Mówią, że królowie nigdy nie umierają.
Siadam na murku trzymając nogi przy sobie. Tylko tak mówią...
Spowoduję że to o czym myślę stanie się rzeczywistością. W środku umrze. Może na chwilę, może na miesiąc albo i na całe życie. Był już martwy... dnia jedenastego kwietnia w dwa tysiące szóstym – dzień strzelaniny, w klubie CCC, gdy to ofiarą stał się Proof, genialny muzyk i jego przyjaciel. Nie mogę sobie wyobrazić co tego dnia czuł. Nawet nie chcę. Jestem bezlitosna. Dodatkowo był cholernie bliski własnej śmierci przez przedawkowanie. Co oznacza że był martwy dwukrotnie. Czy to ma spowodować u mnie wyrzuty... sumienia? Chrzanić to. Jako że jest moim idolem, współczuję; ale jako że jest facetem – chcę by stał się martwy po raz trzeci. Nie może mi w tym nic przeszkodzić. Prawda jest najstraszniejsza. Jakikolwiek, nawet i najmniejszy błąd, może wszystko zepsuć. Jeśli się zakocham – to będzie mój koniec. Dlatego nie zakocham się. Nie zakochuję się. Nie mogę nic poczuć.
Wszystko co może wiązać się z uczuciami nie wchodzi w grę.
Mogę nadal słuchać jego utworów, to wszystko. Nie mogę utrzymywać z nim kontaktów jak to się skończy. Zresztą... nawet on by tego nie chciał. Też nie mogę chcieć. Nie będę mogła go pożądać, nic z tych rzeczy... jakbym grała w filmie. To tylko gra. Zero uczuć...Jestem gotowa by podjąć to wyzwanie.
Nie spieprzę tego.
Obiecuję to sobie.
Obiecuję to tobie, mamo.
Biorę głęboki wdech i gwałtownie wstaję, i idę przed siebie. Dlaczego to trwa wieczność? Po raz kolejny słyszę jeden z tych lepszych utworów od niego, do którego przed chwilą przede mną rapował. Damn, już tyle sobie wyobrażam? Czyżby od tej gry mi odwaliło? Nie oszukujmy... lubię go jako rapera. Nie mija sekunda, albo cholerna minuta, pogubiłam się w czasie od myślenia, a potykam się, nie wiem o co, jakiś wystający korzeń, teraz tylko czekam aż moja morda zetknie się z chodnikiem. Czyżby to była kara od Boga za to co chciałam zrobić? Za to że chciałam kogoś zranić? Mhm, jasne. To może mi powiesz, czy mój ojciec Jack dostał karę? Czy chodzi bezkarnie po USA jako obywatel, jak gdyby nigdy nic nie zrobił? Świat bez sprawiedliwości.
Czy mój plan właśnie pójdzie się jebać?
Bo jestem niezdarna. Kurwa mać.
Dlaczego dalej nie upadłam i czuję się, jakbym zatrzymała czas? A może to ja zatrzymałam się w czasie, przed popełnieniem największej głupoty w moim życiu? Warczę do siebie w myślach bym się zamknęła. Za bardzo wszystko roztrząsam. Otwieram oczy, nie mając nawet świadomości że były zamknięte. Co się ze mną dzieje? Mrugam kilka razy. Rozglądam się dookoła. Ludzie się rozeszli. Nie lecę w dół, a jestem w powietrzu. Co jest grane?
Trzymają mnie czyjeś ręce. Nie kurwa. Błagam. Niech to nie będzie scena niczym z pierdolonych romantycznych filmów... Zażenowanie w tej chwili przerasta mnie o głowę. Nie ukrywajmy... mówiąc delikatnie, przewróciłam się. Chociaż nie... nawet nie zdążyłam się przewrócić. Otrząsam się ze stanu kompletnego osłupienia. Nie chcę wyjść na nieogarniętą. Nie przed nim.
Wstaję dzięki jego pomocy.Bierz go. Słyszę w głowie głos Cooper, jak zwykle nastawionej na o wiele za dużo.
Zamknij się. Odpowiadam jej zgryźliwie.
Bierz go, póki wolny.
Zamknij się.
Powracam do rzeczywistości.
– Hej, żyjesz?
Dobre pytanie.
– Chyba – odpowiadam cicho, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Co ja odpierdalam? Próbuję go uwieść? Wiedziałam że to co mam zamiar zrobić jest kiepskim pomysłem. Jednak nie chcę się wycofywać. Nie zrobię tego. – Dzięki... Dziękuję, Marshall.
CZYTASZ
Love is EVOL
Fanfiction"Love is evol. Spell it backwards, I'll show ya" ~~~~~~~~~~~~~ Miłość to zło. Dwa diabły połączone w jedność, co powoduje mieszankę wybuchową. Myślałam tak, dopóki nie spotkałam jego. Miał niebieskie tęczówki, zupełnie jak woda; jego spojrzenie wl...