniędzy?

– Trochę więcej jedzenia nie zaszkodzi...

– Skądże – roześmiałam się cicho. – Plus te trzy ogromne siaty, które tu przywlokłaś – Rzucam do niej, wyliczając jej zakupy. Chyba obie jesteśmy złymi przyjaciółkami... ona wylicza mi niechęć do chłopaków, a ja jej ciągłe wydawanie pieniędzy. Istne szaleństwo. – Dawaj te orzeszki. – Zabieram jej kilka z paczki, uśmiechając się cwanie.

Po rzekomej kradzieży jej posiłku, który właśnie spożywała, otrzymałam nadane przez nią obraźliwe określenie. Wiem, że kochasz tę mendę!

$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

Dopijałam swój już drugi napój, choć zdecydowanie nigdzie mi się nie spieszyło. Byłam prawie pewna, że nie uda mi się pomimo użycia jakiejkolwiek siły, wyciągnąć stąd Chel. Naprawdę nie chcę wiedzieć, która jest aktualnie godzina. Nie chcę wiedzieć ile my tu przez nią siedzimy...

– Masz zamiar stąd kiedyś wyjść?

– Kiedyś tak... – mówi, brzmiąc całkiem poważnie. Oszaleję przez nią...

– Kiedyś...

– Nie marudź, Charlie – Już nie mendo? – Pogap się na facetów, jak się nudzisz.

Zabawne...

Ciekawe czy zapomniała, że musimy wstać jutro do pracy... Zwłaszcza, że to był jej pomysł, by jutrzejsza pobudka nastąpiła trochę bardzo wcześniej niż zwykle. Wątpliwe, że tak będzie. Wiadomo, wszystko wina kofeiny z kawy, którą chleje jak uzależniona.

Nie minęło nawet parę sekund od moich myśli, które w tym momencie skupiały się na czymś zupełnie innym, niż na tym, że miłością kieruje diabeł, by zaczaić się na mnie w kącie i porwać, abym tam została poddana praniu mózgu i zapomniała o tym, że miłość to wróg, kiedy zostałam popchnięta i omal nie wleciałam na stół, rozwalając tym samym jego udekorowanie. Przez sekundę nie ogarnęłam co się dzieje, patrzyłam się w stół. Nie usłyszałam za sobą ani be, ani me. Zero. Żadnego przepraszam, nic do cholery, mimo że na to zasłużyłam. Odwróciłam głowę w stronę do której szedł lub szła dana osoba. Szedł. Wysoki blondyn, ale za to jaki burak... Dopiero po chwilce zorientowałam się, że był mocno ciągnięty przez jakiegoś kolesia. Czy można mu to wybaczyć? Nie. Im się nie wybacza za żadne pierdolone grzechy...
Kiedy odwrócił głowę i dokładnie na mnie spojrzał, zamarłam. Nie słyszałam nic wokół, jakbym znalazła się w jakimś transie. Przestałam myśleć, przestałam także nad sobą panować, serce mi jeden jedyny raz zabiło i to cholernie mocno. Mężczyzna wysłał mi przepraszające spojrzenie, a ten drugi pociągnął go dalej. A ja nie wierzyłam własnym oczom, bo co to miało przed chwilą być?
Blondyn, jego rysy twarzy, wszystko, jasny gwint...!

Love is EVOLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz